Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-07-2009, 20:53   #5
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Berlin 20 września 1939 r.
Peron dworcowy zapełniony był do granic możliwości. Żołnierze i ich rodziny tłoczyli się w oczekiwaniu na pociąg. Młodzi mężczyźni obciskiwani przez swoje narzeczone i matki żegnali się z domem i ruszali na front. Kampania w Polsce szła zgodnie z obietnicami Fuhrera i nikt nie wątpił, że już za parę tygodnie wszyscy spotkają się znowu w tym samym miejscu.
Eva Steiler patrzyła na jedynego syna z załzawionymi oczami.
- Synku dlaczego mi to robisz? - spytała łamiącym się głosem.
- Mamo... mówiliśmy już o tym... - odparł rozdrażniony Ditrich.
- Daj mu już spokój - wtrącił ojciec Ditricha - Chłopak podjął w końcu męską decyzję i jak widzisz nie ma już odwrotu. Ma już przydział do jednostki więc nie ma mowy o tym by się wycofał, bo ty tak tego sobie tego życzysz. Dezercja karana jest śmiercią, moja droga...
Kobieta aż zadrżał na samą myśl o sądzie polowym.
Otarła łzy, przytuliła syna i szepnęła mu na ucho:
- Obiecaj mi, że będziesz na siebie uważał. Pisz jak tylko będziesz mógł.
- Oczywiście mamo, wrócę jak najszybciej, obiecuję.
- No zuch chłopak - ojciec klepnął syna po plecach.
- Ruszaj, bo pociąg już podjeżdza i ci wszystkie miejsca zajmą.
Ditrich pocałował matkę na pożegnanie, uścisnął dłoń ojca i ruszył biegiem w stronę nadjeżdzającego pociągu.
- Do zobaczenia - krzyknął jeszcze w biegu.
- Jak mogłaś się tak zachowywać? - spytał Obersturmführer Steiler żonę - Nie dość, że mazałaś się godzinami w domu, to jeszcze teraz przyniosłaś wstyd Ditrichowi przy kolegach.
Eva siedział na przednim siedzeniu służbowej limuzyny męża i w milczeniu wpatrywała się w budynek dworca.
- Czy ty nie rozumiesz, że to jego obowiązek wobec Rzeszy i Führer?
- Co jest jego obowiązkiem? - wybuchnęła w końcu Eva - Zginąć od jakieś przypadkowej kuli? Za Führera i Rzeszę?
- Kobieta masz szczęście, że jesteś moją żoną. Gdyby nie to, inaczej byśmy rozmawiali. Uważaj więc co mówisz, bo to się może dla ciebie źle skończyć.
Eva zamilkła i ponownie spojrzała w stronę dworca.
Obersturmführer uruchomił silnik i ruszył w powrotną drogę do domu.



