Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-06-2009, 02:45   #37
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Tiny
- Chcesz z nim iść? - spytał olbrzym małą elfkę.
Leżała ona na dnie klatki. Widać było, że czas który spędziła w torbie Tiniego nie przysłużył się jej.
- Nie martw się - syknął smok - Zaopiekuję się nią lepiej niż ty. Jak widać przebywanie w twoim towarzystwie raczej jej zaszkodziło.
- Ale ja... tylko...
- Mówię, nic się nie martw. Małej włos z głowy nie spadnie i będzie miała u mnie jak w raju. Zawiąż mi teraz tą klatkę na szyi i ruszajmy, bo szkoda czasu.
- Może i smok ma rację. - pomyślał zasmucony olbrzym - Uratowałem ją co prawda, ale zapomniałem o niej w tym ferworze walki.
- Dobrze - rzekł Tiny i zawiązał klatkę na długiej szyi smoka.
- Tylko żeby węzeł był mocny, bo nie chcę by spadła jak będziemy lecieć.
Tiny zacisnął sznur z całej siły, aż włókna wydały cichy szkrzypiący dźwięk.
- Już
- Dobrze - odparł smok - W takim razie ruszajmy! Właź na mój grzbiet i chwyć się mocno jednej z łusek.
Tiny spojrzał nieufnie na smoka. Nie podobał mu się pomysł z wzbiciem się w powietrze, ale perspektywa dotarcia do Kamiennego Mostu była zbyt kusząca.
Olbrzym niezgrabnie usadowił się na smoczym grzbiecie i zacisnął mocny chwyt na wystającej łusce.
- Gotowy! - krzyknÄ…Å‚ smok.
Tiny nie zdążył odpowiedzieć, gdy poczuł silny wiatr, który zerwał się nagle. Dopiero po chwili zorientował się, że to skrzydła gada wzbiły te powiewy. W następnej sekundzie jaszczur wisiał już parę metrów nad ziemią, a chwilę później Tiny oglądał świat z perspektywy ptak.
Jasne światło księżyca oświetlało ziemię. Widok który rozpościerał się przed oczami giganta był niesamowity. Wszystko wydawało się takie małe. Wzgórza, lasy, a nawet Wielka Rzeka którą Tiny dostrzegł na horyzoncie. Jedyne co nie zmniejszyło się, a wręcz zwiększyło swoje rozmiary, to świat. Ten był ogromny. Kamienny gigant zobaczył po swojej lewej stronie wielki błękit rozciągający się po sam horyzont.
- To ocean - krzyknął smok, widząc zainteresownie olbrzyma - Tam po prawej, daleko te małe szczyt to Ogniste Góry.
- Jakie one maleńkie...
- W rzeczywistości są gigantyczne, nawet ja nie potrafiłem dolecieć do ich szczytów.
- Szukałeś Korony Władzy? - zdziwił się olbrzym.
- Tak, ale to było dawno, teraz już z tego wyrosłem -zaśmiał się smok.
Lot trwał dalej, a Tiny zdał sobie sprawę jak długa czekałby go droga, gdyby nie pomoc smoka. Musiałby iść wiele tygodni, żeby pokonać odległość która latający gad przemierzył w kilka godzin.

- Obudź się mały - ryknął smok.
Tiny zdezorientowany otworzył oczy.
- No jak smacznie się spało? - pytał chichocząc smok.
- I z czego się śmiejesz? - burknął oburzony gigant.
- Nic ja tylko tak... Nie denrwuj się. Wtuliłeś się we mnie jak dziecko. Jednak jedno muszę ci powiedzieć... strasznie chrapiesz.
Zezłoszczony olbrzym, zamierzył się pięścią by uderzyć smok w grzbiet.
- Dobrze już nie będę - zapewnił jaszczur z uśmiechem i Tiny opuścił pięść.
- Oto nasz cel - rzekł smok, gdy Tiny zszedł już na ziemię - Tutaj się rozstaniemy, dalej musisz iść sam.
Tiny spojrzał w kierunku wskazanym przez smoka. Przed nimi, zaledwie pareset metrów dalej, widać było Wielką Rzekę. Była tak ogromna, że mimo jasnego światła księżyca, olbrzym nie dostrzegł drugiego brzegu. Jedynie Kamienny Most, który tutaj miał swój początek świadczył o tym, że gdzieś tam jest drugi brzeg.

