Runa wstała od fontanny i podeszła do Radosława. - Coś przydatnego? - Zapytała, nie mogąc zrozumieć, co miał na myśli. Przez chwilę poczuła się niepewnie będąc jedyną kobietą w męskim towarzystwie i w dodatku bez broni. Z drwiną na twarzy odparła - umiem gotować... chyba umiem. I chyba mamy zawieźć te warzywa komuś, kto nie jadł dziś jeszcze śniadania. Zastanawia mnie, czy ten ktoś może mieszkać na przykład tam na tym wzgórzu. Tam jest jakiś kościół.- Wskazała palcem kierunek północny. Na wzgórzu bieliły się wapienne ściany smukłej, lecz wysokiej światyni. Budynek nie miał dachu, a jego podnóża nie było widać, bo widok zasłaniały skały i drzewa - Może tam się czegoś dowiemy? - dodała Runa odwracając się plecami do siedzącego na dyszlu wozu Radosława. Popatrzyła na śpiącego nadal Mietka. - Przydałoby się go obudzić, ale... niech to zrobi ktoś inny, bo na przykład ja się go trochę boję. |