Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-08-2009, 20:13   #9
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Berlin 20 kwietnia 1942 r. mieszkanie rodziny Steiler

Wokół stołu nakrytego już białym obrusem, krzątały się dwie kobiety i rozkładały zastawę. Ich przygotowania przerwało głośne pukanie do drzwi.
Hani idź otwórz to pewnie mój mąż – poleciła służącej pani Steiler.
Służąca odstawił stos talerzy i ruszyła do drzwi. Na progu stał młody żołnierz w mundurze Panzerwaffe.
- Psze pani, to nie pani mąż – krzyknęła służąca.
- A kto? Listonosz? - spytała gospodyni i ruszyła w stronę przedpokoju.
Ditrich stał bez słowa i czekał na matkę.
- O! Już jesteś – ucieszyła się widząc syna – A cóż to za grobowa mina, syneczku.
- Witaj mamo – przywitał się oschle – Gdzie tata?
- Jeszcze w biurze, ale zaraz powinien być. Wejdź, nie stój tak w progu. Co sobie ludzie pomyślą.
Ditrich wszedł, ale zatrzymał się przy wieszaku na ubrania.
- Co się z tobą dzieje synku? Rozbieraj się i idź myj ręce. Zaraz podajemy do stołu.
- Mamo ja nie zostanę na obiad...
- Jak to? - spytała zdziwiona pani Steiler – Ojciec załatwia ci przepustkę, a ty nie chcesz zostać z rodziną na obiad?
- Mamo o to właśnie chodzi, że to ojciec mi załatwił przepustkę.
Po tych słowach drzwi otworzyły się i do przedpokoju weszedł obersturmfuhrer Stieler. Zdjął czapkę, ucałował żonę w policzek, po czym stanał na przeciw syna i przytulił go mocno.
- Dobrze, że już jesteś. Myślałem, że przyjedziesz dopiero wieczorem.
Szeregowy odepchnął ojca, spojrzał mu w twarz i łamiącym się głosem rzekł:
- Jak mogłeś? Mówiłem ci, żebyś mi niczego nie załatwiał. Ale nie... Zawsze musi być po twojemu... Mam tego dość, rozumiesz?
- Uspokój się synu. - ojciec wyciągnął ręce w stronę syna.,
- Zostaw mnie! - wrzasnął cofając się o krok – Jak mogłeś? Co jeszcze zrobiłeś za mnie?
Ojciec milczał, czekając aż syn wyrzuci całą złość z siebie. Pani Steiler podeszła do syna. Ditrich z niechęcią wtulił się w matczyne ramiona.
- Spokojnie syneczku, tata chce dla ciebie tylko dobrze. Nie możesz mieć mu tego za złe. Poza tym to ja go prosiłam, by cię sprowadził. Tak dawno cię nie widziałam.
- Co? - Ditrich wyrwał się z matczynych objęć – Nie tego już za wiele! - wrzeszczał.
- Uspokój się gówniarzu! - wrzasnął ojciec – Co ty sobie myślisz, że załatwienie ci przepustki i przydziału do specjalnej jednostki to takie prosta sprawa. Wiesz ile mnie to kosztowało? Każdy na twoim miejscu, byłby wdzięczny, ale nie! Ty jesteś za dumny!
Ditrich stał jak porażony i z szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w ojca.
- Co?! - krzyknął zdziwony – To ty stoisz za moim przydziałem do Paderborn?
- A co myślałeś, że biorą tam wszystkich fajtłapów z Panzerwaffe? - zadrwił ojciec.
Ditrich nie czekał na dalsze jego słowa, ucałował matkę w dłoń i wyszedł trzaskając drzwiami.



Paderborn 6 maja 1943r. godz. 5.40

Po porannym apelu na którym przydzielono plutonom zadania na dziesiejszy dzień, oberleutnant Zelditz postanowił poznać się bliżej ze swoimi ludźmi. W końcu to im nie jako powierzy swoje życie. Musi więc po pierwsze coś o nich widzieć, a po drugi być pewny ich umiejętności.
Podszedł do swoich ludzi i powiedział:
- Panowie po zajęciach, meldujecie się wszyscy pod moim pokojem. Chciałbym z wami zamienić kilka słów.
Wszyscy strzelili obcasami i krzyknęli jednym głosem:
- Tak jest, panie oberleutnant!
- To do zobaczenia! - pożegnał się oficer i ruszył na zajęcia.
Ledwo oddalił się od nich na kilkanaście metrów, a Gapa zapytał jakby lekko wystraszony:
- Ciekawe czego on od nas chce?
- Pogadać, popytać o to o tamto i ogólnie poznać. Normalne... - wyjaśnił Lanzer, najstarszy i najbardziej doświadczony z załogi – To dobrze o nim świadczy, że chce poznać swoich ludzi.
- A do czego mu te wszystkie informacje? - ponownie zapytał Gapa.
Na jego twarzy malował się wyraźny grymas strachu.
- A ty coś taki przerażony? - zadrwił Strasser – Co masz jakieś żydowskie kochanki do ukrycia? - zaśmiał się rubasznie.
- Nie o to chodzi – zaczął nieśmiało tłumaczyć się Gapa – ale...
- Dobra! - przerwał mu Kleinlich – Nie musisz się przed nami tłumaczyć. Wyjaśnisz wszystko porucznikowi. A może korzystając z chwili przerwy my też się poznamy. Wczoraj wieczorem jakoś nie było czasu. Wszyscy padli jak dętki.
- Udo Lanzer – zaczął gefreiter wyciągając rękę.
- Ferdinand Kleinlich.
- Werner Strasser
- Ditrich Steiler – zakończył Gapa.
Załoga wymieniła uściski dłoni. Każdy kto dotknął ręki Gapy doświadczył czegoś osobliwego. To było jak błysk flesza, jak uderzenie pioruna. Gwałtowny jasny i oślepiający błysk, za którym przyszły obrazy. Trwało to może dwie sekundy, ale było oszałamiającym zdarzeniem. Wszyscy zachowali swoje odczucia dla siebie. Choć miny Lanzer, Kleinlichi Strasser wyraźnie świadczyły, że coś się stało. Zachowali jednak milczenie. I tylko Gapa wydawał się zdziwiony minami kolegów.



14 maja 1943 r. Monachium
Leżący w łóżku mężczyzna przekręcił się niespokojnie na drugi bok. Ktoś patrzący na jego twarz mógłby powiedzieć, że przeżywa istne tortury. Mięśnie jego twarzy co kilka chwil wykrzywiały się w grymasie mieszaniny bólu, strachu i bezsilnej złości.
Gęsty czarny dym zasnuwał horyzont. Na spieczonym przez palące słońce stepie stały setki wraków. Dymiące tłustym dymem wraki czołgów, transporterów i pojazdów rozpoznania. To pozostałości po wielkie armii Tysiącletniej Rzeszy. Trupy najlepszych z najlepszych leżały porozrzucane wśród kraterów po wybuchach. Gdzie okiem sięgnąć śmierć i zniszczenie, pożoga. Samotny mężczyzna stojący na wzgórzu, zasłonił dłońmi twarz i wrzasnął głośno:
- Nein

Adolf Hitler przebudził się z wrzaskiem. To już kolejna noc, gdy śniła mu się porażka jego ukochanej Panzerwaffe. Wódź Rzeszy sięgnął po szklankę wody stojącej na nocnej szafce, po czym chwycił słuchawkę i prawie krzycząc zarządał:
- Wezwać mi tu natychmiast Speera!! - i rozłączył się.
Podszedł do okna, rozsunął zasłony i patrząc na pogrążone w mroku nocy miasto, szepnął:
- Ta ofensywa musi się udać. Musi.



16 maja 1943 r. godzina 9.45
Wnętrze Tygrysa 122 - Lanzer, Gapa, Kleinlich, Strasser
Żar pod pancerną płytą Tygrysa był wręcz nie do zniesienia. Nadomiar złego, akcja która nie zapowiadała się na trudną zaczęła się komplikować.
Oberschütze Strasser miał złe przeczucia, gdy ich czołg wjeżdżał do tej ruskiej wsi.
- Coś tu za cicho - pomyślał, ale nie podzielił się tym z resztą załogi. Wolał nie być jak ten cholerny Gapa. Tutaj nie liczyły się przeczucia tylko fakty, a te nie wskazywały na nic podejrzanego.
Tygrys wjechał powoli do wioski, gdy Kleinlich zatrzymał nagle wóz.
Uprzedził tym samym rozkaz Zelditza, który dostrzegł podejrzany ruch na wzgórzu nieopodal wioski. Czołg na szczęście stanął w dogodnym miejcu. O ile ludzie na wzgórzu nie widzieli ich wcześniej, teraz też ich nie zauważą. Oficer szybko przeanalizował fakty. Sprawnym ruchem odchylił właz i zdejmując laryngofon, rozkazał załodze:
- Żeby mi żaden z czołgu nie wychodził. Lanzer przejmujesz dowodzenie.
Takie zachowanie wprowadziło lekkie zamieszanie w szeregach załogi. Ich dowódca wyskoczył z wozu bez wyjaśnienia przyczyny.
- Gapa, Werner co widzicie? Co u licha się dzieje? - krzyczał lekko spanikowany Kleinlich.
W odpowiedzi padły niemal jednocześnie słowa obu zapytanych żołnierzy:
- Jakieś postaci ruszają się na wzgórzu około kilometra na południowy zachód. Jeśli to Iwany i mają choćby moździerz, to będziemy mieli kłopot- odpowiedział wyjątkowo czujny Gapa.
- Kurwa, jakiś mały frajer zza rogu domu coś rzucił! Spierdalać! - krzyczał Werner.
- Gdzie? Na pancerz? - dopytywał się Lanzer, który ze swojego stanowiska miał ograniczoną widoczność.
Werner już miał coś odpowiedzieć, ale zauważył jak Gapa siedzący obok niego otwiera swój właz i wychodzi z czołgu.
- Gapa! - wrzasnął pełniący obowiązki dowódcy Lanzer – Wracaj!
- Co to jest za człowiek? - westchnął Strasser, któremu Gapa działał wyjątkowo na nerwy
- Strasser nie gadaj, tylko melduj co tam się dzieje.
Nagle huk eksplozji wypełnił powietrze, a po chwili ktoś oddał serię z karabinu maszynowego.
- To Gapa, chyba granat rzucił – krzyczał Strasser – Kretyn! Co on wyczynia?
- Co widzisz? - dopytywał się Lanzer.
- Nic! Kurz tylko!
Po jednej serii strzały na szczęście ucichły. Właz ponownie się otworzył i Gapa zajął swoje miejsce.
- Może wyjaśnisz, co ty kurwa wyczyniasz? - rozdarł się Lanzer.
- Melduję, panie gefreiter, że odrzuciłem namagnesowany granat.
Słowa Gapy oszołomiły resztę załogi. Z jednej strony podziwiali jego odwagę i jasność myślenia, a z drugiej zastanawiali się co by było gdyby mu się nie udało.
Lanzer milczał i przyklejony do swojego peryskopu, próbował coś dostrzec.



Oberleutnant Franz von Zelditz
Po krótkiej chwili namysłu oficer wyskoczył z czołgu, przekazując dowodzenie Lanzerowi, jako zarówno najwyższemu stopniem jak i najbardziej doświadczonemu. Stojąc na płycie pancerza Zelditz chciał coś przekazać grednadierom, ale zauważył że oni padli na ziemię, chroniąc twarze.
- Granat! - pomyślał Zelditz i sam rzucił się natychmiast w krzaki. Ledwo wylądował i potoczył się za najbliższą zasłonę, gdy rozległ się wybuch a po nim seria z pistoletu maszynowego.
Chwila niepewności, ale na szczęście na tym się zakończyło. Zelditz spojrzał przez lornetkę w kierunku wzgórza. Jego wzrok go nie mylił. Na wzniesieniu ktoś próbował zamaskować działo przeciwpancerne. Nie dostrzegł już nikogo, poza nieudolnie zamaskowaną armatą. Podszedł więc do dowódcy grenadierów i rzekł:
- Panie Unterofizier na wzgórzu ktoś ukrył armatę przeciwpancerną. Wygląda na to, że przerwaliśmy ruskim organizowanie punktu obrony.
- Panie oberleutnant, obawiam się, że jest gorzej. Moi ludzie dostrzegli kogoś w stodole. Albo to mieszkańcy, albo partyzanci. Na dodatek jak pan słyszał, jakiś dzieciak rzucił granat magnetyczny na wasz pancerz. Jeden z waszych wyrzucił go na drogę. Odważny gość – zakończył plutonowy.
- Co z tym dzieciakiem?
- Jeden z moich ludzi już go zdjął.
- Dobrze więc niech pańscy ludzie otoczą tą stodołę. My was będziemy osłaniać.
- Tak jest panie oberleutnant – plutonowy zasalutował i ruszył do swoich ludzi.
Po chwili obaj aż przykucnęli, gdy 88 mm działo Tygrysa wypluło pocisk w kierunku stodoły. Ta w sekundę później przestała istnieć. Odłamkowy pocisk wręcz rozniósł ja w drobne drzazgi, nisząc budynek wraz z całym zagrożeniem się w nim znajdującym. Krzyk rannych tam ukrytych świadczył o tym, że grenadierzy się nie mylili.
- Jeden problem z głowy - pomyślał Zelditz, chwycił lornetkę i zaczął obserwować wzgórze.
Usłyszał jak wieża Tygysa się obraca i znowu donośny świst i huk oznajmiły, że działo ponownie ożyło.
Oficer wpatrzony w wzgórze, doskonale widział efekt jaki przyniósł wystrzelony pocisk. Działo już nie stanowiło zagrożenia. Dokładne trafienie obalio je na ziemię. Powykręcany pancerz wokół lufy pokazywał jaką siłą dysponuje Tygrys.
Zelditz był dumny ze swoich ludzi i sprzętu którym dane mu było dowodzić, ale euforia i zadowolenie szybko minęły, gdy uzmysłowił sobie że wystrzały słuszano w promieniu wielu kilometrów.
Jakby na zawołanie ktoś potwierdził obawy oficera. Z oddali usłyszał charakterystyczny odgłos pracy silnika Iła-2.

Samolot przelciał nad wsią zaledwie kilkadziesiat metrów nad głowami niemieckich żołnierzy.



16 maja 1943 r. godzina 9.45
Wnętrze Tygrysa 122 - Lanzer, Gapa, Kleinlich, Strasser
Ciszę po karkołomnej akcji Gapy przerwał Kleinlich:
- Czy tylko ja widziałem podejrzany ruch w stodole? Ktoś się tam ukrywa. Może mieszkańcy, ale biorąc pod uwagę, że na wzgórzu stoi działo, nie ma chyba na to co liczyć.
- Nie, nie tylko ty Kleinlich – zapewnił Lanzer – Tam jest chyba ktoś z bronią. Tak mi się zdawało.
- To co walimy w nich? - spytał Strasser – Ja już jestem gotowy. Działo ma ustawione.
Lanzer analizował przez chwilę wszystkie za i przeciw. Spojrzał jeszcze raz przez peryskop i rozkazał:
- Gapa dawaj odłamkowy!
- Tak jest panie gerfeiter – odpowiedział szeregowy i wchycił z podajnika odpowiedni pocisk i załadował – Gotowe!
- Strasser, wal!
Załoga usłyszała jak celowniczy naciska przycisk spustowy i po chwili wśród gwizdu i huku wstrzelili pierwszy tego dnia pocisk. Całym Tygrysem aż zatrzęsło. Łuska wypadła do rękawa z charakterystycznym metalicznym brzękiem.
- Prosto w cel. - pochwalił się celowniczy – Tam faktycznie ktoś był spójrzcie.
Załoga przylgnęla do wizjerów. Dostrzegli jak wśród resztek stodoły wiło się z bólu kilkanaście osób. Wyglądali jak cywile, ale pewności nikt nie miał.
- A co z tym działem na wzgórzu? - zapytał Gapa.
- Ty się o to Gapa już o to nie martw. Kiedy do ciebie dotrze, że nie ty tu dowodzisz?
- Wiem, panie gefreiter – przyznał ze skruchą szeregowy.
- To ładuj przeciwpancernym, a ty Strasser namierzaj go już. Tylko musisz sam sobie dać radę, bo ja stąd nic nie widzę.
- Tak jest! - krzyknął celowniczy i zaczął obracać już działo. Po chwili krzyknął – Mam go!
- Dobrze! Jak tylko Gapa będzie gotów to wal. Byle celnie!
- Tak jest panie gefreiter!
- Gotowy! - zameldował ładowniczy.
Strasser nie czekał już na rozkaz, nacisnął spust i przyległ do peryskopu. Z lubością patrzył na efekt swojej pracy. Wśród dymu i ognia działo przewróciło się na lewy bok. Jego pancerz został pogięty jakby był z cienkiej blachy.
- Melduję, że problem z głowy. Ktokolwiek tam był już nam nie grozi.
- Świetnie
Nagle wszyscy, aż skamienieli ze strachu. Tuż nad ich głowami przeleciał z głośnym rykiem silnika samolot.
- To nasz, czy ruski? - spytał Lanzer.
- Melduje, że ruski, panie gefreiter – Kleinlich chyba jako jedyny zauważyl skąd nadleciał Ił.
- Dobra czekamy na dowódcę – zarządził Lanzer – Mam nadzieję, że jest cały i zaraz tu przyjdzie.
- Jest, jest – zapewnił celowniczy – stoi tu i rozmawia z dowódcą grenadierów.



Oberleutnant Franz von Zelditz
Ił zawrócił i ponownie przeleciał na głowami niemieckiego oddziału. Zelditz obawiał się, że tym razem zrzuci coś na jego ludzi, ale szczęście najwyraźniej im sprzyjało. Lotnik nawet nie postraszył ich z karabinu, tylko wzbił się wysoko i odleciał na południowy wschód.
- Mamy fart – pomyślał oficer i odetchnął z ulgą.
Podszedł do niego plutonowy grenadierów i spytał:
- To co teraz panie oberleutnant?
- Jak co? Bierzemy się za wykonanie naszej misji – odpowiedział Zelditz z uśmiech – Szukamy świnek, krówek i innego bydła domowego.
- Tak jest! - unterofizier zasalutował i obrócił się na pięcie i krzyknął ucieszony – To chyba nie będziemy musieli daleko szukać – ręką wskazał pole tuż koło chałupy obok której stał Tygrys.
Krowa wyszła niewiadomo skąd, wprost na spragnionych mięsa żołnierzy.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.

Ostatnio edytowane przez brody : 03-08-2009 o 06:34. Powód: dopisek
brody jest offline