- Na co czekasz - ponaglał smok - Na ciebie już czas, ruszaj.
- Żegnaj więc i dziękuję za wszystko - rzekł Tiny.
- Nie ma za co - odparł gad - Miło mi było. Może się jeszcze kiedyś zobaczymy. Żegnaj.

Tiny ruszył przed siebie. Oglądał się kilka razy za siebie i na smoka, który czekał, aż wejdzie on na most. Gdy olbrzym stanął już na Kamiennym Moście i odwrócił się jaszczura już nie było.
Tiny popatrzył z podziwem na most. Tytani wykonali świetną robotę. Konstrukcja mostu budziła podziw i jednocześnie trwogą. Przeprawa była szeroka, conajmniej dwieście metrów. Bogato zdobione przęsła i balustrady były poprostu piękne. Olbrzym ruszył dalej.
Po paru krokach gdy był już nad rzeką, podszedł do krawędzi i spojrzał w dół. Poniżej z wielką siłą gnała przed siebie potężna rzeka.
- Nic dziwnego, że prawie nikt nie żegluje po rzece. Prąd już przy brzegu jest strzasznie silny. -pomyślał Tiny.
- A ty dokąd? - usłyszał za sobą olbrzym.
Za plecami kamiennego giganta stał wysoki mężczyzna. Wzrostem niewiele ustępował gigantowi. W błyszczącej zbroi i hełmie skrywającym jego twarz, stał parę kroków za Tinym. W jego ręku lśnił ogromny obusieczny topór.

- Pytam ponownie: Dokąd idziesz? - zagrzmiał jego dnośny basowy głos.

Guun
- Umowa stoi - rzekł badacz - A teraz pokaż mi księgę.
- Naprawdę - odparł zdziwony kapłan.
- Oczywiście, że tak. Tylko pamiętaj, przy Kamienny Moście nasze drogi się rozchodzą.
- Oczywiście panie. W takim razie musimy zejść do katakumb.
Obaj mężczyźni wrócili do świątyni. Tam kapłana otworzył ciężkie kamienne drzwi, które znajdowały się za ołtarzem. Zapalił pochodnię i razem z badaczem zszedł na dół po krętych wąskich schodach.
Guun poczuł nagle silny prąd magicznej energii. To miejsce przesycone było jakąś magią. I wbrew temu co mówił młody kapłan o swoim przełożonym, musiał on się zajmować uprawianiem jakieś magicznej dziedziny.
Na dole ukazała się im mała wąska salka. W ścianach wyryto półki na których spoczywały, w większości spruchniałe i ledwo rozpoznawalne szczątki ludzkie.
- Ta nasi poprzednicy - poinformował kapłan.
Kapłan stanął na środku sali, nogą rozgarnał pył. Guun ujrzał właz. Młodzieniec z ledwością podniósł go i po chwili zaczął schodzić po drabinie.
Na dole znajdował się malutka sala na której ścianach stały półki pełne rozmaitych ksiąg.
Guun ze zdziwieniem stwierdził, że w tej sali praktycznie nie ma wilgocie. Bacznie rozejrzał się wokół. Na podłodzę dostrzegł precyzyjnie wyrysowany okrąg z magicznymi symbolami. Pośrodku okręgu stał nieduży podest na którym ułożono szkalną, przezroczystą kulę.

- To święta relikwia - rzekł kapłan - Tak mówi przeor.
- Rozumiem - Guun spoglądając cały czas kątem oka na kulę - Możesz mi pokazać tę księgę.
- Ależ oczywiście - odparł młodzieniec - Już szukam.
Gdy kapłan zajął się poszukiwaniem księgi, Guun podszedł do kuli.
Ledwo zrobił jeden krok w jej kierunku, a jego umysł poraził jasny błysk. Oślepiony badacz przetarł oczy. Gdy ponownie spojrzał na kulę, ujrzał coś co pojawiło się wewnątrz.
Za sprawą niezwykłej magii, zobaczył jak jeden z kapłanów Nasgasha walczy z hordą dziwnych, pokracznych potworków. Kapłan był ranny i widać było że jest bliski śmierci. Guun uśmiechnął się pod nosem, gdy obraz nagle zmienił się.
Badacz ujrzał Kamienny Most na którym stało dwóch gigantów. Jeden kamienny, a drugi w pełej zbroi płytowej. Wyglądało na to, że szykują się do walki. Obraz jednak znowu się zmienił i Guun nie ujrzał rezultatu potyczki. Na miejsce mostu badacz dostrzegł wirującą w powietrzu, błyszczącą złotem i drogimi kamieniami Koronę Władzy.
- Panie... panie słyszysz mnie... panie - Guun usłyszał głos kapłana. Spojrzał na kulę, ale była ona już całkowicie przezroczysta.
- Wszystko w porzÄ…dku?
- Tak... zamyśliłem się tylko... - odparł niepewnie.
- Oto ona.
Kapłan przekazał Guunowi ciężką obitą żelaznymi klamrami księgę.
- To ta strona - kapłan wskazał fragment o którym wspominał na powierzchni.

Kamienny Most
Wieki temu czarnoksiężnik nakazał kamiennym tytanom zbudować most łączący Krainę Zewnętrzną i Wewnętrzną. Chciał by mieszkańcy obu Krain mogli się w końcu poznać. Tytani podjęli się tego zadania i choć było ono niezmiernie trudne, twierdzili że im się uda tego dokonać. Przez dwa lata tytani gromadzili skały i olbrzymie głazy. Dopiero wtedy ich mistrz podjął decyzję o rozpoczęciu budowy. Tytani kolejno wchodzili do rzeki. Ustawili się w długim szeregu w poprzek rzeki. Kolejna grupa ustawiła się przy zgromadzonych skałach. Na znak mistrza tytani zaczęli podawać sobie wielkie bloki skalne. Najpierw zbudowano pięćset przęseł, które następnie zaczęto łączyć. Budowa trwała kolejne dwa lata. Minęło co prawda, aż cztery lata, ale tytani zgodznie z obietnicą wznieśli most łączący obie krainy. Czarnoksiężnik był bardzo zadowolony. Sowicie wynagrodził trud tytanów. Od tej chwili mieszkańcy Krainy Zewnętrznej i Wewnętrznej mogli się spotkać. Początkowo ich stosunki były bardzo przyjazne. Rozkwit handel i wiele istot podróżowało w obie strony. Nie minęło jednak dziesięć lat od momentu zbudowania, gdy pomiędzy mieszkańcami obu krain wybuchały coraz liczniejsze konflikty. Kolejne bitwy i wojny przynosiły coraz liczniejsze ofiary po obu stronach. Czarnoksiężnik patrzył początkowo na to z wyrozumiałością. Wiedział, że konflikt są nieuniknione i przypuszczał, że jak szybko wybuchły, tak szybką się skończą. Niestety każdy następny rok przynosił coraz brutalniejsze bitwy. W dzwudziestym roku od zbudowania mostu, mieszkańcy obu krain zgromadzili dwie potężne armie, po obu stronach przeprawy. Generałowie wydali rozkaz do ataku. Wojownicy ruszyli na siebie z groźnymi okrzykami. Gdy nagle niebo rozdarła potężna błyskawica. Na ludzi padł blady strach.
- Dość! - krzyknął czarnoksiężnik - Dość! Skoro nie umiecie żyć w harmonii już nigdy nie będziecie podróżować tym mostem.
Czarnoksiężnik jednym ruchem ręki, wzbudził potężną falę, która zmyła obie armie z przeprawy.
Po czym powołał do życia Strażnika, który miał bronić przejścia przez Kamienny Most. Od tej chwili to on decydował kto może przejść na drugą stronę. Wieki minęły a Strażnik nie przepuścił nikogo. Tych którzy nie chcieli słuchać jego odmowy i próbowali mimo sprzeciwu przejść, karał on śmiercią.

Tak mówi legenda, ale ja Korvin znalazłem sposób na pokonanie Strażnika. Zapisuje go tu, by służył potomnym. Strzeżcie go jednak bracia, bo w złych rękach może on znowu przynieść wiele nieszczęść i wojen.

A oto co trzeba zrobić.
Strażnik każdemu kto spróbuje wejść na most zadaje pytanie:
- DokÄ…d to?
Należy odpowiedzieć:
- Do domu.
Wtedy Strażnik ponownie zapyta:
- A któż ty?
Wtedy odpowiadamy:
- Jam Telmessos, twój pan.
Starżnik pokłoni się, ale zapyta jeszcze o jedną rzecz. Nie ważne co to będzie, odpowiedź jest jedna.
- Korona WÅ‚adzy.
Tym sposobem przechodziłem przez Kamienny Most wielokrotnie i gwarantuje swoim słowem jego skuteczność.

Korvin De Kloest

- Możemy ruszać - powiedział Guun, gdy skończył czytać.
- Jeszcze panie tylko wejdÄ™ do swej izby i wezmÄ™ potrzebne rzeczy.
- Dobrze ruszajmy zatem.
- Peter! Jesteś na dole? - obaj mężczyźni usłyszeli głos starca, który schodził po schodach - Mówiłem ci, żebyś pod moją nieobecność nie buszował po bibliotece.
- A niech to.... - szepną kapłan - To przeor wrócił. Co teraz panie?
- Nie martw się ja to załatwię - odparł Guun, a w głowie układał już plan, jak wyjść z tej kłopotliwej sytuacji.

Thorius
Krasnolud zaczął się wycofywać. Nie był bynajmniej tchórzem, ale świadom grożącego mu niebezpieczeństwa, wolał go uniknąć. Był już blisko upragnionej Korony, więc nie mógł pozwolić sobie na głupi błąd, który mógł go kosztować zbyt wiele. Ostrożnie stawiając każdy krok wracał do okrągłej komnaty.
Serce waliło mu jak oszalałe.
W podziemnych korytarzach rozległo się kolejny ryk.
- Wrrrrrahhhh!!!
- Cicho bądź! - dało się słyszeć w odpowiedzi.
Thorius najpierw pobladł, a po chwili wybuchnął głośnym śmiechem.
- Ja głupi! - pomyślał - Przecież to krasnoludzka mowa. To musi być jakiś mój rodak.
- Kto tam jest? - Thorius usłyszał delikatny strach w głosie współplemieńca.
- Spokojnie bracie - odparł - Nazywam się Thorius Stonefist.
- Jesteś krasnoludem - spytał zbliżający się głos niepewnie.
- Oczywiście, że tak. Skąd inaczej znałbym krasnoludzką mowę.
- No tak, ale się wygłupiłem.
- Wrrrhhhhhaaa - rozległo się ponownie.
- Cicho będziesz - krzyknął krasnlud
- Co to za bestia z tobą idzie? - spytał Thorius.
- Nic się nie bój to mój ogar. Pomaga mi w poszukiwaniach. Poczekaj! Stój tam gdzie jesteś, zaraz do ciebie przyjdę.

Thorius czekał z niecierpliwością na pojawienie się krasnoluda. Po kilku minutach na końcu korytarza pojawił się blask pochodni, a po chwili dwaj krasnoludzi stali obok siebie.
- Witaj bracie! Nazywam siÄ™ Grumil Harthnec, a to jest Puszek.
Thorius spojrzał na swojego brodatego rodaka. Po sprzęcie jaki miał na sobie i ze sobą można było wywnioskować, że trudnią się tym samym fachem. Obusieczny topór, kolczuga i okrągła tarca na plecach świadczyły, że Grumil raczej nie żyje z wypasu owiec.

Następnie Thorius spojrzał na bestię, którą Grumil miał przy swym boku. I gdy nie była ona na łańcuchu, pewnie wolałby nie stać w jej pobliżu.

