Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2009, 21:09   #4
Blacker
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Słońce znikało za horyzontem, rysując krwawy poblask na ścianach domów. Ktoś obdarzony wrażliwszą naturą mógłby uznać, że dodaje to choć trochę uroku tej parszywej mieścinie. Niestety, Ghardulowi nie był dany ten widok z pewnej prostej przyczyny - od lat był niewidomy. Wiedział, że dzień się kończy dzięki temu, że czuł jak promienie słońca ogrzewające jego lewy policzek słabną. Słyszał także zbliżający się koniec dnia w postaci kupców zwijających swoje kramy, ludzi udających się do domów lub do karczm. Brak zmysłu wzroku starał się nadrabiać wyostrzonymi innymi zmysłami, jednak i tak największą pomocą dla niego był Wharr'fag, co w języku jego plemienia oznaczało ,,Czarnofutry". Był to warg, dobry przyjaciel i kompan Ghardula od czasu gdy niewidomy szaman wyleczył go z ran odniesionych w walce z innymi wargami. Tak jak Ghardul wyróżniał się ze swojego plemienia zdolnościami, tak samo było z Wharr'fagiem. Był on podobny do czarnego wilka, różnił się jednak od niego rozmiarem i intelektem. Warg ten doskonale rozumiał swojego pana, pomagając mu zarówno w odnajdowaniu zarówno drogi jak i przeciwników. W tej chwili jednak nie spieszyli na spotkanie kolejnego wroga, tylko przyjaciela. Dzisiaj nadszedł w końcu dzień, gdy mieli dokończyć najlepszy interes jaki tylko można było sobie wyobrazić

Ork ruszył do przodu, sprawdzając drogę przed sobą kosturem. Warg od czasu do czasu cichym warknięciem ostrzegał przed przeszkodami lub nierównościami. Gdyby nie delikatna niepewność kroku postronny obserwator mógłby nawet nie zauważyć Ghardulowego kalectwa. Po drodze ork wspominał ile trudu kosztowało go doprowadzenie do dzisiejszego dnia. Nigdy by nie pomyślał, że żart rzucony przy kielichu stanie się rzeczywistością. Doskonale pamiętał ten dzień, gdy przeciwnik z którym stoczył śmiertelną potyczkę stał się dobrym przyjacielem. Wtedy to gdy opijali nową znajomość czekając na panienki które miały umilić im noc Ghardul nie zastanawiając się wiele rzucił pomysł, by zarobić nieco na elfiej naiwności. Taki, jego goblini przyjaciel zainteresował się pomysłem, a gdy usłyszał o co chodzi ork nie mógł już się wycofać. Vislis, święte ziele elfów które ponoć wyrosło z krwi jakiegoś ich bohatera, co poległ w walce oddając za cośtam życie. Ghardul nie miał zbyt dobrej pamięci do tych wszelakich bohaterów innych ras, którzy to mnożyli się jak grzyby po deszczu tylko po to, by zginąć w jakimś idiotycznym celu. W każdym razie ziele słynące z uzdrawiających właściwości uznawane przez długouchych praktycznie za świętość zainteresowało Takiego, a Ghardul jak to po kilku kielichach bywa uznał, że w końcu zdobycie go nie będzie niczym szczególnie trudnym, a ewentualne przeszkody zniknęły po kilku kolejnych garncach (bo kielichy były już nieco zbyt małe). Rano, gdy ork zorientował się do czego się zobowiązał był nieco załamany, bo honor szamana nie pozwalał mu się z tego wycofać. I choć zdawałoby się to niemożliwe to puszczone raz w ruch koła maszyny szantażu, przekupstwa i zastraszania zaowocowały dość szybko możliwością kontaktu z kilkoma elfami, którym nie podobały się porządki w ojczystym mieście. Suma jaką żądali za kwiat była bajońska, na dodatek żądali od niego upozorowania ich śmierci by bezpiecznie mogli zniknąć z kasą. Jednak to było nic w porównaniu do możliwości jakie dawało to ziele, w rękach kogoś tak utalentowanego jak Taki zdolne uleczyć praktycznie każdą ranę lub chorobę. I właśnie dziś nadszedł TEN dzień, w którym wszystko się rozstrzygnie. Jeśli wszystko się uda to zarówno Ghardul jak i Taki do końca życie nie będą musieli robić nic, poza czerpaniem profitów z dzisiejszego dnia. Pieniędzy jakie na tym interesie będą zdolni zarobić nie da się wydać nawet przez kilka wypełnionych przyjemnościami żyć

