Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-08-2009, 22:28   #10
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Franz wyskoczył jak najszybciej potrafił z czołgu. Chciał się upewnić, czy wzrok go nie mylił i czy wyobraźnia czasami nie płata mu figli. Bo jeżeli to co widział rzeczywiście tam było, sytuacja jego ludzi była, delikatnie rzecz ujmując, nieciekawa. Zdziwiło go, że Kleinlich zatrzymał czołg bez rozkazu, ale nie zastanawiał się teraz nad tym. Nie było czasu. Ruscy mogli ich zauważyć. A jeżeli za chwilę otworzą ogień?

Gdy stał na pancerzu chciał szybko przekazać informacje o sowieckim dziale dowódcy Grenadierów, ale nie zdążył. Piechurzy padli na ziemię. "Granat!" przyszło na myśl Zelditzowi, więc również rzucił się na ziemię, nie wiedząc za bardzo, gdzie znajduje się zabójczy przedmiot. Chwilę potem nastąpił wybuch i ktoś pociągnął serię z PM-u.

Franz rozejrzał się. Czołg stał nienaruszony, a grenadierzy powoli podnosili się z ziemi. Podczołgał się trochę do przodu i delikatnie wychylając się za chałupę, spojrzał przez lornetkę. Nie mylił się. Sowieci rzeczywiście mieli działo przeciwpancerne na tamtym wzgórzu. Nie zauważył jednak żadnego ludzkiego ruchu. "To bardzo dobrze" ucieszył się. Zwrócił się o dowódcy desantu:

- Panie Unteroffizier na wzgórzu ktoś ukrył armatę przeciwpancerną. Wygląda na to, że przerwaliśmy ruskim organizowanie punktu obrony.

- Panie Oberleutnant, obawiam się, że jest gorzej. Moi ludzie dostrzegli kogoś w stodole. Albo to mieszkańcy, albo partyzanci. Na dodatek jak pan słyszał, jakiś dzieciak rzucił granat magnetyczny na wasz pancerz. Jeden z waszych wyrzucił go na drogę. Odważny gość.

Zelditz nie wiedział o kogo chodzi plutonowemu, ale musiał to być albo Gapa, albo Strasser. Tylko oni, jako siedzący w wieży, zdążyliby wyskoczyć na pancerz. Spodziewając się, że jednak uczynił to ten drugi, obiecał sobie pogratulować heroizmu przy całej załodze. Ale to później.

- Co z tym dzieciakiem?

- Jeden z moich ludzi już go zdjął.

- Dobrze więc niech pańscy ludzie otoczą tę stodołę. My was będziemy osłaniać.

- Tak jest panie Oberleutnant.

Gdy żołnierz już odchodził, by wypełnić rozkaz, Tygrys wystrzelił w kierunku drewnianej budy. Ta rozleciała się na miliony kawałeczków. Franz wiedział, że ludzi będących wewnątrz czekał podobny los. Krzyki tych, którzy jeszcze żyli, uświadomiły go w przekonaniu, że ma rację.

Teraz jednak byli w jeszcze większym niebezpieczeństwie. Ruscy na wzgórzu, przyjmując nawet, że nie usłyszeli granatu, na pewno usłyszeli strzał z 88-ki. Szybko chwycił za lornetkę i spojrzał w tamtym kierunku. Nie zauważył żadnego ruchu, ale po chwili armata przestała istnieć w ten sam sposób, w jaki przestała istnieć, chwilę wcześniej, stodoła.

A więc udało im się. Mając nadzieję, że w pobliżu nie ma już więcej takich niespodzianek odetchnął z ulgą. Po chwili uświadomił sobie, że pewnie słyszano ich z daleka, a to oznacza, że muszą się szybko zwijać.

