Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-08-2009, 22:15   #23
Terrapodian
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Ragath

"Oddział" liczył około pięćdziesięciu mężczyzn. Siedzieli zgromadzeni wokół studni tej niewielkiej wioski, w której się znaleźliście. Gdy zostaliście przedstawieni, wszyscy wstali i zasalutowali, wyciągając w górę rękę z rozwartą dłonią.
Można było o nich powiedzieć wszystko, lecz nie to, że są żołnierzami. Bardziej przypominali chłopów oderwanych od zajęć - rolników, rzemieślników, piekarzy... Jak widać problemy z wojskiem dotykały wszystkich. Ich mundury niekoniecznie przypominały to, co widzieliście u pozostałych wojowników, chociaż już tamte cechowały się niemalże skrajną surowością. Były szyte nie na miarę, niekompletne - ktoś wychodził z założenia, że mają spełniać jedynie funkcję reprezentatywną. Jeden miał mundur kompletny i to z odznaczeniami. On właśnie wstał z obręczy studni, a następnie zbliżył się do was. Był zdecydowanie za stary na służbę wojskową, chyba nawet starszy od waszej trójki. Siwy, z szerokim wąsem. U boku miał zakrzywioną szablę.
- Ja trochę znat' wasz język, to będę waszym tłumaczem - powiedział.
"Kadeci" zaczęli mówić między sobą w swoim rodowym, ostrym języku.
- Dostaliśmy rozkazji od gienerała, co by ćwiczyć na placu, bo w pobliżu wciąż kręcą się oddziały senatorskie.
Wskazał drżącą ręką bliżej nie sprecyzowany. Paladyn początkowo trzymał się na uboczu, teraz wystąpił i zaczął krążyć wokół weterana mówiąc zdecydowanie;
- No to na co czekać?! Chodźmy już! Im szybciej zrobimy z was zabójcze płotki, tym lepiej!
Żołnierze nie zrozumieli ani słowa, ale chyba pojęli przekaz, bo zaczęli zbierać broń.

Samuel/Muriel
Coś zbudziło cię w nocy. Wydawało się, że był to przypadek, lecz wystarczyło otworzyć oczy, by ujrzeć znaczne zmiany. Przed tobą znajdowała się ogromna katedra.



Na schodach ktoś stał. Gdy oczy przywykły do ciemności, postać stała się wyraźniejsza. Nosiła długą, czerwoną szatę. Jednak po zbliżeniu - a sam nie wiedziałeś skąd nagle znalazłeś się tak blisko - okazała się to być skromna suknia. Nosiła ją kobieta bardzo młoda i równie piękna. Miedziane włosy padały jej na plecy, wpatrywała się w ciebie swoimi brązowymi oczyma. Uroku dodawały jej mały nos i pociągła twarz.
- Mam dla ciebie wiadomość od najwyższych... - powiedziała cicho dźwięcznym głosem. - Chodź za mną.
Musiałeś pójść. Miała w sobie coś, co mogło pobić dziesięciu surowych generałów.

Prowadziła cię pustą halą katedralną. Słychać było jedynie jednostajny stukot twoich butów. Na końcu oświetlony płonącymi lampkami stał pomnik jakiegoś bóstwa. Rozłożone ręce skierował ku górze, podobnie jak oszpeconą twarz. Stał w pełnej zbroi płytowej. Kapłanka - bo musiała być to kapłanka - chwyciła cię za dłonie.
- Nie wiem dlaczego, Wielki Nyerl wybrał sobie ciebie za wykonawcę swojej woli - mówiła z pasją w głosie. - Rzekł bowiem, oto czas byśmy stali się jednością.
Zrzuciła suknię, ukazując nagie ciało.
- I oto... staniemy się jednością... - szepnęła.
Zatopiła swoje usta w twoich. I istotnie wasze serca zaczęły bić razem.

Obudziłeś się wczesnym rankiem, pewien, że był to sen. Przed tobą istotnie nie było świątyni. Za to szybko zorientowałeś się, że obok leży ta kapłanka w czerwonej sukni. Leżała twarzą do góry i wpatrywała się w niebo otwartymi oczami. Martwymi oczami. Gardło było podcięte, a ta gęsia szyja pokryta zaschniętą krwią. Reszta wchłonęła już w grunt.

Gloinus Whitebeard

Można powiedzieć, że gdy tylko weszliście do środka, zostaliście porwani przez grupę ludzi w szatach magów. Mówili szybko we własnym języku, a do was rzucili tylko;
- Musimy się spieszyć! Przeniesiemy was na drugi koniec kraju.
- Na drugi koniec...? - wysapał Aldrim
Poprowadzili was na drugi koniec okrągłej sali, gdzie na podeście widniały egzotyczne znaki i symbole. Magowie ustawili waszą dwójkę na środku podestu, a potem w szóstkę otoczyli. Natychmiast złożyli dłonie. Najstarszy mag zaczął wyśpiewywać inkantację. Otoczyło was coś na wzór przezroczystej masy, która wsiąkała w wasze ciała powodując ujmujące zimno. Po pięciu minutach zeszła, jednak drgawki pozostały. Znaleźliście się w innym budynku, bardziej obskurnym. Wciąż była szóstka magów. Jeden z nich klęczał, trzymając się kurczowo swoimi dłońmi. Spomiędzy palców płynęła krew. Inni też wyglądali niezdrowo.
- Mam nadzieję, że warto było tracić siły na waszą teleportację - powiedział łysy mag z długą brodą. - Witamy w Smokogrodzie. Za mną.
Pobiegliście wąskimi, krętymi schodkami w dół tej wieży.
- Smokogród nie na darmo nosi taką nazwę - mówił mag, który biegł z przodu. - W podziemiach tej budowli śpi smok równie stary co nasza cywilizacja. Musimy zaryzykować i go obudzić. Niestety senatorzy również o tym wiedzą i posłali szpiegów, by zabili tą istotę. Musimy być tam przed nimi, inaczej stracimy szansę na zyskanie sprzymierzeńca. Wybraliśmy was, bo jedynie krasnoludy są w stanie przebyć te korytarze. A my wracamy do obrony... inaczej zdobędą Smoczogród i utracimy potężną twierdzę.


Zostawił was przed wejściem do jaskini. Przy wejściu płonęły pochodnie, lecz dalsza część była zakryta mrokiem.

Rydiss Tirio
Wędrowaliście początkowo drogą między pastwiskami, lecz już o poranku zeszliście w las. Tam Vasilii opowiedział wam nieco o celu podróży. Była to stara biblioteka, założona przez lorda Apokela - jednego z władców Zhieloskoju. Dziwne położenie nie przeszkadzało w popularności budynku, gdzie zawsze można było znaleźć księgi nie do zdobycia w innych miejscach. Jednak kilkanaście lat temu stało się coś dziwnego. Biblioteka została zrujnowana, a pracownicy zniknęli w dziwnych okolicznościach. Wszelkie dzieła zabrano po tym wypadku, a budynek popadał w ruinę.
Lecz jakiś czas temu odkryto mapę, która wskazywała, że lokalizacja biblioteki nie była przypadkowa. Zwój wskazywał, że pod ziemią znajduje się kompleks o nieznanym przeznaczeniu i pochodzeniu. Zostaliście wysłani prawie natychmiast po tym odkryciu.

Po godzinie zobaczyliście bibliotekę. Był to niski budynek, z niewielką kopułą. Szyby w okiennicach były rozbite, a front pokryły rośliny. Przed biblioteką ktoś spacerował obserwując okolicę.
- Spokojnie, to nasz - powiedział Vasilij.
Następnie zakrzyknął coś do kręcącego się człowieka. Ten również odpowiedział krzykiem i zamachał. Jednak, gdy zbliżyliście się, krzyknął i uniósł się w powietrze. Potem coś rozerwało go wzdłuż na dwie części, a następnie odrzuciło. Strumień krwi popłynął do istoty kryjącej się między drzewami.


Przypominała ludzką postać... jedynie kształtem. Lecz nie badaliście jej teraz. Fergendo krzyknęła;
- Do biblioteki! Prędko!
Złapała trójkę przerażonych historyków i wraz z nimi pomknęła w stronę lekko uchylonych drzwi bibliotecznych. Jednocześnie uderzając w istotę jaskrawym płomieniem. Varsoviensse wysunęła ze swojej zbroi dwa ostrza długości prostego sztyletu, a następnie nałożyła hełm. Potwór przestał interesować się czwórką, która znalazła się w budynku, lecz zaczął powoli kuśtykać w waszą stronę.
 
Terrapodian jest offline