Wątek: The Cave
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2009, 14:02   #15
Fabiano
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Wyprawa zapowiadała się coraz ciekawiej.

Jacques Leblanc:
A może by tak coś wysadzić? Zwężenie przed wami. Uznałeś to za dobry moment. Poszperałeś trochę w plecaku. Niedługo w końcu wiesz gdzie to włożyłeś. Jest! Wyciągasz czerwony przedmiocik. Niestety na twarzach kompanów nie zauważyłeś nic entuzjazmu. Czyżby nie lubili fajerwerków? Najwyraźniej nie. No nic chciałeś tylko pomóc.

Michael Jarecki:
Fajne skałki, fajne cienie. Wszystko fajne. Taka wyprawa to dla ciebie coś co raczej nie zapomnisz do końca życia. No ale chciałeś, żeby twoje życie jeszcze trochę potrwało. W końcu w domu czeka na ukochana. Pokręciłeś głową na samą myśl o tym co przed chwilką chciał zrobić Leblanc. No ale może się zna na tym i wie co robi? Czekasz zatem na bieg wydarzeń.

Mike Turzyński:
Plecak… wielki plecak na plecach ciąży lekko. Z takim chyba jeszcze nie miałeś doczynienia. Mimo wszystko pokazujesz, że Polak potrafi. I idzie ci to całkiem sprawnie. Daleko z tym plecakiem nie zaszedłeś. Wszyscy nie zaszliście. Pierwszym pomysłem na jaki wpadłeś jest poszerzenie otworu. Postukałeś w skałę, która to odpowiedziała tobie bezgłośnym brzdękiem. Jest lita, jak to skała, i nie za chętnie da się ją łomotać czymkolwiek. Tu trzeba by chyba ogromne ilości wody i ogromne ilości czasu. Albo młotpneumatyczny

Piter James Wescott – Brown:
Ten obrzydliwy… obrzydliwy? Tak, ten Turzyński czy jak mu tam? Że tacy ludzie chodzą po tym świecie. Podszedłeś do niego powiedziałeś co myślisz. Masz z głowy. Reszta cie już nie obchodzi. Chociaż wiesz, że będziesz musiał nie raz go z tarapatów wyciągną. A może nie…
Cała ta szczelina wygląda na solidną. Pierwsza myśl – rozłupać. Nawet nie spodziewasz się, że ten pismak o tym samym duma. Druga natomiast przeciągnąć plecaki i się przecisną. Cholera, po kiego grzyba brałeś tą puchową kurtkę?

Colin Dwight Harlow:
Co ten ważniak chce od tego dziennikarze? Fakt może nie najlepszy członek wyprawy ale wcale nie wyglądający gorzej od tego co się mi przyglądał jak się pakowaliśmy. – myślisz sobie. Stoisz przyglądając się przeszkodzie gdy tu Francuz wyskakuje z jakimś buuum. Francuz, jest już wystarczająco irytujący a do tego jeszcze z materiałami wybuchowymi w ręku? Maasaakraaa…
Entuzjazm jednak cie nie opuszczał podchodzisz bliżej gdzie zastałeś dziennikarza który właśnie skończył lustrować przejście i Browna, który właśnie zaczął. Myślisz sobie, chudy powinien dać radę. A może raczej wysportowany. Zastanawiałeś się chwilkę. Oznajmiasz wszystkim, że tak trzeba. A co?! Zdjąłeś plecak i przywiązałeś go do liny. Ciężko będzie więc postanowiłeś go pchać przed sobą. Ruszyłeś.

Nikołaj Radović:
Dziwna wyprawa, dziwna ekipa. Nawet dziwni ludzie tu pracują. Rozglądasz się i widzisz jak dwóch się wam przygląda. Wszyscy mają gajerek pod kitlami. Zwrócili uwagę na to, że się im przyglądasz i zaczęli coś robić. Albo udawać.
Sprawa z materiałami wybuchowymi zdawała się być lekko przesadzona. Takie rozwiązania raczej są dobre gdy już nie ma wyjścia. No ale jak mus to mus. Z tym, że Ty swoje zdanie powiedziałeś… Przyjrzałeś się monsieur Leblanc. Czy to Beretta-92F tam wystaje?

Wszyscy:
Sprawa się skomplikowała nieznacznie jak by można było sądzić. Przejście zatarasowane. Brak swobodnej podróży spowodował, że do głowy przychodzą różne pomysły.
- Nie wiem jak długi jest ten korytarz, oraz jak nisko się znajdujemy, ale można by zaryzykować, o ile ma pan jakieś zastrzeżenia. Ładunek jest dość słaby, a chyba każdemu z nas zależy, żeby zachować swój bagaż. No bo już na oko widać, że plecaki się nie zmieszczą w to przejście - rzekł Jacques patrząc na Rodger'a.

- To… - Rodger chciał już przemówić i dać do zrozumienia, że pomysł może trafiony ale nie na potrzebny gdy Brown zrobił to za niego:
- Można by wysadzić, ale nie wiemy jaki jest stan materiału skalnego. Nie chciałbym aby nam sufit na łby spadł. Szkoda by trochę było.
Moim skromnym zdaniem najpierw raczej powinniśmy ręcznie utorować sobie drogę. Skoro mamy tu stertę kamieni to jest szansa że może uda się skuć trochę tej ściany żeby plecaki przeszły. Ewentualnie można je za sobą ciągnąc na linie.

Brown
nie miał zamiaru czekać i zaczął pukać w skałę młotkiem geologicznym.
Odgłosy litej skały przyniosły na myśl stukotu pięścią o mur. Nic z tego. Tego się nie da ruszyć. No chyba, że materiałem wybuchowym. Podczas gdy Brown odwrócił się żeby wygłosić niezbyt przychylne wieści (no może po prostu, żadnych rewelacji; coś w stylu: nie będzie tak łatwo), podszedł do niego Harlow i przyjrzał się skale.

- Spokojnie, nie jest znowu AŻ tak ciasno -
rzekł w końcu - Może najszczuplejszy z nas zrobi mały rekonesans, żebyśmy mogli się dowiedzieć jak sytuacja wygląda dalej, nie ma sensu żebyśmy wszyscy tam od razu wchodzili. Takie jest przynajmniej moje zdanie.

Nie czekał jednak na aprobatę czy negację. Zdjął plecak przywiązał do niego linę i ruszył. Wejść było łatwo. Plecak na wysokości klatki piersiowej i pchać. Najgorzej, że z biegiem tunelu było coraz ciaśniej. Kroczek jeden. Drugi. Kask się nie mieści. Colin zrobił lekkiego garba, ściągnął kask a na czoło założył opaskę z latarką czołową. Obejrzał się z ukosa za siebie. Jest całe 1,5 metra już za wejściem. Niewielki sukces.

Wszyscy przyglądali się uważnie jak Harlow powoli znika za ścianą ciemności. Benz wziął latarkę do ręki. Alpinisty już nie było. Do uszu Browna i Turzyńskiego dochodziły tylko odgłosy z bazy wypadowej i głośniejsze sapnięcia Colina.
Harlow
brnie dalej. Nagle jak ręką uciął korytarzyk rozszerzył się lekko. Na tyle było luźno, że mógł się obrócić i poświecić gdzie chce. Przed sobą widział jeszcze tylko jedna małe zawężenie a potem już mogła być „wolności” w różnym znaczeniu tego słowa. Przecisnął się dalej i powoli oświetlając sobie dokładnie przeszedł kawałek dalej niosąc przed sobą plecak. Wyszedł do większej komnaty. Słychać lekkie kapanie wody. Położył plecak przy nogach i włączył większą latarkę. Kolejny korytarz. Duży i daleko sięgający jak na pierwszy rzut oka. Colin złapał za pasek uprzęży i nacisnął przycisk.

- Czysto. Chodźcie tu zamiast stać tak i się zastanawiać co zrobić. – rozległ się głos w radiu. Głos Harlowa.

Benz długo się nie zastanawiał. Ściągnął plecak i ruszył pierwszy. Był trochę w mniejszej formie to i przejście zabrało mu trochę więcej czasu. Nic na to nie mógł poradzić. Dawno na wyprawie nie był i brzuszka trochę załapał. Chociaż nie, skarcił sam siebie, to przez te moje wieczorne chlanie. Tak łatwo było na to zrzucić winę. Jeszcze łatwiej na terrorystów. Bo to oni zabili mu żonę. A śmierć ukochanej osoby jak nic pcha człowieka do zajrzenia w głąb butelki. I żeby to udawał się do pubu. Nie, dr Rodger Benz cierpiał w samotności – dzięki temu mógł się lepiej urznąć.
Wyprawę traktuje jako swoistą metodę odtrucia organizmu. Pospolicie zwaną Detoks. A może uznał, że warto zrobić coś jeszcze w życiu? Sam tego nie wie.

Wstał z kucaka, w którym to chwilowo się znalazł, bo trzeba było poprawić kask a był już na wolniejszej przestrzeni. Przecisnął się raz jeszcze pomiędzy masami skalnymi i poczuł powietrze na spoconej twarzy. Lampka na czole nie dawała wystarczającego światła ale nie opodal stała osoba świecąca wzdłuż wielkiego korytarza. Jej sylwetka majaczyła na jasnym tle. To był Harlow, który odszedł jakieś cztery metry. Jaskinia była wielka.



 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline