Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-06-2009, 17:21   #6
AC.
 
AC.'s Avatar
 
Reputacja: 1 AC. nie jest za bardzo znanyAC. nie jest za bardzo znany
Do północy nic się nie wydarzyło, choć las po zmroku opanowała nienaturalna cisza jak gdyby byli w oku cyklonu. Tak jakby nagle fauna, flora i wiatr umilkły na zawsze. Tropiciel przez kilka godzin słyszał tylko śpiących orków i trochę go to przerażało. Siedział jednak i wysłuchiwał pojawienia się innych dźwięków. W końcu obudził jednego z nich oznajmiając mu, że teraz jego kolei na wartę. Wcale im nie ufał, ale nie miał wyboru i kiedyś musiał zasnąć. Wolał w nocy niż w dzień.

Obudził się o brzasku. Las był wciąż mroczny, promienie słońca jeszcze nie dotarły pomiędzy gęstwiny. Yajwin zwrócił w pewnym momencie uwagę na kompletną ciszę, w której się znalazł i szybko sięgnął po broń, której jednak nie znalazł przy sobie. Zerwał się na równe nogi zapominając, że jest na gałęzi i spadł z drzewa haratając sobie skórę. Ostatnia gałąś, o którą zahaczył rozcięła mu głowę i spodowała wstrząśnienie mózgu. Półprzytomny i obity podniósł się z trawy i zwymiotował ostatni posiłek na rzadką trawę.

Głuchy, mroczny bór wydawał się szydzić z niego swoim milczeniem. Różne przerażające myśli pojawiły się w jego głowie potęgowane przez to niezwykłe otoczenie, w którym się znalazł. Wydawało się, że jest obserwowany. Albo, że nadal śpi... albo coś gorszego. Uderzył pięścią w glebę, ale prócz kolejnego bólu obicia nic innego się stało. Po orkach i jego dobytku nie było śladu. A raczej: nie widział śladu. Bo ślady zawsze są, jakiekolwiek. Po prostu było za ciemno. Szubrawcy zrabowali mu wszystko oprócz ubrania i butów. A może to nie byli oni? Może to był potwór czający się gdzieś w tej dziczy? Tej grobowocichej dziczy... dzicz nie jest cicha, dzicz jest głośna... głowa Yajwina rozbolała bardziej od tych myśli. Zrezygnowany usiadł przy drzewie i siedział tak nieruchomo do czasu aż słońce w końcu w należyty sposób oświetliło ziemie.

Ślady były wyraźne - dwóch orków poszło po śladach wgłąb boru. Prawdopodobnie z jego dobytkiem. Prawdopodobnie... a może nie? Może to oni są ofiarami? Albo to oni zamordowali tamtego orka. To czemu on żyje? Najprawdopodobniej to zwykli złodzieje... ale czemu go nie zabili i nie zabrali ubrania? Może ich potwór porwał? Ale czemu nie jego? Czemu nie ma broni, a ma ubranie? Nieważne jednak kto, bo osoba odpowiedzialna zostanie wytropiona, dobytek zostanie zwrócony, a winny odpowie głową. Yajwin powstał i powoli poszedł po śladach zapominając o niebezpieczeństwie, które gdzieś tam się czai.

Gdy tak powoli się oddalał od miejsca upadku jego wymiociny zostały wessane po cichu wgłąb gleby. Coś wyjątkowo odrażającego postanowiło ujawnić się, coś bardziej starożytnego niż sięgają zapiski historyczne... kimkolwiek lub czymkolwiek był to jedno jest pewne: lubił ciszę i samotność. I nienawidził, gdy ktoś deptał jego trawę, bo to było jego terytorium. Jego i nikogo innego. Ani ludzi, ani orków, ani zwierząt, ani nawet owadów. Jedynie roślinom pozwalał przebywać na tym terytorium, bo one potrafiły zachować milczenie i nieruszać się. Wkraczanie na to terytorium to akt agresji, wypowiedzenie wojny. A To lubiło wojny. Lubiło walkę. Ale bardziej lubiło samotność i ciszę, więc nie atakowało innych terytoriów. Sam nienawidził jak ktoś wchodził na jego, więc czemu miałby wchodzić na cudze? A jednak inni tego nie rozumieli, wciąż tu przychodzili niszcząc jego spokój.
 
__________________
Ten użytkownik ma oczy człowieka, który widział piekło... trzyma je w kieszeni.
AC. jest offline