503 Batalion Czołgów Ciężkich
Przepowiednia "Gapy" po raz kolejeny się spełniła i 20 grudnia 1942 r. skierowano jednostkę wyszkoloną do walk na pustyni na południowy odcinek frontu wschodniego. Wszyscy członkowie załogi oberleutnant Franz von Zelditz byli bardzo niemile zaskoczeni. Każdy tłumaczył sobie przepowiednie Gapy na swój sposób. Rosła niechęć i nieufność wobec dziwnego szeregowego. Dowódca martwił się jak sprawdzi się on w walce. Od jego
sprawności zależało życie całej załogi. Pierwszym zadaniem batalionu było wsparcie kontrataku na Stawropol. 5 stycznia czołgi dotarły do miejscowości
Proletarskaja i z miejsca weszły do swojej pierwszej walki. Stracie to było bardzo udane, zarówno dla batalionu jak i załogi oberleutnant Franz von Zelditz. Zniszczono 18 radzieckich czołgów, w tym aż 14 T-34, za cenę jednego Tygrysa i dwóch PzKpfw III zniszcoznych oraz dziesięciu uszkodzonych Tygrysów. Czołg dowodzony przez oficera z Prus Wschodnich
wyszedł z bitwy bez strat, a na swoim koncie mógł zanotować aż dwa T-34.
Niestety szczęście nie sprzyjało batalionowi. Kolejne maszyny wpadały na wrogie miny i odjeżdzały na tyły.
20 stycznia batalion miał zaledwie dwa sprawne Tygrysy. Z powodu braku bazy remontowej wycofano go więc na odpoczynek w rejon Rostowa nad Donem, gdzie dowództwo objął nad nim ppłk Hoheiser.
Odpoczynek nie potrwał długo, a Gapa poraz kolejny błyszczał swoim darem jasnowidzenia. Co do godziny przeiwdział powrót na front. Sytuacja wojsk niemieckich była coraz trudniejsza. 503 batalion przydzielono do 23 Dywizji Pancernej broniącej Rostowa. W dniach 8-12 luty batalion walczył w ramach
Kampfgruppe "Sander" co doprowadziło do zniszczenia 21 nieprzyjacielskich czołgów i 25 armat przeciwpancernych. Czołg dowodzony przez von
Zelditza mógł się poszczycić mianem lidera jeżeli chodzi o liczbę zniszczonych czołgów w plutonie oraz drugim miejsce w kompanii.
Szeregowy Gapa, co dziwiło i jednocześnie niepokoiło jego kolegów, miał w tym swój duży udział. To on ostrzegał przed zbliżającym się niebezpieczeństwem i to on parę razy zabłysnął wręcz błyskotliwym pomysłem. Nie zmieniło to jednak faktu, że wraz z momentem opuszczenia
czołgu wracał ślamazarny Gapa. Zarówno dowódca plutonu jak i kompanii ufali von Zelditzowi. To co działo się pod maską czołgu i w prywatnym życiu załogi
było ich osobistą sprawą. Nie pisaną umową było, że nie rozmawiają o Gapie z nikim poza załogi. I bez tego mieli dość z nim kłopotów. Skuteczność załogi dowodzonej przez von Zelditza sprawiła, że awansował on na Halbzugefuhrera
(patrz Komentarze). Powierzano mu zatem coraz bardziej odpowiedzialne misje. Z jednej strony oficer i jego podwładni cieszyli się z awansu, a z drugiej obawiali się kompromitacji, która wszyscy aż czuli w powietrzu. Powodem kompromitacji miał być oczywiście Gapa, ale na szczęście nic takiego się nie stało. Obawa jednak pozostała, wszak o wiele bardziej bolesny jest upadek z wysokiego konia.
12 lutego wycofano batalion z linii frontu z powodu braku sprawnych maszyn. Żaden Tygys nie został co prawda zniszczony, ale nadal brak było odpowiedniego sprzętu i części do naprawy uszkodzonych wozów. Załoga von Zelditza mogło zapisać na swoim koncie kolejny sukces, ich Tygrys jako jeden z dwóch w batalionie nadal nadawał się do walki. Batalion wycofano w celu odbudwy jego zdolności bojowych.
Po powrocie na wniosek Inspektora Broni Pancernej stworzono dla niego eksperymentalną kopmanię rozpoznawczą wyposażoną w półgąsienicowe transportery opancerzone Sd.Kfz.250. 10 maja batalion powrócił do Charkowa, gdzie dowództwo objął nad nim kpt. Clemens Graf von Kageneck.


4 maja 1943 r. Monachium
W sali zapanowała cisza, gdy otworzyły się drzwi i do środka wszedł Führer. Ustała gorąca dyskusja toczona nad mapą taktyczną. W sali znajdowali się najważniejsi ludzie odpowiedzialni za działania armii niemieckiej na wschodzie. Feldmarszałek von Manstein - dowódca Armii Południe, feldmarszałek Günther von Kluge, Szef Sztabu Generalnego Wojsk Lądowych generał Kurt Zeitzler, dowódca 9 Armii generał Walter Model, Generalnym Inspektorem Wojsk Pancernych generał Heinz Guderian i minister Albert Speer.
Wszyscy spojrzeli w stronę drzwi i oddali honory wchodzącemu wodzowi.
- Witam panów - przywitał się jak zwykle poddenerwowany Hitler. Stanął, zgodnie ze swoim zwyczajem w rozkroku tuż obok stołu z mapą.

Spojrzał na rozstawione na niej symbole poszczególnych jednostek i armii. To właśnie ta mapa śniła mu się ostatnio po nocach.
- Panowie wiecie po co was tu wezwałem. Sytuacja na froncie wschodnim wymaga podjęcia odpowiednich kroków. Nasza ofensywa się zatrzymała. Nie możemy sobie pozwolić na dalsze zaniedbania. Mam nadzieję, że w czasie mojej nieobecności, coś panowie ustalili.
Po słowach führera nastała głucha cisza, której nikt nie miał ochoty przerywać. Na odwagę zdobył się Szef Sztabu Generalnego Wojsk Lądowych generał Kurt Zeitzler:
- Tak jak już mówiłem to wcześniej proponuję, aby w jak najszybszym czasie przeprowadzić dwustronne uderzenie oskrzydlające. Pozycja Rosjan pod
Kurskiem daje nam możliwość wzięcia w kleszcze i rozbicia kilku armii radzieckich. Zdobycie tych terenów da nam doskonałą pozycję wyjściową do
kolejnej ofensywy.
- Panie generale - wtrącił feldmarszałek von Manstein - Rosjanie w tym rejonie mają nad nami liczbną przewagę i z raportów, które otrzymuję
codziennie jasno wynika, że rejon ten z dnia na dzień jest coraz bardziej umacniany.
- Co zatem pan proponuje? - zapytał Hitler, który wyczuwał już co zamierza powiedzieć marszałek.
- Uważam, że przewadze liczbnej Armii Radzieckiej powinniśmy przeciwstawić szybkość działań manewrowych. Uważam, że należy wycofać wojska
Grupy Armii "Południe" do Dniepru, by manewerem oskrzydlającym z rejonu Charkowa w kierunku morza Azowskiego okrążyć i zniszczyć radzieckie
zgrupowanie ofensywne.
- Nigdy nie można oddawać bez walki zdobytego raz już teren. Tym bardziej w obecnej sytuacji - wrzaszczał führer - nie możemy pozwolić sobie na
wycofanie się choćby o kilometr. Czy zdaje pana sobie sprawę, panie marszałku, jaki to będzie miało negatywny wpływ na morale, zarówno żołnierzy jak i społeczeństwa. Nasza obecna sytuacji nie pozwala nam też na wznoszenie wielkiego systemu umocnień na Wschodzie. Brak nam siły roboczej, rezerw materiałowych i środków transportu. Pana plan, panie marszałku, były może i świetny, ale widzę że brak panu rozeznania w sytuacji pańskiej armii. By wcielić w życie koncepcję manewrową potrzebny nam jest sprzęt i paliwo.
- Jeśli można mein führer - wtrącił generał Model - Na podstawie danych rozpoznania, zdjęć lotniczych wiem, że w rejonie w którym miano, by przeprowadzić manewr oskrzydlający Rosjanie przygotowują głęboko urzutowaną i dobrze zorganizowaną obronę, wzmocnioną przez artylerię i środki przeciwpancerne. Przypuszczam, że Rosjanie liczą się się z możliwością naszego natarcia. Tak więc uważam, że konieczna jest jak najszybsza
ofensywa, by nie dopuścić do przygotowania przez Rosjan odpowiedniej obrony.
- Tak - odparł Hitler - Myślę, że łuk kurski będzie idealny do przeprowadzenia pierwszego w tym roku natarcia. Gdy tylko pozwolą na to warunki atmosferyczne wprowadzimy w życie operację o kryptonimie "Cytadela" Chcę by zakończyła się ona szybkim i zdecydowanym sukcesem. W wyniku
natarcia powinniśmy uzyskać inicjatywę na wiosnę i lato tego roku. Na głównych kierunkach - najlepsze związki, najlepsi dowódcy, najlepsze wojska,
największe ilości amunicji - brzmiały wytyczne Hitlera do planowanej operacji.
Tak, więc rozkazuję panowie by wszystkie przygotowania do operacji "Cytadela" zostały zakończone z początkiem czerwca. Na kolejnej
naradzie ustalimy najdogodniejszy termin ofensywy.


10 maja 1943 r. rejon Charkowa
Pociąg wiozący 503 Batalion Czołgów Ciężkich zatrzymał się na stacji pod Charkowem. Dowódca konwoju rozkazał rozładować transport i przygotować czołgi do drogi. Żołnierze ruszyli do swoich maszyn i pokolei odpalali silniki.
Załoga oberleutnant Franz von Zelditz, także zajęł swoje pozycje.
Oberschütze Ferdinand Kleinlich włączył silnik i przygotował się do trudnego manewru zjazdu z wagonu kolejowego. W ciągu ostanich miesięcy nieraz musiał dokonywać tej sztuki, ale ryzyko zawsze istniało.
- Ruszaj Kleinlich - rozkazał dowódca - Tylko powoli nie chcę tu żadnej awarii.
- Tak jest panie oberleutnant - odpowiedział kierowca.
Reszta załogi bacznie obserwowała teren i w miarę możliwości ukierunkowywała poczynania kierowcy.
- Stój! - krzyknął nagle Gapa.
Kleinlich instynktownie pociągnął za dźwignię hamulca. 53 tonowa bestia, aż zapiszczała z wysiłku.
- Co jest kurwa? - wrzasnął oficer - Co ty sobie myślisz, że ty tu dowodzisz?
- Nie panie oberleutnant, ale pies...
- Jaki pies do jasnej cholery?
- Ten przed nami panie oberleutnant - rzekł Udo Lanzer, który pierwszy dostrzegł kundla wychodzącego spod wagonu wprost pod gąsiennice czołgu.
- Skąd ty.... - zaczął von Zelditz - ...a z resztą nieważne. Klienlich poczekaj, aż to bydle sobie pójdzie i ruszaj dalej. Głodyn już jestem, a będziemy jeszcze musieli gąsienice zmenić. Kierowca zluzował hamulec i ruszył po przygotowanej rampie.

