Wkrótce Mietek minął niskie, drewniane stragany w centrum rynku i jego oczom ukazał się las w całej okazałości. Już jakiś czas temu dzikus zniknął w gęstwinie krzaków otaczających wejście do lasu. Nie było go już ani widać, ani słychać. W oddali na południowym wschodzie szemrała rzeka. Las szumiał liśćmi drzew, zapraszał ćwierkaniem ptaków. Edit: Widzę, że jestem zmuszony zastąpić przynajmniej tymczasowo Rick'a - postać Pazcyn'a.
Choć jego stopy zdobiły glany, czyli chyba najlepsze do wspinania się po górach i wzgórzach buty, Rick dopiero teraz dotarł w okolice karczmy. Wszedł do środka przez otwarte drzwi, rozejrzał się. Dostrzegł Runę podnoszącą z ziemi znokautowanego Radosława, zobaczył Michała z kuflem jakiegoś trunku w dłoni... zdecydował się wyjść z karczmy i powierzchownie obejrzeć sobie pobliską świątynię. Budynek miał fundamenty z głazów granitowych, jasnoszare ściany ze skał wapiennych, wysokie okna z szybami zrobionymi chyba z kryształów. Owe kawałki kryształów tworzyły witraż przypominający promieniste słońce. W życiu Rick nie widział czegoś aż tak oryginalnego.
Ostatnio edytowane przez Mal : 06-08-2009 o 22:45.
|