Niedługo potem wszyscy usłyszeli dźwięk silniku samolot, a na niebie pojawił się Ił-2. Franz spędził już tyle dni na froncie wschodnim, że potrafił rozpoznawać wiele rodzajów uzbrojenia po samym dźwięku. W tym przypadku nie wymagało to wielkiej praktyki. Silnik tego sowieckiego dzieła wydawał charakterystyczny dźwięk. Najgorsze było to, że wystarczy, że pilot będzie miał cela, a...

Ale stało się coś dziwnego. Pilot przeleciał dwukrotnie nad wioską i odleciał. Czyżby nie miał już bomb? Zresztą nie było to w tej chwili ważne. Trzeba się było stąd jak najszybciej zabierać.

- To co teraz panie Oberleutnant? - zapytał Unteroffizier.

- Jak to co? Bierzemy się za wykonanie naszej misji. Szukamy świnek, krówek i innego bydła domowego - odpowiedział z lekkim uśmiechem Zelditz.

- Tak jest! To chyba nie będziemy musieli daleko szukać - oznajmił.

Na polu pasła się, niezauważona do tej pory, krowa. Porucznik kazał ją zabrać i jeszcze przeszukać kilka najbliższych chałup. Wolał nie zapuszczać się dalej, ale jedna krowa to trochę mało. Sam wybrał się do zniszczonej stodoły.

Jego oczom ukazał się koszmarny widok. Do tej pory ci, którzy przeżyli sam wybuch, zdążyli się już wykrwawić. Wokół nich leżały ludzkie członki, flaki, nawet głowy bez ciał. Franz chciał się tylko przekonać i niestety miał rację. W stodole znajdowali się nie tylko partyzanci. Były tu też kobiety i dzieci. Spoglądał na zmasakrowane zwłoki sześcio- może siedmioletniej dziewczynki. W jego oczach pojawiły się łzy, ale gdy usłyszał głos dowódcy Grenadierów meldujący wykonanie zadania, uspokoił się i ruszył w stronę czołgu.

- No to wracamy - powiedział cicho, starając się zachowywać jak przedtem. Nie miał nic przeciwko temu, żeby zabijać wrogich żołnierzy, ale czym zawiniły te kobiety i dzieci? Po prostu znalazły się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. A gdyby Zelditz jak idiota nie wyskakiwał z czołgu, tylko spytał Kleinlicha dlaczego się zatrzymał, być może by żyli. A tak spotkała ich niepotrzebna śmierć. Kolejna niepotrzebna śmierć w tej wojnie. Przed oczami przeleciały mu te wszystkie twarze. Gregor, Reinhart, Luck, Wolf, Relke. Kto jeszcze będzie musiał umrzeć?

Doszedł do Tygrysa. Wspiął się na pancerz i wszedł do środka przez właz. Odetchnął głęboko, odganiając ponure myśli i rozejrzał się po wnętrzu. Gapa i Strasser patrzyli na niego wyczekując.

- Strasser - porucznik zaczął. - Kto wyrzucił ten granat?

- Gapa, panie Oberleutnant.

Gapa? Teraz Franza uderzyło, że rzeczywiście stać go na taki wyczyn. Z góry postawił na celowniczego, zapominając o wielu popisach Steilera. Przez chwilę nie wiedział co powiedzieć, aż wreszcie się przełamał:

- Brawo Ditrich - rzucił i poklepał chłopaka po ramieniu. To był chyba pierwszy raz jak pochwalił ładowniczego, chociaż nieraz pokazywał się z dobrej strony. Jednak porucznika najbardziej zdziwiło, że odezwał się do szeregowego po imieniu. Dziwnie brzmiało "Ditrich" w jego ustach.

- Kleinlich, odpalaj motor i wracamy - rzucił po chwili zamyślenia. - Dobra robota chłopcy, na prawdę dobra robota - dodał. Wiedział, że nie chwali tym samym siebie. On się nie popisał, ale jego ludzie spisali się na medal. Po chwili wychylił się przez właz i siedząc wygodnie na pancerzu obserwował drogę powrotną.
 
Col Frost jest offline