Bestia szczerzyła złośliwie kły i warczała nieprzyjemnie. Na domiar złego wzrostem dorównywał krasnoludom.
- Nie bój się. Puszek swoich nie rusza - uśmiechnął się Grumil i podrapał bestię za uchem. Ogar tylko za mruczał przyjacielsko.
- Skoro tak mówisz, to w porządku. Opowiedz lepiej co tu porabiasz?
- No cóż - pociągnął nosem kranoslud - Przeczesuje te cholerne podziemia w poszukiwaniu pewnego przedmiotu, zwą go Amuletem Życzeń.
Thorius zdziwił się, bo myślał już że Grumil podobnie jak on szuka Korony Władzy, a tu proszę jakiś amulet życzeń.
Thorius zamyślił się. Zastanawiał się czy może powiedzieć Grumilowi czego szuka. Nie znał go, a przypadek dziwnych kapłanów, uświadomił mu że nawet przyjaciel może zdradzić jeżeli chodzi o Koronę. A może Grumil jest właśnie tym, kogo szukałem. Kimś z kim zdobędę Koronę i będę siedział popijał piwko i prowadził uczone dysputy.

Elrix
- Myślisz, że ściga nas cała straż tego miasta, czy to jakaś inna grupa? Bo jeżeli to straż to nie ma co wracać do obozu aktorów... - rzekł smokowiec będąc już jedną nogą za oknem.
- Musicie wyjechać z miasta - odparł mag - I to jak najszybciej. Jeśli tu zostaniecie grozi wam śmierć. Kierujcie się tą ulicą cały czas w dół, doprowadzi was ona do bramy. Powodzenia i żegnajcie.
Smokowiec nie czekał na więcej informacji. Sprawnie i pewnie zaczął schodzić w dół. Będąc w połowie drogi usłyszał krzyk z dołu:
- Tam jest na linie! Strzelaj! - po tych słowach Elrix usłyszał świt strzały, która odbiła się tuż obok niego od ściany.
Przyspieszył tempo i już po chwili był na balkonie. Niestety drzwi były zamknięte i choć smokowiec naparł na nie z całej siły, nie udało mu się ich otworzyć. Spojrzał w górę. Laura właśnie schodziła w dół. Smokowiec musiał przyznać, że robiła to o wiele zręczniej od niego. Na dole nadal trwała próba ustrzelanie ich. Kolejna strzała odbiła się od ściany.
- I co teraz? - spytała Laura.
- Improwizujemy. - odparł Elrix.
Chwycił krzesło, które stało na balkonie i rzucił je piętro niżej, by odwrócić uwagę napastników.
- Tam są! Strzelaj! No już, na co czekasz! - krzyknął ktoś.
- Sznur od bielizny - powiedział smokowiec - Złap mnie za szyję.
Laura posłusznie chwyciła go z całych sił za szyję. Elrix złapał sznur, wyciągnął miecz, odciął linę i skoczył. Poleciał niczym Tarzan na lianie i wpadł w okno sąsiedniego budynku. Oboje potoczyli się po podłodze i zatrzymali na stole.
- Co jest! -krzyknął wybudzony ze snu mężczyzna.
- Spokonie - rzekła Laura - My tylko na chwilę. Tędy - rzuciła już do Elrixa, otwierając drzwi na korytarz. Zbiegli po drewnianych schodach na dół i wyszli na sąsiednią ulicy. Zgodnie z radą maga ruszyli w dół. Nagle usłyszeli tętent kopyt. Rzucili się w najbliższy ciemny kąt i czekali, nie oddychając nawet.
Dwaj konni stanęli zaledwie metr od ich kryjówki.
- Gdzie oni są? Nie mogli przecież uciec daleko, obstawiliśmy cały dom.
- Nie martw się panie, znajdziemy ich. Moi ludzi pilnują obu bram wyjazdowych, nie wymkną się. Tym bardziej, że nie znają wcale miasta.
- To dobrze! Pamiętaj, że dziewczynę muszę mieć żywą, tego gada możecie odrazu zabić.
- Tak jest panie! Jeźdzmy nic tu po nas.
Jeźdzcy odjechali, znikając za rogiem. Nadal było słychać kroki szukających ich ludzi. Wyglądało na to, że jest ich wielu i dość gęsto krążą po okolicy.
- Co teraz Elrixie? Słyszałeś bramy już pilnują, nie wyjdziemy stąd żywi. Co dalej zamierzasz improwizować?
- Tak, daj mi tylko chwilę pomyśleć.


ZAJRZYJCIE DO KOMENTARZY
 

Ostatnio edytowane przez brody : 29-06-2009 o 02:45. Powód: dopisek
brody jest offline