Dotarł w końcu do bramy miejskiej w pobliżu której mieli się spotkać z Taki. Goblin już na niego czekał, a szaman wyczuł od niego nikłą woń nieznanej mu bliżej rośliny. Najwyraźniej jego przyjaciel przygotował dla długouchych jakąś niezbyt przyjemną niespodziankę. Wszystko wyglądało pięknie

***

- Pewny jesteś, że damy radę?
Ghardul kiwnął tylko głową, że tak

Wokół zapadała noc. W pewnym oddaleniu słychać było nocne obwoływania strażników, oznajmiających że już druga w nocy. Było coraz chłodniej, a oczekiwanie na elfy przedłużało się nieco. Znużony warg ułożył się do snu przy nodze pana, podczas gdy Ghardul wraz z Takim wciąż czekali na elfy. Od strony lasu ciągnęło chłodem, a ork coraz bardziej się niecierpliwił. W końcu usłyszał ciche stąpanie dwójki elfów... oraz kogoś jeszcze, kogoś kto najwyraźniej za wszelką cenę starał się pozostać niezauważonym. Elfy zjawiły się dokładnie na wprost nich, na co warg zareagował otwarciem oczu i cichym ostrzegawczym warknięciem. On także najwyraźniej wyczuł trzecią osobę, obchodzącą ich w tym momencie od tyłu



Elfy najwyraźniej były zdenerwowane. Ghardul wyczuwał ich strach, tak jak drapieżnik czuje strach ofiary. Oparł dłoń na rękojeści miecza, zaznaczając swoją pozycję. Elfy najwyraźniej także przygotowały dla nich niespodziankę, jednak nie spodziewali się tego że na ich drodze stanie ślepiec z wyczulonym słuchem. Zbliżyli się wraz Takim tak, że od elfów dzieliło ich nie więcej niż pięć kroków. Wtedy jeden z nich zagadnął

- Panowie zieloni, tak? Macie kasę?

Ork uśmiechnął się szczerząc zęby. Krew w jego żyłach zaczynała płynąć szybciej, gdy wyczuwał jak zbliża się do nich ktoś od tyłu. Na granicy słyszalności wychwycił dźwięk wyjmowania sztyletów z pochwy. A więc to tak długouchy chcieli sobie z nimi pograć... Wyczuł instynktownie jak lęk w elfach wzrasta i domyślił się, że to Taki musiał się do nich uśmiechnąć. Na potwierdzenie tego domysłu usłyszał chichot swojego przyjaciela. Nie zdziwiłoby go, gdyby poczuł od elfów smród tego, co narobili w gacie

- To zależy od tego, czy macie towar - odpowiedział

Jeden z elfów zrobił krok przed siebie i położył na ziemi drewnianą skrzynkę. W odpowiedzi Taki uniósł nieco ciężki worek, który cały czas trzymał. Elf otwarł szkatułę, ukazując kilkanaście nasion zabezpieczonych warstwą trocin. Taki delikatnie szturchnął Ghardula na potwierdzenie, że to właśnie jest Vislis. Wszystko było gotowe

Następne wydarzenia następowały dosłownie w ciągu ułamków sekund. Taki zrobił krok do przodu wyciągając worek przed siebie. Ufny elf wyciągnął dłoń w oczekiwaniu, że dostanie wymarzone przez siebie bogactwo. Jednocześnie warg poderwał się z ziemi i zatopił kły we wzniesionej do ciosu ręce zamachowca. Ghardul odwrócił się do swojego przeciwnika, za plecami słysząc charkot konających od niespodzianki Takiego elfów. Płynnym ruchem dobył miecza z pochwy, po czym z głuchym chrupnięciem zatopił go w czaszce trzeciego elfa

***

Nasiona Vislis według słów Takiego mogły przetrwać setki lat, dlatego bezpieczniej było na razie je ukryć. Ghardul wątpił, by ich kradzież nie została przez elfy zauważona, więc lepiej było przeczekać zamieszanie jakie mogło to wywołać. Dlatego szkatuła została doskonale ukryta w kwaterze Takiego - nikt poza ich dwójką nie mógł jej znaleźć, ponieważ ork dopilnował by nikogo w pobliżu nie było gdy goblin ją chował. Zmęczenie dniem, nerwy i stres sprawiły, że dwójka przyjaciół zdrzemnęła się w kwaterze Takiego przez kilka godzin, a następnie ruszyła do polecanej przez goblina karczmy

