Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-07-2009, 18:19   #12
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Łacina. Nie rozumiał słów, ale czuł się jakby je skądś znał. Jakby odżyło nagle jakieś dawno zagrzebane gdzieś wspomnienie. Poza nimi nie było jednak nic co by w jakikolwiek sposób odstawało od obrazu ruiny. I znów jeszcze raz ten sam wers, ale tym razem tuż za nim!

Odwrócił się gwałtownie na pięcie ciężko oddychając ze strachu. Nic. Tylko gwiżdżący na ulicy wiatr. Serce waliło jak szalone. A jednak przed chwilą niemal czuł czyjś oddech na karku...

I znów! Kalecząc bosą stopę o kawałek gruzu odwrócił się jak opętany i przypadł czym prędzej plecami i rękoma do ściany. Dotyk czegoś twardego z tyłu był dobry. Przed nim jednak nic. Tylko wnętrze umierającego bloku. Nie. Martwego bloku. Nie było tu nawet karaluchów, które mogłyby nadać temu miejscu choć odrobinę życia. Co to za sen? Co to za koszmar? Niechże się wreszcie kończy. Niech się kończy na litość boską... i znów szept.

Tym razem wyraźniej niż poprzednio. Powolny, proszący, lecz w pewien sposób beznadziejny. Jakby wypowiadający te słowa nie spodziewał się żadnego skutku. Sam zaczął bezwiednie poruszać ustami w ślad za szeptem ulegając tej samej pustej nadziei.

A jednak coś go ciągnęło na górę. Chciał się przekonać. Z jednej strony czuł, że realizm tego miejsca go przytłacza, a z drugiej miał jakieś takie dziwne wrażenie, że nie obudzi się póki nie wejdzie na górę... Ale przecież nic mu się nie stanie. To sen. We śnie nic nie może się stać naprawdę. Tak samo w żadnym przywidzeniu. Myśl logicznie.

Postąpił parę kroków w kierunku schodów i... wrażenie śmierci sprawiło, że zastygł w bezruchu. Najpierw przeszło go takim zimnym mrowieniem po plecach... nie to wiatr... to przez ten fartuch... a potem przyszły wizje. Obrazy człowieka, który umierał. Człowieka, którego niemal od zawsze miał gdzieś. Skąd? Dlaczego? Złapał się poręczy i zamrugał parę razy oczami przecierając je drugą ręką. Nie... Jeśli to się zaraz nie skończy to zwariuje... jak nic... nie...
- Nie... - powiedział cicho – Niee.... Nieee! Nieeeee kurwa! Dość tego!
Poczuł złość gdy głos własnego krzyku rozbrzmiał w klatce schodowej tylko na chwilę maskując modlitewny szept.

Miał tego dość. Tracił zmysły. Nienawidził tego. Nie był pierdolnięty... Nie był...

Nadal mając przed oczami migawki niezasłużonej śmierci ruszył biegiem na górę. Znaleźć tego, który to wszystko spowodował.
- Dosyć, dosyć, dosyć...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline