Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-07-2009, 16:45   #1
Prabar_Hellimin
 
Reputacja: 1 Prabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znany
[autorski] Arthorins: Odebrana młodość

Piękny, słoneczny letni poranek. Urzekający śpiew ptaków zbudził Walryna. Jak zwykle co rano, przed śniadaniem, wyprowadził owce z zagrody na wzgórze, aby się wypasły. Dzień był tak piękny, że przez myśl mu nie przeszło, aby narzekać na obowiązki, jak to nieraz bywało. Był synem szlachcica, ale niestety raczej biednego. Nie miał żadnych poddanych chłopów, którzy za niego by się zajmowali gospodarstwem, jak to było u niektórych jego bogatszych sąsiadów i u chyba wszystkich magnatów z północy.

Ech... północ kraju. To zupełnie inny świat. Tam niejeden chłop miał więcej ziemi, niż ojciec Walryna. Nie mówiąc już o magnatach, z których niektórzy mieli większe posiadłości od ziem książęcych wokół Roffel. Tam owcami nie mógł się zajmować syn pana, bo prawdopodobnie by ich nie potrafił policzyć. Stadami zajmowali się chłopi.

W praktyce jedynym, co różniło rodzinę Walryna Ulcera od przeciętnego chłopa z północy było to, że chłopi z północy nie musieli brać konia i dołączać do pospolitego ruszenia w razie wojny.


Walryn usiadł pod samotnie rosnącą na wzgórzu jabłonią. W oczekiwaniu na porę śniadania ostrzył znaleziony po drodze kij. Oczywiście ostrzył go nie po to, by go naostrzyć, ale żeby mieć zajęcie, toteż ostrzył go nadal, mimo że był już ostry.

Spory stosik wiórów leżał już u jego stóp, gdy nagle usłyszał coś niepokojącego – głośny tętent końskich kopyt. Wielu kopyt... Chwilę później doszedł go też odgłos regularnego marszu i niemal w tym samym momencie zza pagórków po drugiej stronie gospodarstwa wynurzył się czerwono-zielono-żółty proporzec, a zaraz za proporcem wyrósł oddział postawnych, zielonoskórych, ciężkozbrojnych jeźdźców.


Walryn nie wiedział, co właściwie powinien robić – wrócić do domu, czy zostać gdzie był. Jednak najtrafniejsza była ucieczka w las – jeden z jeźdźców, gdy tylko wjechał na dziedziniec posiadłości Ulcerów, rzucił zapaloną pochodnię na strzechę domu.

Ojciec Walryna wyszedł do nich z naciągniętą kuszą i zabił jednego, jednak zaraz potem zginął od ciosu masywnym toporem w tył głowy. Walryn zamierzał pobiec w stronę gospodarstwa, jednak gesty jego matki jednoznacznie wskazywały, że nakazywała mu się oddalić. Tak też zrobił.

Starając nie zwrócić na siebie uwagi orków pobiegł w stronę lasu. Odnalazł kryjówkę, w której dawniej krył się przed rodzicami – była to niewielka kotlinka przy zboczu parowu. Było z niej widać most, przez który prowadziła droga do Crogardu i Norandale. Rozdroże było niedaleko, ledwo pół mili od mostu, zatem Walryn mógł sprawdzić: dokąd się udadzą najeźdźcy, gdy tylko przejdą przez most.
Walryn niecierpliwie czekał w swoim ukryciu. Ze złością obserwował orkowe wojsko, które przechodziło tak blisko niego. Tak blisko niego zamordowało jego rodzinę i spaliło jego dom. Oczekiwanie zdawało się być wiecznym. Wreszcie, gdy ostatni, pijani goblińscy najemnicy przeszli na drugą stronę, Walryn zdecydował się wyjść z ukrycia.

Niestety przejście po moście utrudniał mu orkowy oddział, który został pozostawiony na straży - dwójka żołnierzy z jednej strony, oraz kolejna trójka z drugiej. Jedyną alternatywą do niemal samobójczej próby ataku było zejście w dół wąwozu, przeprawienie się przez płynącą dołem rzeczkę i wdrapanie się po drugim zboczu do góry. Zbocza wąwozu były tak strome, że ciężko było stwierdzić, czy to bezpieczniejsze od walki z orkami.

***
Komentarze do sesji
 
__________________
Zasadniczo chciałbym przeprosić za tę manierę, jeśli kogoś ona razi w oczy... ;P
Prabar_Hellimin jest offline