Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2009, 01:37   #8
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Ambicja. Ambicja zżerała go do cna gdy zagłębiał się w pracy umysłowej. Nic się wówczas nie liczyło. Krzyki z podwórka sprzed bloku. Śmiechy od strony korytarza. Włączony u sąsiada telewizor. Był tylko on i stojący przed nim problem do rozwiązania. Problem, który nieraz i nie dwa po prostu nie miał żadnego rozwiązania. Konrad niemniej potrafił siedzieć nad konkretnym tematem godzinami nie orientując się nawet w tym, że życie nocne cichnie wokół niego pozostawiając go samego w swoim świecie. Tak też było i tym razem. Muzyka cichutko brzęczała w dwóch sfatygowanych głośnikach Sony gdy wykładowca pośród pozornie bezładnej sterty zapisanych kartek i zdjęć zalegających na biurku, notował ostatnie spostrzeżenia i wnioski z zebranych przez doktor Monice Campas materiałów. Odsunął się z krzesłem od biurka by rozprostować nogi i przeciągnął się do tyłu. Trzy seledynowe tabletki nadal czekały na swoim miejscu, obok niedopitej herbaty. Przed snem... Zgasił monitor komputera i wyłączył głośniki, tak że nocną ciszę przerywał już tylko spracowany wiatraczek z tyłu obudowy. Wstał i otworzył okno. Zimne powietrze wtargnęło do małego pomieszczenia odświeżając lekki zaduch źle klimatyzowanych pomieszczeń. Zegar na ścianie wskazywał trzecią czterdzieści pięć. Ursynów spał. Wyjął z kieszeni bluzy zapalniczkę i paczkę fajek i wyciągnąwszy jednego zapalił wciągając orzeźwiający chłód głęboko w płuca. Skupił wzrok na majaczących w oddali światłach przęseł mostu siekierkowskiego. Lekarz kazał mu patrzeć jak najwięcej w dal. Wzrok jednak i tak mu się pogarszał. Nic dziwnego zważywszy na ilość godzin spędzanych przed komputerem. Miał to jednak gdzieś na razie. Zawsze były jakieś pilniejsze sprawy.
Wypuścił dym na zewnątrz i stał tam jeszcze dobrych parę minut póki nie wypalił drugiego fajka. Dopiero wtedy wziął co miał wziąć i zamknął okno. Czas był położyć się do łóżka.

Nigdy nie śnił o niczym, a w każdym razie nigdy od... od dawna. A może po prostu nigdy nie pamiętał. Tak czy inaczej wcale mu snów nie brakowało. Tym razem jednak gdy otworzył oczy, było nieco inaczej. Czuł się tak jakby zgubił nagle jakiś wątek i jedyne co cieniowało na rzeczywistości to pozostała po tym co było wcześnie, dziwna mieszanka gniewu, strachu... i jakby obecności kogoś obcego.

Dopiero teraz zwrócił uwagę na otoczenie. Pamięć. Pierwsza myśl. Coś się musiało wydarzyć w nocy, czego nie pamiętał, ale... ale to miejsce... racjonalizm z jakim zwykł oceniać wydarzenia rozbił się o przygnębiającą pustkę i szarość okolicznych konstrukcji, eksplodując setką wystraszonych pytań, która w niekontrolowany sposób przewinęła mu się przez myśli. Jak? Gdzie? Dlaczego? Skąd? Po co? Kiedy? Czy rzeczywiście się obudził, czy może właśnie śni? Czy zawsze o tym śni, a rano zapomina? Nawet nie starał się ich opanować i uporządkować. Ze zdziwieniem i niedowierzaniem spojrzał najpierw na swoje dłonie, a potem na strój. A potem zauważył ich. Blond dziewczynę, która coś mówiła. Jej słowa prawie nie przebijały się przez chaos pytań w głowie Konrada, a szkła w jej dłoni niemal nie zauważył. A jednak widział ją. Żywą i przerażoną... było w tym coś niezrozumiałego i dziwnego, czego nie mógł uchwycić. No i ten drugi szpakowaty mężczyzna o zniszczonej twarzy obok. Starszy z wyglądu i niemniej przerażony niż dziewczyna. Powiedział coś o piekle.... nieee... Nie. To nie piekło... ale co? Na pewno nieprawda. Efekt uboczny psychotropów. Tak Nie zdarzały się wcześnie, ale ostrzegali... ale skąd ta dwójka? Skąd ten świat? Nie znał tego miejsca. Nie mógł go sobie wyobrazić? Nieee... nie możliwe... tak. Dziewczyna uciekła zdobiąc popękany asfalt kropelkami krwi. Leżał na pewno u siebie w łóżku. Mężczyzna coś powiedział i też ruszył biegiem za nią. Po chwili ginęli za zakrętem. Ginęli? A może ich w ogóle nie było? Od początku był tu sam. W jego własnym przywidzeniu. Może widział gdzieś na ulicy twarz tego mężczyzny. Może podobna dziewczyna mieszkała w bloku obok. Nie istnieli. Wystarczyło uosobić w nich własny strach. Skup się kurwa, skup się!

Zamknął na chwilę oczy zbierając myśli i po chwili otworzył je ponownie. Miał tylko niewielką nadzieję, że zobaczy naciekniętą od sufitu ścianę swojego pokoju. Serce nadal waliło jak szalone, ale czuł, że może już się swobodnie poruszać. Wziął głębszy wdech oparów umarłego miasta i rozejrzał się raz jeszcze. Jakaś stara gazeta przeleciała obok niego podskakując w miarowy takt podmuchów wiatru i zatrzymała się na jego łydce. Pożółkły papier rozdarł się na dwie części pozostawiając jedną otuloną wokół nogi Konrada, a drugą oddając stęchłemu wiatru. Mężczyzna pochylił się, by zdjąć z siebie śmieć. Pozacierane ciemne ślady po druku uniemożliwiały przeczytanie czegokolwiek. Pozwolił by gazeta wyleciała mu z dłoni. Poszybowała znacznie wyżej niż poprzednio odbijając się od lampy ulicznej i zniknęła gdzieś w jednej z ziejących czernią dziur po oknach bloku.

Trzask. A może mu się wydawało? Od strony pobliskiego bloku. Zrujnowane wejście wpuszczało do środka niewiele światła. Konrad podszedł parę kroków i zajrzał do środka. Znów wytwory jego wyobraźni? Czy coś innego? W głębi widać było rzadko oświetlaną przez dziury w murze klatkę schodową. Obdrapany tynk ukazywał spod nic nie przypominającego graffiti, brudnopomarańczowe cegły. Nagłe tknięcie. Klatka schodowa... Wyjść na górę. Na dach. Rozejrzeć się...
Wszedł do środka.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline