Rick osunął się na ziemię, gdy
Mietek nie zwróciwszy na niego uwagi podniósł wóz.
Radek rzucił po włosku kilka słów uznania dla siły giganta i ruszył w stronę świątyni.
Runa poszła za nim, co chwilę oglądając się, czy
Mietek nadąża, bo jednak drewniany wóz wyładowany warzywami i mokry od porannej rosy musiał sporo ważyć. -
Nie zagaduj już go - wyszeptała do
Radka. -
Mam nadzieję, że niesiemy ten wóz w dobrym kierunku - mówiła tak, jakby tą czynność wykonywali wszyscy i zerkała w kierunku świątyni. Im bardziej zbliżali się do szczytu wzgórza, tym bardziej wyłaniały się zza kamieni i drzew obiekty za nimi schowane. Był tam kolejny niewielki plac, na którym znajdował się jeszcze jeden budynek. Był szeroki, choć niski. Wyglądał na nieudolnie wykonany, ale wybudowany niedawno. Nad drewnianymi drzwiami wisiał napis, który głosił po włosku "Karczma pod sklerotykiem". Mietek spocił się po kilku krokach i zmuszony był postawić 250 kilo ale ciągnął dalej za uchwyt.