Neffi podążał o dwa pełznięcia przed Antertitet-em. Nie, nie dlatego, że pełzał szybciej. Po prostu od samego początku znajdował się najbliżej okna przez które tu weszli, a za razem najdalej od drzwi do pokoju. Sunął pewnie w stronę środka sufitu, gdzie znajdowało się coś, co mogło stanowić schronienie. Był to stary metalowy żyrandol z czterema żarówkami w dużych szklanych kloszach na kształt kwiatowego kielicha. Klosze skierowane były ku górze. Myśląc, że to kwiaty, Neffi postanowił odkleić się od sufitu i wskoczyć do jednego z nich. Żyrandol zachybotał się złowieszczo, ale nie urwał się od razu. Większość kleistego, przezroczystego ciała Neffi-ego znalazła się w środku szklanego kielicha. Ta część, którą ludzie nazwaliby głową, bo były tam jego oczy, zwisała w dół i z bujającej się perspektywy przyglądała się staruszce. Dopiero, gdy staruszka dotarła do drzwi i zapaliła światło, żarówki w mgnieniu oka nagrzały się i glut poczuł, że coś się przypala. Niestety był to jego własny tył. Światłość żarówek zadziwiła wszystkie trzy gluty jednocześnie. Poparzony Neffi podskoczył do góry, na jakieś 20 cm, co w jego przypadku było wykonalne, ale było również nielada wyczynem. Przez ułamek sekundy szybował znów pod samym sufitem. Podwójnie zdziwiona twarz Antertita pojawiła się przed jego oczami. - Mamo! - wrzasnął telepatycznie Neffi będąc już w drodze powrotnej do gorejącej świetlistej żarówki. Światło zamigotało i zgasło. Żyrandol tym razem nie wytrzymał i urwał się pod ciężarem gluta. Runął z hukiem na podłogę w połowie drogi pomiędzy łóżkiem a oknem, a Neffi przykleił się do dywanu kilka centymetrów dalej. Na suficie w miejscu, w którym znajdował się Antertit, posypał się tynk.
Ostatnio edytowane przez Mal : 18-07-2009 o 17:32.
|