Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-07-2009, 14:41   #102
Aschaar
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Adrian Hasse -

Policjant uśmiechnął się jakby właśnie wypił pół litra... soku z cytryny. Spojrzał w bok na Turczynkę i jej dziecko... Przez jego typowo germańskie oblicze przemknęło coś co, nawet bez specjalnego wysilania się, można było zamknąć w słowa „MY - Niemcy”. Zaczekał jednak, bez słowa, aż kobieta uspokoi dziecko i z służbowym, nic nie mówiącym uśmiechem, powtórzył:

- Samochód, dokładnie czerwone BMW Z4 – Hasse dałby sobie rękę obciąć – tu i teraz – że słyszy myśli policjanta: „ja na studiach to się starym VW woziłem” – należało do pana, a przynajmniej jest na pana zarejestrowane... Zakupione, za gotówkę – „ja do tej pory jeżdżę na kredytowanym” – cztery dni temu – „bogate dziecko bogatych rodziców, ciekawe kiedy kupi następną zabawkę” – ubezpieczony. Wszystkie dokumenty w porządku... Zawiadomiliśmy ubezpieczyciela i przyjął on szkodę. Mogę panu wydrukować raport z wypadku. Są tam zdjęcia, więc... – „pewnie jeszcze jest w szoku, w sumie szkoda faceta”.

- Tak... jeżeli można... bo... – Adrian zdecydowanie był w szoku. Gliniarz kliknął kilka razy myszką i wstał od komputera, kiedy drukarka pod ścianą ożywiła się. Po chwili ściskając plik kartek Hasse znalazł się na dworze. W komendzie tylko pobieżnie je przejrzał i, po szybkim pożegnaniu, prawie wybiegł na zewnątrz. Pobieżnie, bo to nie był ten wypadek. Nie w tym miejscu, nie z tym samochodem, nie w tym czasie! Nie! Jedyne co sprawiało, że wewnętrznie czuł, że trzyma właściwe dokumenty, był fakt, że na jednym ze zdjęć, w tłumie gapiów, zauważył stojącego Thomasa... Po chwili uspokoił się... Czy może raczej należało powiedzieć – przestał wyglądać na szaleńca...

Kiedy ukrył się w małym parku zadzwonił telefon. Wyciągnął aparat i przez chwilę wpatrywał się w nieznaną kombinację cyfr.
- Ja? - zapytał jakby niepewny kogo usłyszy po drugiej stronie linii.
- Tu Anna Gruckner. Dzwonie z „Bilda” – zaterkotał żeński głos w słuchawce. Gdyby Hasse miał to zapisać pewnie wyszło by coś w stylu: „czesch, jah siem masch? Poklikash? Jesssu...” – chciałabym się umówić na wywiad, znaczy rozmowę. Może za godzinę w Kamprad?
- E... Może być. Gdzie dokładnie?
- Na tarasie Bierhalle? Stolik 5?
- Może być...
- Świetnie. Do zobaczenia. – cisza jaka zaległa w słuchawce była przerażająca, przez chwilę przynajmniej. Po niecałej godzinie Adrian znalazł się na miejscu.

..

Stolik był na uboczu restauracyjnego „ogródka”, ale to i tak nie poprawiło sytuacji – głośne rozmowy zagłuszane przez kilka wielkich „wściekłokrystali” pokazujących jakieś zawody na żywo...
Był zdziwiony rozwojem sytuacji. Dziennikarka, którą rozmawiał w redakcji, była raczej sceptycznie nastawiona do rewelacji chłopaka, a tu... Gdy tylko zobaczył Annę wiedział w czym tkwił szkopuł... Roztrzepany podlot – conajwyżej szkoła średnia, klasa o profilu dziennikarskim; jakieś praktyki zawodowe; czy coś takiego. Zresztą szybko okazało się, że wybranie głośnego miejsca na rozmowę to tylko pierwszy z błędów jaki „dziennikarka” popełniła. Przez całą rozmowę nie zadała jednego konkretnego pytania cały czas pływając w ogólnikach „co pan o tym sądzi?”; „jakie są pańskie odczucia?”... W końcu dziewczę zainteresowane bardziej swoimi nowymi tipsami i odwaleniem rozmowy zadało wszystkie wyuczone na pamięć pytania – pasujące równie dobrze do rozmowy o Niczem, jak i Nietzschem – i po szybkim „man sieht sich” ulotniło się w dowolnie wybranym kierunku.

Dopijając Weizena Ardian prześlizgiwał się wzrokiem po ludziach przechodzących przez jedną z głównych galerii centrum handlowego.


Rzeczywistość ustawicznie aproksymowana przez...


Bez sensu! Rzeczywistość jest przecież wszystkim co istnieje, więc jej aproksymacja – obarczona przecież błędem – daje kolejną rzeczywistość... Zupełnie tak jak zadanie z działaniami na nieskończoności... Jeżeli rzeczywistością w najszerszym znaczeniu nazywamy twór zawierający w sobie wszystkie byty, zarówno obserwowalne jak i pojęciowe, wprowadzone przez naukę czy filozofię to jego zrozumienie – bo przecież do tego dąży aproksymacja – wymaga poznania i zrozumienia wszystkiego... Przekroczenia granicy nieskończoności... stania się... Bogiem?!?

Aksjomat: Nie jestem Bogiem.
Wnioski z przyjęcia aksjomatu: Poznanie i zrozumienie wszystkiego, a więc rzeczywistości, jest niemożliwe. Aproksymacja rzeczywistości jest niecelowa i nieskuteczna – wprowadza tylko dodatkowe byty, które należy określić i zdefiniować.

Aksjomat: Dążę do poznania rzeczywistości i zrozumienia świata.
Wnioski z przyjęcia aksjomatu: Mój poziom poznania i zrozumienia istniejących bytów wzrasta w czasie. Odkrywam nowe byty obserwowalne i pojęciowe, których wcześniej nie znałem, więc w jakiś sposób zbliżam się do granicy poznania...

Matematyczny umysł Adriana momentalnie przywołał definicję pojęcia „granica funkcji”...

. .

Dywagacja: skoro nie da się aproksymować rzeczywistości; a sama rzeczywistość, poprzez swoją komplikację niepoznawalna to, bazując na powyższych aksjomatach, istniejąc tworzę rzeczywistość fenomologiczną. Moje prywatne doświadczenia, nieobiektywność i selektywność obserwacji wpływają na osobistą interpretacje zdarzeń, myśli i bytów; kształtując rzeczywistość dostępną dla mnie, dla mojej osoby. Ta rzeczywistość zapewne pokrywa się w dużym stopniu z rzeczywistością innych, ale na pewno istnieją jej elementy unikalne dla tej osoby i niedostępne dla kogokolwiek innego... Jeżeli tak to istnieje conajmniej tyle rzeczywistości ilu ludzi...

. .

Tylko, co ja – Adrian Hasse – rozumiem przez rzeczywistość?
Czy to co dla mnie jest rzeczywistością dla innych nie jest urojeniem???
A jeżeli tak, to co z tego wynika?!?
 
Aschaar jest offline