Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2009, 19:52   #2
andramil
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Otworzył swe małe ślipięta. Światło jak potok wody zaczęło wpływać mu do soczewek. Towarzyszył temu niewielki ból. Jego źrenice powoli przystosowywały się na nowo do oglądania tego pięknego świata. Zza krat.

Niewielki osobnik, mocno otumaniony wczorajszymi - przynajmniej tak mu się wydawało - ekscesami, usiadł nieporadnie na klepisku. Podniósł swój metalowy hełm i przetarł oczęta. Coś mu się nie podobało. Co on tutaj robił? Gdzie jego patelnia?!

Wstał, ledwo, i oprał się o kraty swego nowego lokum. Chwycił za pręty i powoli rozejrzał się dookoła. Dopiero teraz zauważył, że ma skute ręce. Metalowe kajdany nieprzyjemnie ocierały jego chude nadgarstki. Złe przeczucia powoli napływały do jego jaźni. Zaczął sobie zdawać sprawę ze swego położenia. Był uwieziony!

- Aj! - pisnął cicho i popchany pierwotnymi zapędami rzucił się w tył do ucieczki. Nie był jednak to mądry pomysł. Nie zrobił nawet kroku gdy jego chude ciało natrafiło na żelazną przeszkodę. - Aj! - powtórzył gdy ciężko upadł na swe cztery litery. Nie podobało mu się to. Coraz bardziej.
~Co tu się dzieje? Gdzie ja bidny jestem?~ jego myśli zaczęły kłębić się coraz to szybciej powodując mocny ból głowy. ~Przeklęte grzybki... Za dużo tego zółtego napoju... Tfe! Pić się chce! Zank chce pić!~ skutki kaca jak sępy dopadły niewielkiego goblina trzymającego się za głowę.

Mała zielona istota, ubrana w skórzany, nabity ćwiekami bezrękawnik, nie nawykła do przebywania w niewoli. Zwykle to siedział w kuchni pichcąc coś dla swego wodza. Czasami też wychodził by znaleźć coś co by szef chciał zjeść. Rzadko wpadał w kłopoty. Zazwyczaj uciekał przed problemami. Teraz problemy go osaczyły. Kropelki potu spływały spod jego hełmu zrobionego z durszlaka po długich uszach "zaczesanych" do tyłu i spadały na jego przygarbione plecy. Z braku roboty podrapał się po jeszcze bolącym tyłku, podciągnął gatki zrobione z futrzanej skóry i usiadł. Spojrzał na swe buty i zamyślił się głęboko. Nie na długo.

- Chrrrrrr... zzzzz... Chrrrr.... - jego krótkotrwałą drzemkę przerwały słowa. Słowa orka który chyba siedział ty od jakiegoś czasu. Zank obudził się na tyle by usłyszeć o walce. O walce jaką przyjdzie stoczyć mu ramię w ramie z innymi istotami zamkniętymi w klatkach.

- Zank ma walczyć? Zank nie lubi walczyć. Zank może ugotować, Zank może usmazyć. Ale walczyć? Z orkami i trolami?... Zank nie chce umierać! - zakrzyknął piskliwie przyciskając swą wydłużoną mordkę do krat jego klatki. - Zank chce stad uciec. Zank spróbuje stąd uciec. - mrucząc to pod swym płaskim noskiem rozglądał się dookoła. Szukał czegoś. Jego znajomego - Szczurwij! Szczurwij! Choć do Zanka. Zank jest dobry. Zank da coś Szczurwijowi. - zawołał swego przyjaciela. Może jest gdzieś w pobliżu.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline