Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-08-2009, 11:00   #8
Vavalit
 
Vavalit's Avatar
 
Reputacja: 1 Vavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znany
Czas na front wschodni. Jednak Gapa to i owo przewidział. Werner słuchał przepowiedni, ale wciąż tak samo traktował Gapę. Przynajmniej w zewnętrznym świecie, nie w czołgu. W blachach czołgu był inny świat, świat współpracy, świat strachu, świat potęgi. Poprzez wspólne działanie można było odnieść duży sukces. Załoga musiała być zgrana. Gapa wtedy był inny. Potrafił coś zrobić, ocenić, pomóc. Niestety całego swego życia w czołgu nie spędzi...

Dzięki Wernerowi i reszcie udało się zniszczyć dwa wrogie czołgi w Proletarskaja. Było gorąco, załadunek i strzał. Był to swoisty chrzest bojowy. Cała kampania szła dosyć sprawnie, oczywiście tempo spadało, jednak Rzesza dawało mocno w kość wschodnim towarzyszom. T-34 niszczono jeden po drugim. Tygrysy był prawdziwymi maszynami zniszczenia na polu walki. Potężna siła ognia, celność, zasięg i pancerz. Dobrze wyszkolona załoga. Szkolenie przecież było trudne. Werner znał budowę czołgu na tyle że całość mógłby opowiedzieć nawet będąc obudzony wyrywkowo o 3 nad ranem. Wiedza była istotna. Werner zrozumiał wtedy też że nie może być samotnym żołnierzykiem. To nie była piechota, gdzie mógłby lecieć sam na pałę. Tutaj ważna była praca grupowa. Każdy z załogi coś wnosił, Werner też musiał. Musiał się zżyć. Starał się częściej rozmawiać i zaprzyjaźniać. Po dłuższym czasie znał mniej więcej wartość kolejnych kolegów.

Pewnego dnia spotkał swojego brata z Luftwaffe. Właśnie reperowali samoloty niedaleko miejsca postoju Tygrysów. Jakieś nowo zdobyte lotnisko. Zobaczyli się pierwszy raz po dłuższym czasie. Wernerowi nawet łza w oku się pojawiła. Przytulili się po bratersku i zaczeli rozmowę.

- Cholera Werner co tam u ciebie? Dawno się nie widzieliśmy!

- Ano jak widzisz w końcu mogę walczyć czymś ciekawszym. A Ty wylądowałeś w jakieś zakichanej małej ściśniętej szklanej puszce gdzie wystarczy jeden zabłąkany nabój aby Ciebie zlikwidować.

- Nie gadaj takich bzdur, być może wkrótce taka szklana puszka uratuje ci dupę przed sowietami.

- To ja ci uratuje tyłek niszcząc działo przeciwlotnicze. - zaśmiał się Werner.

- Spotkałem się nie tak dawno z Ojcem. Jest ciężko chory. Dietrich zaopiekował się nim.

Rozmowa ucichła. Nagle ktoś zawołał Rudolfa.

- Dobra muszę już iść. Powodzenia na polu walki. I zobaczysz uratuje ci dupę.

- Dobra, cześć. - uścisnęli się jeszcze na koniec i wrócili do swoich ludzi.


Wkrótce nadeszła kolejna misja. Taka mała misja. Wyglądała niewinnie. Podobno jakiś lotnik zauważył że w ruskiej wsi, towarzysze maja żarcie, dużo żarcia. Werner gdy tylko to usłyszął przeklnął pdo nosem.
- Ten debil miał mi uratować tyłek, a nie pierdzieląć do walki. Złamię mu nos jak przeżyję.

Werner niestety nie miał zbyt dużo do gadania w tej sprawie. Musiał ruszać tak czy siak. Początkowo był za cicho, zbyt cicho.
- Pusta wioska, brać żarcie i jak najszybciej spierdalać. - powiedział.
Jednak załoga milczała, zrozumiał że żart był wyjątkowo żenujący. Nagle jednak spostrzegł coś podejrzanego. Mały knypek zarzucił coś na czołg. Pal licho co, jednak coś rzucił. Tak szybko jak zaważył, krzyknął:
- Kurwa, jakiś mały frajer zza rogu domu coś rzucił! Spierdalać! - czekał na reakcję reszty.
 
Vavalit jest offline