Tygrys "122" zjechał z wagonu już bez dalszych perypetii.


10-15 maja 1943 r.
Rosyjskie upalne lato dawało się we znaki wszystkim, zarówno ludziom jaki i maszynom. Woda chłodząca silniki bardzo szybko się dochodziła do temperatury wrzenia. Młodzi żołnierze cieszyli się, że rozkaz o ofensywie nadal nie przychodzi. Weterani, zwłaszcza ci którzy walczyli już na froncie wschodnim, zdawali sobie sprawę z kiepskiego położenia Panzerwaffe. Każdy kolejny dzień zwłoki sprawiał, że pokonanie radzieckiej armii staje się coraz trudniejsze. Kolejne przybywające w rejon zgrupowania jednostki potwierdzały, że data natarcia jest coraz bliżej.
Tylko kiedy? Zadawano sobie pytanie.
Zelditz trzymał żelazny rygor w swojej załodze. Wiedział, że rozprężenie dyscypliny może mieć zgubny wpływ na późniejszą walkę. Sam też był
zdenerwowany tym, że ofensywa się opóźnia ale nie dawał tego po sobie poznać. Podtrzymywał ducha i morale swoich żołnierzy. Najtrudniej szło mu z Udo Lanzerem. Stary weteran nie miał już złudzeń co do dlaszego przebiegu wojny. Klęska pod Stalingradem była jak mawiał gwoździem do trumny III Rzeszy. Na takie uwagi pozwalał sobie tylko w zaufanym gronie, ale i tak jego poglądy szerzyły się niebezpiecznie szybko wśród żołnierzy 503 batalionu.
Zelditz zgłaszał swoją załogę do wszelkich zadań, byle tylko jego ludzie mieli co robić i nie mogli sobie pozwolić na głupie myśli.
Na domiar złego co jakiś czas do Gapy przychodzili ludzie i prosili by im powróżył. Sława przerosła Steilera i nie potrafił sobie z nią poradzić. Mimo
piekielnego gorąca ukrywał się w czołgu przed swoimi wielbicielami.
Dni mijały leniwie i nic nie wskazywało by mogło się to zmienić w najbliższym czasie.


16 maja 1943 r. godz. 5.00
Zagrano na podubkę. Mimo wczesnej pory słońce stało już wysoko i zaczynało grać od samego rana. Zapowiadał się kolejny duszny i gorący dzień.
Zgodnie z codziennym rytuałem załogi Tygrysów zabrały się na odprawę.

Dowódca pierwszej kompanii wezwał do siebie dowódców poszczególnych plutonów i przeprowadził z nimi krótką rozmowę. Z twarzy oficerów można było wywnioskować, że ich sytuacja się nie zmieniła. Dowódcy plutonów powrócili do szeregów. Kapitan Urlich Rostitz, bezpośredni przełożony von Zelditza, stanął obok niego:
- Jak się skończy odprawa pozwól na słówko.
Oberleutnant przytaknął bez słowa i wsłuchał się w słowa majora.
- Panowie to nasz kolejny dzień w oczekiwaniu na rozkaz do ataku. Przykro mi ale nie ma dla was dobrych wieści. Właśnie przyszły rozkazy z Berlina od naszego Führer. Operacja "Cytadela" zacznie się najwcześniej na początku czerwca. Czekamy na kolejne posiłki, a przede wszystkim nowy sprzęt. Nie pozostaje nam nic innego jak trwać w gotowości bojowej i czekać na rozkaz do ataku. Apeluję do wszystkich dowódców plutonów i załóg, by nie
rozluźniać dyscypliny. Przypomnę tylko panowie to nie są manewry na poligonie tylko wojna mimo, że wygląda to jak wygląda. To wszystko.
Baczność! Spocznij! Do zajęć rozejść się!

Oberleutnant von Zelditz stał obok wozu dowódcy swego plutonu.
- Pan mnie wzywał kapitanie.
- Tak - kapitan zdjął czapkę i wytarł pot z czoła- Mam do ciebie sprawę Franz. Chciałbym powierzyć tobie i twojej załodze pewne delikatne zadanie.
Oczy von Zelditza aż zabłysł. Wyczuł, że sprawa jest nietypowa, inaczej była by poruszona na odprawie.
- Odrazu mówię, nie traktuj tego jako rozkazu. Jakby co wszystkiego się wyprę. Działasz na własną odpowiedzialność.
- O co chodzi? - ta cała konspiracja zaczęła wyglądać conajmniej podejrzanie.
- Sprawa przedstawia się następująco... Jakieś dwadzieścia kilometrów stąd jest wieś... niewiem jak się nazywa, ale to nieważne. Ważne jest to, że
do tej wsi często przyjeżdzają ruscy po żywność. Wiem to od jednego z lotników przeczesujących pobliskie tereny. Nieraz widział jak Iwany
wyjeżdzali z wioski z krową lub prosiakiem.
- Już chyba rozumiem...
- Widziałem, że równy z ciebie chłop. Major to wymyślił, jakbyś chciał wiedzieć. Uważa, że żołnierzom należy się uczciwy posiłek. Dlatego
potrzebujemy kogoś zaufanego kto pojedzie do wsi, załatwi co trzeba i wróci.
- Tylko to dwadzieścia kilometrów, bardzo blisko ruskich pozycji.
- I tu jest pies pogrzebany. Trzeba to zrobić tak, by nikt nic nie zauważył, ani nasi, ani Iwany. Dostaniesz jako obstawę kilku chłopaków od grenadierów. To jak umowa stoi?
Oficer wahał się tylko chwilę. Wierzył w swoich ludzi i wiedział, że dadzą radzę. Nawet jak spotkają ruskich to przecież nie pierwszy raz.
- Tylko jedno pytanie.
- Wal śmiało...
- Jaki jest oficjalny powód mojego wyjazdu z obozu.
- Major wysyła cię na zwiad - kapitan uśmiechnął się porozumiewawczo.
- Dobra, pojadę tam.


Załoga został zgodnie z regulaminem wyposażona w kilkadziesiąt pocisków oraz dodatkowe racje żywnościowe. Wszyscy zajęli się przygotowaniami i
już po półtorej godzinie Tygrys "122" był gotów do drogi.
Szeregowy Kleinlich uruchomił silnik swojego czołgu i ruszył we wskazanym kierunku. Sześciu grenadierów zajęło pozyjcę na płycie Tygrysa. Wszyscy bacznie obserwowali teren wypatrując każdego zagrożenia. Kierowca skupił się na kontrolowaniu przyrządów pomiarowych. Moment nieuwagi mógł ich drogo kosztować. Silnik się zagotuje i staną na środku drogi. Taka sytuacja
równała, by się z wielkim kłopotami.Silnik pracował bez zarzutów, cała załoga dbał by tak było. Godziny ciężkiej pracy opłaciły się. Czyszczenie filtrów, wałów i sworzni sprawiły, że czołg jechał naprzód sprawnie i szybko.
- W takim tempie, będziemy za godzinę ma miejscu - powiedział Werner Strasser - Nie dasz rady szybciej?
- Nie mogę szybciej. Muszę uważać na silnik.
- A ty Gapa nie masz żadnych przeczuć - szydził Lanzer.
Gapa milczał i dalej obserwował teren. Zelditz także stał w otwartym włazie i bada teren przez loretkę. Na horyzoncie ukazała się wieś.
- Stój! - rozkazał oficer.
Czołg stanął na niewielkim wzniesieniu. Doskonałym punkcie obserwacyjnym. Zelditz lustrował wioskę. Kilka chałup i nic więcej. Aż dziwne, że jeszcze ktoś tu mieszka, a jeszcze dziwniejsze, że mają tu trzodę. Zelditz wpatrywał się w zabudowania dobrych kilka minut, ale nie dostrzegł nic. Wieś wyglądała na opuszczoną. Odczekał jeszcze kilka minut i wydał rozkaz, by ruszać.
Chciał ostrżec grenadierów by uważali, ale jak się okazało nie było to potrzebne. Ich dowódca dobrze rozumiał sytuację. Jego podwładni przyjęli przepisowy szyk i posywali się w kolumnie za czołgiem. Tygrys zbliżał się do wioski. Huk jego potężnego silnika spłoszył psy, które jako chyba jedyne wałęsały się po wiosce. Czołg był na linii pierwszego domu w wiosce, gdy Zelditz dostrzegł coś na wzgórzach po przeciwległej stronie.
Chciał rozkazać by kierowca stanął, ale nie zdążył gdyż Kleinlich sam zatrzymał wóz. Stanął w taki sposób, że chałupa w znacznym stopniu zasłaniała czołg.

- Myśl - zganił się dowódca w myślach - Co teraz?
 

Ostatnio edytowane przez brody : 24-07-2009 o 06:26. Powód: dodanie zdjęć
brody jest offline