Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-07-2009, 10:59   #19
Yarot
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
Oczom Konrada ukazało się wnętrze pokoju. Dźwięk upuszczonej rurki świdrował przez moment by zamilknąć i rozpłynąć się w szumie dochodzącym z pokoju. Kiedyś była to kawalerka, ale obecnie nic nie zostało z jej dawnej świetności. Niewielki pokoik był zniszczony, z odrapanymi ścianami oraz niszczejącym ciągiem niskich szafek przy oknie. Centralną częścią pomieszczenia było jednak coś zupełnie innego. Mianowicie łóżko. Stało oparte o ścianę, jakby ktoś sobie postawił je tam i chciał wyspać się na stojąco. Wystarczyło tylko podejść i oprzeć się o nie plecami, by móc spróbować zasnąć w takiej pozycji. Jednak z tym łóżkiem był problem - było zajęte.
Nieznajomy wisiał przywiązany skórzanymi pasami do łóżka. Oplatały mu one ręce, nogi oraz pas. Śpiący wisiał swobodnie i bezwładnie - tak, jak to może czynić osoba nieprzytomna lub śniąca. Głowa mężczyzny zwieszała się swobodnie zakrywając twarz włosami. Konrad, patrząc tak na wiszącego, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że nie jest to do końca taka obca osoba. Patrzył też na to, co stało pod samym łóżkiem, niemal jak podnóżek dla wiszącego. Był to telewizor. To właśnie on migał elektroniczną śnieżycą wypełniając mrok oraz szarość zza okna błękitnym, zimnym światłem. Co jakiś czas na ekranie pojawiał się napis. Był widoczny kilka chwil i znikał w śnieżycy statycznego śniegu. "Tardemah". Tylko to jedno słowo.
Szepty bynajmniej nie ustały...quae misericordiae tuae maxime indigent. Mówił je wiszący. I choć był to szept to jednak dało się go słyszeć tak, jakby ktoś normalnie mówił. Konrad nie mógł zrobić najmniejszego ruchu. Patrzył na postać w szpitalnym fartuchu, na telewizor u jego stóp i słuchał szeptów modlitwy. Chciał się obudzić. Chciał tego bo wiedział, że to wszystko to sen. Nigdy takich nie miewał, ale wiedział, że są. Wiedział, że komuś się przytrafiają. I teraz chciał z niego wyjść. Myślał, że może tutaj, za drzwiami znajdzie się odpowiedź. Może wiszący człowiek ją znał. Może...
Wiszący podniósł głowę. Uczynił to niemal tak, jak ktoś budzący się ze snu. Ktoś, kto właśnie ocknął się i chce zobaczyć, co wytrąciło go ze spania. Podniósł głowę i spojrzał na Konrada. Spojrzał, choć oczy miał zamknięte. Pod powiekami żywo ruszały się gałki, jak dla człowieka śpiącego głęboko i intensywnie. Usta poruszały się w miarę jak kolejne słowa modlitwy opuszczały usta. Pospolita twarz zdawała się być nieruchoma i zastygła w paroksyzmie bólu, strachu i udręki. Konrad widział już tą twarz, choć póki co jego pamięć starała się podołać natłokowi wrażeń atakujących wzrok i słuch. TO się nie dzieje naprawdę. Konrad nie wiedział już, co ma robić. Śpiący jednak uparcie patrzył w jego stronę jakby, mimo zamkniętych oczu, był świadom jego obecności.
Zaschło mu w gardle. Nogi zrobiły się ciężkie, jakby wlano w nie płynny ołów. Podłoga zdawała się lekko zapadać pod nim, jakby grzązł w niej i nie mógł nigdzie się ruszyć. Gula strachu rosła w gardle i powoli jej dławiący uścisk stał się niemożliwy do wytrzymania. Krzyk rodził się w duszy i chciał wyrwać się na wolność.
igne inferiori

Ewa wbiegła na klatkę, po wspięciu się na schody. Za nią Władek dopiero co ruszał by podążać za nią. Odrapane ściany, ślady zniszczenia oraz rozkładu, były wszędzie. Na podłodze zalega gruba warstwa kurzu, który nie był ruszany przez długi czas. Niewątpliwie są tu pierwszymi osobami od bardzo dawna.
Na ścianie przed samym wejściem ze schodów wisiały skrzynki pocztowe oraz tablica z ogłoszeniami. Obecnie tablica to tylko pusta rama z wybitą szybą i wydartymi kartkami. Skrzynki na listy wiszą jeszcze, a przez drobne dziurki wystają splątane korzenie traw oraz sierści. Z klatki można było podążyć schodami albo windą. Drzwi windy posiadały dziwne wybrzuszenie oraz potłuczone szkło, które wisi tylko na stalowej siatce wtopionej w szkło zbrojone. Możliwe, że winda spadła i efektem jest właśnie to wybrzuszenie.
Ewa oglądała to wszystko, gdy Władysław wreszcie znalazł się przy niej. Stojąc tak we dwoje w opuszczonym budynku, w szpitalnych ubraniach i bosych, poobijanych stopach, wyglądali jak para zbiegów z ośrodka specjalnego. Gdyby tu było jak w każdym innym mieście, to pewnie ktoś by zadzwonił po policję. Tutaj nikt nie zadzwoni. Tutaj nikt nawet nie dostrzeże inności tej dwójki.
Dźwięk metalu zabrzmiał jak strzał z pistoletu. Krótki ale intensywny huk przetoczył się przez budynek i zamilkł na zewnątrz. Dochodził z góry i nie mogło to być zbyt wysoko. Wyobraźnia podpowiadała wiele wersji tego, co też to mogło być. Jednak tutaj mogło to być wszystko i nic. Dosłownie.
I gdy tylko huk zamilkł, z sufitu zaczęły opadać delikatne płatki materii. Unosiły się jak puch, niespiesznie opadając, wirując i wznosząc się niesione ciepłym powietrzem znad dwóch postaci. Miękkie, delikatne płatki, białe jak śnieg, spadały na skórę, na kurz, na schody i na włosy. Wywoływały ledwie muśnięcie, jak popiół z ogniska. Nie były tynkiem osypującym się z sufitu ani kredą czy gipsem. Ewa wzięła delikatnie jeden z tych płatków między palce. Rozdarł się i rozsypał. Był suchy jak pieprz. To był papier.
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._

Ostatnio edytowane przez Yarot : 05-09-2009 o 00:42.
Yarot jest offline