Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-06-2009, 23:00   #6
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Otwarcie oczu jak zwykle powitała z niewymowną ulgą. Ulgą, jak się okazało przedwczesną. Wszystko nadal było nie w porządku. Zamiast na materacu leżała na asfaltowej szosie, a nad sobą ujrzała ponure niebo w kolorze odbiornika telewizyjnego nastrojonego na nieistniejący kanał. Wszechobecna szarość narzucała poczucie odrealnienia. Tak samo jak otaczające ją krajobrazy. Nierzeczywiste, zawieszone gdzieś pomiędzy senną ułudą a samym piekłem. Czy to właśnie tam trafiła? Do piekła? A może wcale się nie obudziła? Śniła sen we śnie? A raczej koszmar w koszmarze… Zagubiła się gdzieś w meandrach swoich sennych mar, zapętliła tak dalece, że nie odróżnia już jawy od rojenia? Dlaczego więc wszystkie bodźce odbierała tak autentycznie?

Ewą wstrząsnęły dreszcze, panika zajrzała jej głęboko w oczy. Wszystko wokół było tak niepokojąco obce. Piętrzące się wokoło zrujnowane pustostany, niekończąca się powierzchnia płyt azbestowych, betonu i asfaltu. Industrialna makabra. Obskurne blokowisko przedstawiało obraz kompletnej ruiny. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że niebawem wszystko zacznie rozsypywać się na jej oczach. I ta upiorna spowijająca wszystko cisza zakłócana jedynie leniwym skowytem wiatru.

Ewa powoli podniosła się z ziemi. Strużki potu spływały na kark i dalej, pod szpitalną koszulę. Co? Szpitalną koszulę? Teraz była już pewna, że koszmar nadal trwa. Tyle, że wystrój nieco się zmienił.

Dopiero wówczas spostrzegła, że nie jest sama. Obok znajdowało się dwóch mężczyzn, jeden już dość podstarzały, drugi powiedzmy dorosły, ale i tak sporo od niej starszy. Ewa struchlała w miejscu. Może i nadal śniła, ale w swoich koszmarach jej strach był zawsze bardzo realny i namacalny. Zupełnie jak w tej chwili. Prawie czuła w ustach jego słony smak. A może to wcale nie strach tylko łzy, które spływały po policzkach wprost do rozchylonych ust?

Widok obcych sprawił, że zaczęła się cofać. Rozejrzała się w panice za swoim plecakiem ale oczywiście nigdzie go nie było. Nienawidziła tego poczucia bezbronności i bezradności. Zerknęła w bok i dostrzegła swoje odbicie w na wpół potłuczonej okiennej szybie. Wydawała się jeszcze bledsza i chudsza niż ostatnim razem gdy przeglądała się w lustrze. Nic dziwnego, w końcu śniła. Wyglądała dosyć upiornie, doskonale wkomponowana w tę infernalną scenerię...

Cofała się tak długo, aż natrafiła za sobą na chłodną powierzchnię budynku. Wokoło leżało porozrzucane szkło i kawałki prętów zbrojeniowych. Tylko cudem nie poraniła sobie bosych stóp.

Nagle zawiał wiatr poruszając gdzieś w oddali falistą blachą i Ewa aż podskoczyła z przerażenia. A później tuż pod jej nogami przetoczył się po ziemi postrzępiony kawałek dykty. Zaczęła się trząść. Wszystkie mięśnie pod wpływem strachu wpadły w niekontrolowany rezonans, usłyszała nawet jak dzwonią jej zęby.

Złapała leżący na ziemi kawałek szkła o podłużnym trójkątnym kształcie. Prowizoryczną broń wyciągnęła przed siebie w kierunku nieznajomych. Ręka drżała jej jak wierzbowa gałązka w wietrzną pogodę.

- Nie zbliżajcie się! – wrzasnęła. – Co tutaj robicie? ONI was po mnie przysłali?

Nie wiedziała po co w ogóle się odzywa. Przecież ci ludzie byli tylko wytworem jej własnej wyobraźni, kolejną wariacją jej powracającego koszmaru. A z koszmarami nie da się dojść do porozumienia, nie da się ich przegonić za pomocą trzeźwych argumentów. One są jak rzep. Gdy raz do ciebie przylgną już nigdy nie puszczą wolno…

Przyjrzała się mężczyznom raz jeszcze. Nie znała ich twarzy, ale czy to wystarczyło by uśpić jej czujność? Mieli co prawda na sobie, podobnie jak ona, białe szpitalne koszule, ale to mógł być kolejny podstęp. ONI uwielbiają podchody, uwielbiają się bawić. Wszyscy są częścią spisku. Wszyscy siedzą w ICH kieszeniach. Policja, politycy, krezusi… Nie może ufać nikomu. Tym dwóm z pewnością także nie.

Zakręciło jej się w głowie. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że ONI ją obserwują. KRUKI SĄ WSZĘDZIE. Czy przybyli za nią aż tutaj? A może to ONI ją tu sprowadzili? A teraz czają się w opustoszałych lokalach posępnych mrówkowców, wyglądają przez pozbawione okien dziury, ukryci w ciemnościach? Patrzą na nią z góry i śmieją się pod nosem…
Hę? Czy to szelest wiatru czy ICH tłumiony szaleńczy chichot?

Zerwała się na równie nogi nadal zaciskając w ręku kawałek szkła. Ten zagłębił się w ciało i wyżłobił w nim płytką ranę. Zaczęła krwawić. Ból niespodziewanie ją ocucił. Odwróciła się na pięcie i zrobiła to, co zwykła czynić co noc, w każdym swoim koszmarze. Zaczęła uciekać.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 26-06-2009 o 23:03.
liliel jest offline