Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-07-2009, 16:44   #20
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Dziewczyna go nie posłuchała. Ruszyła biegiem do klatki.
Władysław został sam. Sam jak palec pośród opuszczonego przez Boga i ludzi blokowiska, na granicy pomiędzy jawą i senem.
Świadomość opuszczenia wprost przygniotła mężczyznę. O ile do samotności w swoim życiu zdążył się już przyzwyczaić, to teraz i tutaj poprostu się jej bał. Potrzebował kogoś obok siebie, by nie zatracić się w obłędzie. Ta smarkula była teraz jego jedyną nadzieją. Ostatnią deską ratunku. Musiał się jej trzymać za wszelką cenę. Bez niej zwariuje, tak jak bez swojej ukochanej Maji.
Łzy podeszły mu do oczu, bo znowu przypomniał sobie o swojej córeczce.
- Mam nadzieję, córuś, że jesteś w lepszym miejscu niż to - pomyślał i ruszył za blondynką.

W środku wśród obrapanych ścian, kurzu pokrywającego całą podłogę i całej sterty śmieci stała ona. Jakby na niego czekała. Rozglądała się wokół, zdawało się, że czegoś szuka.
- Ona się wcale nie boi. - przemknęło mu przez głowę.
- A jednak jesteś - ni to zapytała ni stwierdziła.
Władysław tylko pokiwał głową. On też rozejrzał się po blokowej klatce.

Poraził go cały ogrom zniszczenia. Obdapane tynki, wszędzi pył, gruz i sterty różnorakich śmieci.
- Ty płaczesz? - spytała Ewa.
- Nie... - zapewnił mężczyzna, przecierając jednocześnie oczy wierzchem dłoni - To przez ten kurz.
- Gdziemy jesteśmy?
- Niewiem... to chyba se... - urwał w pół zdania, bo sam już w to niewierzył.
- Niewiem co to jest - pomyślał Władysław - ale to na pewno nie jest sen
I wtedy krótki, ale jakże intensywny huk przetoczył się przez budynek. Dźwięk dochodził z góry. Starszy mężczyzna i nastolatka instynktownie unieśli głowy do góry. Ktoś kto spojrzał, by na nich z boku dostrzegłby oczy pełne strachu i niepewności. Wyglądali jak para wariatów, która uciekła z zamkniętego ośrodka. Stali tak przez chwilę, wyczekując na kolejne dźwięki. Gdy echo huku umilkło i żaden więcej dźwięk nie wypełnił przestrzeni z sufitu zaczęły odpadać tynk.
Unosił się jak puch, niespiesznie opadając, wirując i wznosząc się niesiony ciepłym powietrzem znad dwóch postaci. Miękkie, delikatne płatki, białe jak śnieg, spadały na skórę, na kurz, na schody i na włosy. Wywoływały ledwie muśnięcie, jak popiół z ogniska. Nie były tynkiem osypującym się z sufitu ani kredą czy gipsem. Ewa wzięła delikatnie jeden z tych płatków między palce. Rozdarł się i rozsypał. Był suchy jak pieprz. To był papier.
- Co to wszystko znaczy? - myśli Władysława goniły jak oszalałe. Miał dość całej tej chorej sytuacji, tego miejsca, tej pustki, ciągłego zawieszenia. Niewiedział gdzie sie znajduje, nie potrafił sobie tego w żaden sposób wytłumaczyć. Przestał wierzyć w pijacki sen, wszystko wokół było zbyt realne. I ta dziewczynka Ewa. Skąd ona się tu wzięła.
- Co tu się kurwa dzieje?! - krzyknął niespodziewanie, wypuszczając na zewnątrz cały swój strach i nienawiść.
Sam się przeraził swojego wrzasku. Spojrzał na dziewczynkę. Miała głowę wtuloną w ramiona.
- Przepraszam - wyszeptał. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że chyba zna tą małą. Czy to nie ją widział dzisiaj w kościele? Chciał ją o to zapytać, ale milczał. Przeraził go myśl, że ktoś jeszcze mógł usłyszeć jego przekleństwa.
Spojrzał w górę i czekał z obawą.
 
brody jest offline