Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-07-2009, 15:49   #125
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Wieczorem po powrocie na statek Andiomene zamknęła się w swej komnacie i postanowiła napisać list do rodziny, którą to czynność od dłuższego czasu odkładała. Spotkanie z Albim uświadomiło jej jednak, że rodzice, podobnie jak on mogli słyszeć pogłoski o jej śmierci i z pewnością przysporzyło im to sporo cierpienia. Jej duma nie powinna krzywdzić bliskich. Nie chciała jednak ostatnich wydarzeń utrwalać w wiadomości. Długo zastanawiała się nad właściwymi słowami i ostatecznie napisała tylko pozdrowienia. Podpisała list zastanawiając się czy kiedy dotrze do rodziny ona ciągle jeszcze będzie żywa. Każde kolejne zadanie było zdecydowanie coraz bardziej niebezpieczne. Zasnęła rozważając swoją obecną sytuację.

Poranek rozpoczął się wspaniale. Cena jaką udało jej się uzyskać za towary, bardzo ucieszyła dziewczynę. Natomiast perspektywa pozbycia się z pokładu golema z jednej strony cieszyła z drugiej napawała strachem. Andiomene przychodziły do głowy wszystkie okropne rzeczy jakie mogą się wtedy wydarzyć.

Potem wybrali się do menażerii, by zdobyć informacje o planecie na którą mieli się udać i wtedy po raz pierwszy uświadomiła sobie co oznacza dla niej wybranie się na planetę Askorbitów.
Z najwyższym trudem zwalczyła odruch wymiotny i potrzebę natychmiastowej ucieczki. Jednak nagła bladość, na raczej ciemnej twarzy dziewczyny z pewnością mogła zwrócić uwagę kogoś bardziej spostrzegawczego wśród towarzyszy. Wycofała się do tyłu ze słowami:
- Porozmawiam z il Nadhan – W jej głowie kołatała się jedna myśl: ~Może śmierć od trucizny wcale nie jest taka najgorsza...?~
Gdy tylko skryła się za załomem muru przestała udawać, że czuje się normalnie. Zgięta w pół rozstała się ze swoim dzisiejszym śniadaniem. Mimo, że opróżnienie żołądka przyniosło jej ulgę, nadal dygotała jak w febrze. Nie wróżyło to dobrze misji dyplomatycznej jaką mieli odbyć. Nie miała najmniejszego zamiaru opuszczać statku, ani spotykać się z robalami. Nawet nie chciała myśleć jak wygląda ich rodzinna planeta!
Przez chwile oddychała głęboko, stosując ćwiczenia relaksujące. To zawsze ją uspokajało w momencie stresu. Kiedy poczuła się lepiej udała się do miejsca gdzie ostatnio widziała właściciela menażerii.


Wyglądało na to, że il Nadhan akurat ukończył przemowę i skupisko gapiów powoli rozchodziło się do klatek, by porównać okazy z jego opowiadaniami. Dziewczyna ruszyła w jego kierunku pewnym krokiem, nikt nie mógłby poznać w jej dumnej postawie, osoby, która jeszcze chwilę temu przeszła załamanie nerwowe.
- Chciałabym zaczerpnąć z twej wspaniałej wiedzy i zalać się blaskiem twej chwały podróżniku. Czy zechcesz poświęcić mi kilka chwil z twego cennego czasu? - Obdarzyła go szerokim, pełnym zachwytu uśmiechem.
Właściciel Menażerii, dostrzegając Andiomene, zeskoczył z podestu i ukłonił się nisko, powstając z szerokim uśmiechem:
- Mówiono mi, iż przybędzie do mnie poszukiwaczka wiedzy ale nie spodziewałem się kobiety o tak wyjątkowej urodzie. Cóż skromny podróżnik może zrobić dla szlachetnej Pani? Gawiedź na chwilę zajęła się eksponatami, więc możemy porozmawiać w spokoju.
- To zaszczyt dla mnie, że mogę zaczerpnąć ze studni twej wiedzy panie. Jestem szczególnie zainteresowana Askorbitami i ich rodzinną planetą.
- Tak, dostrzegłem właśnie, że Ty, moja Pani, i Twoja grupa zainteresowaliście się przedstawicielem tej mrocznej rasy. Zacznijmy więc może od zielonego piekła, którym jest Severus, ich rodzinna planeta. Zamieszkujący ją Decadosi, stworzyli jedynie parę umocnionych placówek na ogromnej, porośniętej trującą dżunglą powierzchni. Sami boją się wychodzić poza ochronne mury swoich grodów i robią to wyłącznie wtedy, gdy udają się wgłąb lasów w poszukiwaniu drogocennych kamieni. Te właśnie są jedyną rzeczą, która nadal trzyma tam ludzi. Ponoć grunt pod zielonym piekłem ponabijany jest szmaragdami, niczym królewska kolia. Jednak nie zawsze było tam tak niebezpiecznie. Niegdyś władcy lasów - askorbici nie walczyli z ludźmi. Biernie poddawali się ich rządom. Lecz zmieniło się to parędziesiąt lat temu, gdy poczwary wypowiedziały obecnemu Rodowi wojnę. Nie wiadomo, jak do tego doszło ale od tego czasu mało która ekspedycja jest w lasach bezpieczna. Pozostała flora i fauna również stała się bardziej agresywna, jakby odpowiadając na zew askorbitów.
Podczas opowiadania mężczyzny, kobieta zbladła ponownie. Zwrot „zielone piekło kojarzył jej się dokładnie z tym czego nienawidziła najbardziej – nieujarzmiona dzika przyrodą!
- Jeśli planujesz tam podróż, moja droga Pani, radziłbym się zaopatrzyć w ubrania lub zbroje okrywające całe ciało, a do tego duże zapasy odtrutek
– kontynuował dalej podróżnik - Ta planeta zdecydowanie wroga jest ludziom i starczy małe ukłucie lub zadrapania, by umrzeć w męczarniach w zielonym piekle. Jest jeszcze jeden problem, który wielce utrudnił moje wojaże. Dżungla na planecie jest niesamowicie gęsta, a miejsca, gdzie wylądować można mechanicznym ptakiem bardzo rzadkie. Dlatego też potrzebne są długie marsze.
- Przez te dżunglę?
- Głos Andiomenę drżał - Nie masz przypadkiem ochoty wybrać się tam ponownie? - Dodała z nadzieją w głosie - Albo znasz może kogoś, kto wybrałby się z nami jako przewodnik?
Spojrzał z rozczuleniem i współczuciem na pilotkę - Niestety, związany jestem kontraktem na następne trzy podróże. Czeka mnie polowanie na Malignatiusie, rola przewodnika na Ungavoroks i badanie nowego gatunku odkrytego na Stosie - rozłożył bezradnie ręce w przepraszającym geście.
- Znam tylko członków mojej kompanii, a Ci również podpisali już umowy. Ale z pewnością znajdziesz Pani kogoś na miejscu, w jednej z fortec Decadosów. Choć tanie to zapewne nie będzie. Mało kto decyduje się na podróże nieprzetartymi szlakami innymi niż do kopalni szmaragdów.
- Mam nadzieję że jednak uda mi się kogoś znaleźć...
- Popatrzyła uważnie na mężczyznę:
- Te odtrutki... to jakieś szczególne? Wiesz może kto nimi handluje, albo masz jakieś na sprzedaż?
- Mogę Ci, Pani trochę oddać, ostatnio i tak stosujemy nowoczesne odtrutki uniwersalne. Na Severusie jest tyle trujących i jadowitych gatunków, że ciężko przygotować się na coś konkretnego.

Popatrzył uważnie na kobietę, a potem jak gdyby podjął jakąś decyzję dodał:
- Miałbym w związku z tym, tylko jedną skromną prośbę - wyjął z torby zawinięty w skórę pakunek - oto urządzenie do rejestrowania obrazu - Gdybyś pani zechciała uwiecznić co piękniejsze widoki i rzadkie gatunki, z chęcią zapłaciłbym za zebrany materiał.
- Rozumiem: śmierć na tysiąc sposobów...
- W jej głosie można było usłyszeć rezygnację i pogodzenie się z nieuniknionym. Wzięła od niego urządzenie i uśmiechnęła się niepewnie:
- Niestety nie mogę dać gwarancji, że powrócimy z tym żywi...
- Rozumiem ale wierzę w to, że nasze drogi się jeszcze zejdą, Pani
- uśmiechnął się do niej z niekrytym podziwem.
- Czy chciałabyś wiedzieć coś jeszcze? Wiedza jest najpotężniejszym sprzymierzeńcem na wrogim świecie.
- Dziękuję za rady i dobre słowo
- Ukłoniła się wytwornie i uśmiechnęła ponownie do mężczyzny - Każda rada i ostrzeżenie jest na wagę złota. Mam wolny dzisiejszy wieczór. Może porozmawiamy w jakimś spokojnym miejscu. Opiszesz mi panie typowe pułapki i niebezpieczeństwa na jakie możemy trafić.
Wielki Łowczy wyraźnie się rozpromienił:
- Oczywiście, będzie to dla mnie zaszczyt. Mam skromny dom za murami. Rzadko mam czas, by tam mieszkać ale powinien chwilowo zaspokoić nasze potrzeby. Pójdę tylko po obiecane odtrutki, wydam polecenia pracownikom i możemy ruszać.
Andiomene zdawała sobie sprawę, że każdy okruch wiedzy, który uda jej się zdobyć, może okazać się bezcenny i może uratować im życie. Musiała zdobyć jej więc jak najwięcej. Podeszła do kręcącego się w pobliżu Amxa i poinformowała go o tym czego się dowiedziała i ze prawdopodobnie wróci późnym wieczorem. Potem poprosiła jeszcze Duncana by zajął się sprawą zaopatrzenia w jedzenie, kombinezony ochronne i dodatkowe leki i odtrutki. Miała nadzieję, że zna się na handlu wystarczająco, by nie puścić ich z torbami.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 07-07-2009 o 18:53. Powód: Zmiana klimatu obrazka :D
Eleanor jest offline