,,Pod Wszawą Muszą" okazało się speluną pierwszej klasy. Ghardul pamiętał że najpierw stawiał Taki, potem Ghardul, potem znowu Taki. W międzyczasie ktoś chyba się przysiadł na trzeciego i także stawiał. Impreza rozkręciła się pierwszej klasy, jednak jak po każdej dobrej imprezie najgorsze było przebudzenie. Co prawda zdarzało już się, by Ghardul po solidnej popijawie budził się w dziwnych miejscach, raz nawet obudził się z córką elfiego księcia w objęciach i przez dłuższy czas miał problemy z jej ojczulkiem i jego żołnierzami, jednak nigdy wcześniej nie ocknął się w klatce. To, gdzie był szybko zrozumiał gdy jak zwykle po przebudzeniu badał dotykiem otoczenie. Klatka była niewielka, co uniemożliwiało mu zajęcie jakiejkolwiek wygodniejszej pozycji. W drugiej klatce, która na szczęście znajdowała się w zasięgu jego ręki zamknięty był Wharr'fag. Na dodatek lekkie mdłości świadczył o tym, że coś tu silnie tłumiło magię. Czuć było pleśń, stęchliznę i pot, co świadczyło że znajduje się w wilgotnym pomieszczeniu, najwyraźniej w jaskini lub piwnicy. Stanowczo, ta sytuacja mu się nie podobała.

Wtem ktoś w niedużej odległości przemówił. Ghardul po głosie zidentyfikował że był to ork, najwyraźniej już nie najmłodszy. Wyjaśnił mniej więcej ich sytuację, nie sprawiło to jednak ulgi Ghardulowi. Wydało mu się, że jest wręcz jeszcze gorzej. Nie miał przy sobie broni, a magia nie działała. Najwyraźniej nie miał zbyt dużego wyboru. Ważniejsze w tej chwili było jednak coś innego

- Taki! Taki? Jesteś gdzieś tutaj?
- Yyy... taak, jestem. Co mi polaałeśś?
- Dzięki niech będą Urudanowi Jednookiemu! Nawet nie wiesz ile radości sprawia ślepcowi twój głos. Pamiętasz coś z wczoraj?
- Czy pamięta?... Piliśśmy, piliśśmy, piliśśmy... A potem chciałeś się zmierzyć na łąpy. No, kto niby silniejszy... yyyy i chyba tyle. Paamiętam jesszzzcze jak siadaliśmy do stoliika...


Po zastanowieniu dodał

- Pamiętam Szakire, tą z dużym kuuprem. - słowa padły jakby Taki się uśmiechał.
- Eh... I tak najważniejsze, że żyjesz druhu

Ghardul zamyślił się. Sytuacja nie wyglądała zbyt pięknie. Ich fortuna, choć dobrze ukryta zdawała się wymykać im z rąk. Cóż za ironia losu... Teraz, gdy do końca życia miał być bogaty ponad wszelką miarę skończył jako pospolita rozrywka dla tłumu. Miał walczyć dla nich na arenie, przelewać swoją krew podczas gdy powinien sam mieć tłum własnych niewolnic na każde zawołanie? Życie było brutalniejsze niż mógł się spodziewać. Na dodatek przez ten dwimeryt nie mógł zrobić absolutnie nic

Wysunął rękę przez kraty i odruchowo zaczął gładzic warga po głowie. To go uspokajało i pozwalało zebrać myśli. Nie miał w tej chwili zbyt wielkiego wyboru, jednak gdy wypuszczą ich na arenę najpewniej zdejmą z niego ograniczniki. Wtedy będzie mógł skorzystać ze swoich zdolności. Najważniejsze było, że żyli. Ghardul doskonale wiedział, że zdoła odzyskać wolność takim czy innym sposobem. Poprawił swoje nakrycie głowy, by zakrywało ślepe oczy. Nie lubił ukazywać tych zakrytym bielmem parodii zmysłu wzroku. Był niewidomy, jednak nie widział potrzeby by się z tym eksponować
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline