Revellis
Nidaryjczyk podszedł do wiszącego w łańcuchach Quomio, tego który jeszcze kilka minut temu oskarżał Revellisa o wszystkie nieszczęścia jakie spadły na bandę. Zabranym strażnikowi sztyletem zaświecił w oczy bandycie, na którego twarzy pojawił się strach.
- No co ty! Revellis druhu, przecież ja tylko... tylko żartowałem. To... to nie Twoja wina... - zaczął się tłumaczyć. Revellis zaśmiał się głośno i wetknął cienki sztylet w zamek na kajdanach. Przez moment nim kręcił i dźgał, aż w końcu okowy opadły. Nidaryjczyk tryumfalnie spojrzał na Quomio.
- Dzięki wielkie, przyjacielu - powiedział torillo, rozmasowując zdrętwiałe nadgarstki. - No już lepiej. Daj mi sztylet, mam nieco większą wprawę w otwieraniu takich rzeczy. Uwolnię pozostałych...
Quomio zabrał sztylet i zaczął grzebać nim w zamku kajdan Małego Santosa. W tym czasie Revellis wyrwał włócznię z drzwi, zasugerował sposób dalszego działania i ustawił się w pobliżu wejścia do celi.
Thorgar, Wulfstan
Zgodnie z poleceniem Wulfstana, Thorgar podszedł do niego i mocno uchwycił łańcuchy wmurowane w ścianę.
- ...Trzy! - obaj z całych sił pociągnęli. Na muskularnych ramionach okaryjczyków wystąpiły żyły, niemalże dało się słyszeć jęk naciąganych ścięgien. Czerwone, oblane potem twarze...
Milimetr po milimetrze bolec wmurowany w ścianę ustępował sile ludzkich mięśni. Chwila odpoczynku i znowu pociągnęli. Puściło. Z impetem zwalili się na podłogę celi, tuż obok krwawiącego strażnika, któremu nidaryjczyk przed chwilą postawił ultimatum. Mały Santos też już był wolny. W momencie, w którym Quomio rozpiął jego kajdany, torillo skoczył na strażnika, chwycił jego głowę i z impetem kilkakrotnie uderzył nią o posadzkę.
- I niech mu ziemia lekką będzie! - krzyknął i splunął na nieruchome ciało. - Ma na co zasłużył. Niech się spotka z Treą w jej królestwie!
Quomio tymczasem uwolnił ostatniego przykutego do ściany więźnia, po czym rozpiął kajdany Wulfstanowi.
Wszyscy w celi
Zza drzwi dobiegały głosy kroków i krzątaniny. Uwięzieni w celi słyszeli rozkazy wykrzykiwane przez Czarnego i inny władczy głos. Po chwili Czarny zamilkł, a rozkazy wydawał tylko ten drugi. W końcu nastała cisza.
- No dobra! - krzyknął ten zza drzwi. - Jestem wojewoda Duerto Avalerra i powiem krótko: bez numerów proszę! Nie macie żadnych szans. Jeśli się poddacie w tej chwili to macie szanse na przeżycie. Marne, ale macie! Powtarzam słowa czcigodnego księcia Valdesa! Może przeżyjecie! To Wasz wybór! Domyślam się, że w tym momencie już się uwolniliście, ale nie zmienia to postaci rzeczy, że w razie walki nie macie szans! Spójrzcie!
Zamek szczęknął i drzwi powoli uchyliły się. Na zewnątrz w korytarzu stało około dwudziestu żołnierzy. Pierwszy szereg zasłaniał się tarczami, ci w dalszych rzędach dzierżyli przygotowane do strzału kusze i wzniesione włócznie. Na samym końcu stał Czarny i ten drugi, wojewoda Avalerra, ubrany w kolczugę i w hełmie na głowie.
- Więc jak będzie? - zapytał. - Ugoda? Tristis
Tristis nie zastanawiając się długo wybiegł z przybytku rozkoszy, już w biegu chowając sakiewkę za pazuchę. Kierował się w stronę ryneczku, mając nadzieję, że w biegu coś wymyśli. Chyba impreza się skończyła, gdyż napotkani po drodze ludzie zmierzali w przeciwnym niż on kierunku. Potrącił kilku przechodniów i wpadł na główny plac Ventre. Rzeczywiście ludzie się już rozchodzili, na podeście z szubienicą nie było nikogo. Zniknął również książę i jego świta, którzy obserwowali wydarzenie z wieży książęcego kasztelu. Tylko przy stojących nieopodal kramach kręciło się sporo osób, podobnie jak przy budzie postawionej przez kuglarzy Maestro Noergi, gdzie właśnie swoje umiejętności prezentowali jaskrawo odziani akrobaci. |