Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-07-2009, 22:13   #30
Lost
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
Pieprzone, zmutowane bydle.
Nie miał nic przeciwko mutantom, nie miał nic przeciwko czarnym garniakom, nie miał nic przeciwko strzelbom, nie miał nic przeciwko gamblingowi, nie miał nic przeciwko stacjom benzynowym.
Ale razem tworzyło to mieszankę wybuchową. Zbyt wybuchową.

Wielki mutek w czarnym garniturze, załatwiający interesy niedaleko miasta wyścigów, uzbrojony w broń cud, jeżdżący bryką, na widok, której jej przedwojenni projektanci zesraliby się ze szczęścia. Dwa plus dwa równa się cztery. Pomagier u Pana Teda Schultza.
Jeszcze dziś będzie tu leżał z kulką we łbie. Kolejny sukinsyn na liście.

Jeśliby się zastanowić, to jechał do Detroit po śmierć. Już mu nie zależało.
Chciał w końcu przestać uciekać. Miał dosyć przerażenia, które stawało się rutyną. Trzy lata, trzy pieprzone lata pogoni.
Schultz nie odpuści. Nigdy. Pierdolony skurwiel. Pan skurwiel.
Grey musiał umrzeć.
Czy tak właśnie wygląda koniec? Czemu właściwie on sam nie jest przerażony? Chyba powinien.

- Czarnucha? Nie widzę problemu. Żadnego. Bierzcie go. Ma broń. Jakiś kijek, czy co tam te dzikusy przy sobie noszą. Niech twoi ludzie uważają, bo ja go nie odwołam. Nie mam nad tym brudasem kontroli.
Blefował. Blefował, jak setki razy. Wszyscy pójdziemy do piachu.
- Araba możecie rozwalić. Wkurwia mnie niemiłosiernie.
Tym razem raczej nie zależało mu na blefowaniu.

Brian
powoli podszedł do automatu z nukacolą. Uderzeniem pięści wydobył butelkę. Otworzył ją o ladę i pociągnął mocnego łyka. Karabin położył na kontuarze, lufą wycelowaną w stronę starego Indianina.

- A i pewnie wolisz swojego niewolnika w jednym kawałku. Na twoim miejscu, pogadałbym z twoimi ludźmi, bo właśnie zastanawiają się ile kul w niego wpakować. Zresztą rykoszety mogłyby Ci pokieraszować lakier. Szkoda byłoby Dodga.
Mówiąc to pokazał ręką za okno. Mutant podążył wzrokiem, za skinięciem.
Mam cię, sukinsynu.
Grey szybkim ruchem przeskoczył przez ladę. Nukacola, z hukiem rozbiła się o ziemie.
- Nie! Krzyknął mechanik.
Brian stojąc za naćpanym indiańcem i wpychając mu lufę karabinu w gardło, lodowatym głosem wycedził:
- Tak. Pewnie, mutku wiesz, że ten tutaj stojący pan mechanik zmajstrował całkiem zmyślne urządzonko. Jeśli pikawa czerwonego przestanie bić, całe to gówno wyleci w powietrze. Zmyślne, co?
Powiedz, chcesz się rozstawać z życiem? Bo widzisz mi nie zależy. Mogę zginąć tu i teraz, bo jestem popierdolonym świrem, który ma to wszystko głęboko w dupie.
Aaa i jak już to wszystko wyleci w powietrze, to jeśli dolecisz do Detroit, to pozdrów Teda, od Greya, z ekipy wyścigowej czarnych gwiazd. Na pewno się staruszek ucieszy.

Tym razem, jednak naprawdę nie blefował.
 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.

Ostatnio edytowane przez Lost : 10-07-2009 o 22:43.
Lost jest offline