Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-06-2009, 23:37   #129
Lilith
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Musiała się śpieszyć. W panice zadawała sobie pytania, które być może nie miały już żadnego znaczenia.
Jak długo wędrowała po korytarzach świata Verty? Jak długo jej towarzysze pozostawali zamknięci w czasowej kapsule? Głupia, nierozsądna kobieta! Czy nie zdawała sobie sprawy, że Serce Wszechświata umiera? Czy Kapelusznik nie uświadomił jej na co narażała ich wszystkich włącznie z samą sobą? Istnienie wszystkich żywych stworzeń we wszechświecie. Jaki miała cel w tym, by ich zatrzymać? Po co Kapelusznik ich do niej przysyłał i… czy to K. właśnie ich tu skierował? Może to Verta chciała, by tak myśleli? List! Dlaczego tak bezkrytycznie uznali Kapelusznika za autora owego pisma?

Musiała wracać, szybko wracać. Ożywić swoje ciało. Być może nie było jeszcze za późno na ratunek. Wiedziała już gdzie znaleźć Karolinkę. Teraz musiała wrócić do pokoju. Ostrzec wszystkich. Tylko co to może dać? W czym pomoże im wiedza o miejscu przetrzymywania Siostrzyczki, jeszcze nie wiedziała. Teraz najważniejsze było powiadomienie i wydostanie towarzyszy. Czuła wyraźną ścieżkę. Prowadziła ją wprost do niego. Czuwał, by nie zgubiła drogi.

Oddech wypełnił płuca i natychmiast uszedł wraz z wykrzyczanymi słowami:
- Uwięziła nas w czasie!… -Kilka gwałtownych, spazmatycznych oddechów. – Na zewnątrz czas pędzi, jak wezbrana rzeka! –zawyła z wysiłkiem. - Dni i tygodnie mijają jak mrugnięcie okiem! Nie wiem ile czasu straciliśmy… Jak długo przetrwa jeszcze Serce Wszechświata…
Milczeli, wszyscy milczeli. Blady jak ściana i roztrzęsiony Tim zaciskał dłonie na jej ramionach, wciąż trzymając ją mocno.
- Puść, boli – szepnęła tylko do niego. A gdy zwolnił uścisk, wyciągnęła jeszcze drżącą dłoń i przesunęła opuszkami palców po jego pokrytej kropelkami potu skroni… policzku… ustach… - Dziękuję –uśmiechnęła się lekko.

~ * ~

Względny spokój nie trwał długo.
Pierwszy zareagował Jestem rozpędzając się już bez pytania ich o zdanie, w szarży na ścianę. Nastąpił potężny wstrząs sprawiający, że odruchowo chwyciła Tima za rękaw. Wszyscy zerwali się na równe nogi. W ścianie pojawiły się drzwi. Stopniowo coraz wyraźniejsze i coraz bardziej rzeczywiste. Twarz Żołnierza stężała w oczekiwaniu, kiedy błyskawicznie sięgnął po broń. Nie użył jej jednak.
W drzwiach stała słaniająca się na nogach, starsza kobieta. Kobieta z mechanicznym ramieniem. Na jej twarzy widać było cierpienie.

- Na co czekacie? – Jej głos bardziej przypominał jęk niż mowę. – Uciekajcie zanim wróci Verta. W… w pokoju nr 333 znajdują się rzeczy, które ze sobą przynieśliście… użyjcie teleportera, w głównym pomieszczeniu, inaczej bariery was zatrzymają. Biegnijcie!

Kiedy osuwała się na kolana Dagata już zmierzała ku niej. Na żółtej bluzce doskonale widziała powód słabości kobiety. Dużą plamę krwi na plecach, która teraz obficie zabarwiła też jej bok. Kątem oka ledwie widziała chaotyczną rozmowę Jestem z Lerelei i jego kolejną przemianę.
Dagata podwinęła przyklejoną do ciała, zakrwawioną koszulkę. Z kłutej rany u dołu pleców swobodnie sączyła się świeża krew. Możliwe, że cios długim ostrym narzędziem uszkodził nerkę. Może już było za późno, sądząc po krwawym śladzie, jaki ciągnął się hen w głąb korytarza.

Tim wychylił się lekko poza drzwi. Z bronią gotową do strzału sprawdzał korytarz.

- W porządku. Nikogo.
- Spokojnie, pomogę Ci, połóż się – Wiedźma nie musiała zachęcać. Ranna sama osunęła się na posadzkę opierając się o ramię Dagaty. – Nie ruszaj się teraz, obejrzę to… Nigel! – krzyknęła. – Nóż, podaj mi nóż! I jakieś opatrunki… macie jeszcze opatrunki?
Po chwili rękojeść jej noża znalazła się w jej dłoni. Zamknęła ostrze w drugiej i przeciągnęła gwałtownie. Kropelki krwi wyciekały spomiędzy palców. Rozprostowała je i przyłożyła przeciętą dłoń do krwawiącej rany w plecach kobiety. Skupiła się. Z całej mocy. Wiedziała gdzie musi sięgnąć, gdzie pokierować moc, by zatamować krwotok. Równocześnie jednak wsączała w ciało śmiertelnie osłabionej upływem krwi kobiety, własne pokłady energii.

- Nie zasypiaj –zajrzała w jej bladą twarz. –Otwórz oczy. Mów do mnie.
- O czym? –wyszeptała słabo.
- Jak dotrzeć do pokoju 333?
- Użyjcie windy… numer 3…
- Piętro. Nie zamykaj oczu! Które piętro?
- Najniższy poziom…
- W jakim kierunku musimy szukać?

Krwawienie ustało. Brzegi rany zasklepiły się pod jej dłonią. Jednak krucha równowaga, mogła zostać zachwiana przez cokolwiek. Niewiele więcej mogła zrobić. Mogła dodać jej sił, wtłaczając w nią własną siłę życiową, lecz nie była w stanie uzupełnić ubytku krwi, a to mogło zabić kobietę. Wszystko zależało od stanu jej organizmu, a ten nie był już najmłodszy.
Tim zerkając wciąż za drzwi wysupłał skądś paczuszkę z opatrunkiem i bandaż.

Jestem zaproponował pomoc w szybkim dowiezieniu ich na miejsce, lecz Dagata nie była przekonana czy można narazić ranną na wstrząsy związane z jazdą wierzchem. Słabe połączenia uszkodzonych tkanek mogły nie wytrzymać tej próby. To był najpoważniejszy problem. Oni musieli się spieszyć. Ranna nie mogła.
Nikt nie miał wątpliwości, iż Tim wybierze grupę udającą się na poszukiwanie Karolinki. Znał miejsce jej uwięzienia z wizji Wiedźmy. Niaa zdeklarowała się pierwsza, by mu towarzyszyć. Dagata także. Nie mogli zostawić rannej samej. Nigel miał pomóc jej dotrzeć do pomieszczenia teleportera i tam zaczekać na ich powrót. Reszt była w rękach losu. Ruszyli…
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 21-06-2009 o 23:49.
Lilith jest offline