Nombroiu (Noiu)
Na powierzchnię nieruchomej dotąd, czarnej, smolistej mazi wypłynęły nienaturalnie umiejscowione oczęta. Nie mrugały, acz zanurzały się stopniowo w budyniowym ciele, kiedy obraz nurzył je, niczym usypiającą żmiję. Adhezja ciężkiego smaru ciała
Noiu była niesamowita. Napięcie powierzchniowe przypominało lifting Madonny i stalowe nity industrialne. Była to lśniąca trwała maź, zaś nie papka. Była ponad konsystencją kleiku. Ponad kiślem. Ponad budyniem. Ponad galaretką.
Zdawało się, że zachodziły w Noiu ostateczne przemiany metaboliczne po skonsumowaniu czystej ropy. Na powierzchni glutka powstawały pojedyncze, ciężkie półprzeźroczyste bąble. Prześwitywalne niczym przyciemniana szyba, pękały przy odgłosie rybich pluśnięć.
-
Nosz szlag. - mruknął ohydnie grubym, chropowatym głosem w niezadowoleniu. Niczym gbur w akompaniamencie naturalnych beknięć wydawanych przez wyjątkowo gorącą ropę. A przynajmniej tak się wydawało. W niezrozumiały sposób potrafił ukształtować tymczasowy aparat mowy w stałym miejscu, podczas gdy oczy latały po całym ciele. -
Kompania... abordaż!
-
Tfu! - splunął kawałkiem biało-żółtawego ciała stałego. -
Znaczy kurcze, ekhem!. desant gluciska!
-
Chwila! Chwilunia. Może.. - głębokie westchnięcie i seria telepatycznych przekleństw. Było za późno. Najrzadszy z nich odpadł. Obudził dziewczynę.
-
"I co cwaniacy? Pospadamy i się zdradzimy. Mistrzostwo kamuflażu, infiltracji. Dostaniemy ordery. Pośmiertnie."
-
Czekajcie.. uch.. uff.. trzeba zwrócić jej uwagę. Czekajcie. Czy na pewno? Kurde zieleniak skopałeś! I co teraz? Czekajcie. Ile mamy do ściany? A ten szklany otwór? Kurza jego.. wygląda na tlenek krzemu. Nie wyjdziemy stąd!
-
Ktoś z was ma bystrzejszy pomysł? Mogę ją tymczasowo oblać strumieniem piany. Taka zasłona dymna. Nie będzie nic widziała z tym na twarzy. Chyba że ma jakieś inne tajemnicze organz sensoryczne. Zdążymy wtedy wszyscy zgrabnie spierniczyć.
-
Ktoś za?
-
Ktoś przeciw?
-
Nie?
-
Liczę do pięciu i jak mame kocham, zrobię to jeśli mnie nie powstrzymacie! - począł dziwnie drżeć niczym trzęsąca się na mrozie galareta, jakby przygotowywał się do wyczynu.