Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-08-2009, 18:38   #10
Lotar
 
Lotar's Avatar
 
Reputacja: 1 Lotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwu
Yajwin nie wiedział, co myśleć o tym wszystkim, czego doświadczył przez tych kilka dni. Najpierw był wyjętym z pod prawa łotrem, którego ścigała milicja za zabicie kilku zielonoskórych przygłupów. Potem jeszcze więcej orków i ucieczka do lasu. Ta przeklęta gęstwina napawała strachem nawet tak doświadczonego trapera jak Yajwin.

Kiedy mężczyzna wyszedł z magicznej, drewnianej chaty czuł się nie swojo. Nigdy w życiu nie przejawiał talentów, które pozwoliłyby mu rzucić chociażby najsłabsze zaklęcie. Ba, sam nie wierzył w magię i uważał ją za zabobon i oznakę starych czasów, które przeminęły bezpowrotnie. Teraz w jego żyłach płynęła krew zwariowanego staruszka.
- Co ten świr mi zrobił?Yajwin powtarzał sobie to pytanie w myślach.
Gdy tak stał uświadomił sobie, że jest mu gorąco. Ale nie w normalnym znaczeniu tego słowa. Nie czuł duchoty tak jak to bywało w parne dni lata. Jego skóra nie wydzielała potu, a on nie musiał rozbierać się czy pić dla ochłody. Nie to było zupełnie inne gorąco. Tak jak powiedział staruszek. Krew pokaże mu jak wyjść z przeklętej kniei.
- Postaraj się wyczuć ochłodzenie krwi, a będziesz wiedział, gdzie iść… - Wojownik przypomniał sobie słowa czarodzieja.
Tak na to wyglądało, że jego jucha gotuje się blisko środka lasu, ale jeśli będzie poruszać się tak by oddalać się od centrum lasu wtedy krew będzie coraz bardziej chłodna.
Yajwin rzucił okien na swoją rękę i wyszukał żyłę. Widział, że jest kilka razy większa od normalnej i jeszcze ciemniejsza niż kiedyś. Dostrzegł krew, która gotowała się niczym woda nad ogniskiem. Jucha bulgotała. Nie wiedział czy to może mu zaszkodzić, ale wiedział, że nie chce tego sprawdzać. Czym prędzej obrał losowy kierunek cały czas patrząc na rękę jak na kompas którym się kierował. Na chwilę odwrócił wzrok od kończyny by rzucić okien na chatkę. Tej już tam nie było…

Poszedł w prawą stronę i zaczynał tego żałować. Na razie nic się nie działo. Oczy Yajwina cały czas były wlepione w żyłę na ręce, więc nie patrzył gdzie idzie. Zgodnie z zaleceniami czarodzieja nie kroczył żadną dróżką, lecz poruszał się w bardzo zarośniętej trawię. Wojownik musiał, co chwilę spoglądać przed siebie w celu obserwowania szlaku. Mimo iż staruch zapewnił go o bezproblemowym wyjściu z magicznej kniei i tak musiał być uważny by nie wpaść na jedno z wielu drzew. Yajwin kroczył dalej i dalej, ale nie zaobserwował by temperatura jego krwi znacznie się zmieniła. Jego jucha wciąż bezgłośnie bulgotała w żyłach i tętnicach. To niepokoiło mężczyznę.

Jeden krok i niespodzianka. Rękę człowieka przeszył okropny ból, który przypominał ból głowy. Wkrótce przeniósł się na pozostałe części ciała aż w końcu objął całość. Wojownik padł, a Yajwin sam nie wiedział czy to z powodu wystąpienia takiego samego bólu w nogach czy może nie wytrzymał on tak wielkiego cierpienia, które objęło całe ciało. Człowiek padł na kolana w gęstą trawę, a później i tors zanurzył się w gęstwinie. Ból stawał się nie do wytrzymania, a był na tyle mocny, że otępiony Yajwin nie mógł nic zrobić. Męka i tortura tego było za dużo jak na jedną istotę. Wojownikowi zaczęło się kręcić w głowie, a korony drzew, na które patrzył zaczęły zmieniać kolor z zielonego na bordowy. Yajwin zaczął żałować, że w ogóle wszedł do tego lasu. Z wielkim bólem odrzucił poły swojego płaszcza sięgając po miecz. I z równie wielkim trudem wzniósł go ponad głowę. Zamierzał zakończyć swoje cierpienia raz na zawsze. Po trawie polały się łzy. Yajwin nie chciał tego robić, ale ból był nie do wytrzymania. Nagle miecz niczym ptak wyrwał się ze słabego chwytu wojownika i poszybował daleko. Męczennik bardzo się zdziwił na widok tego zjawiska, a jeszcze większe zdziwienie ogarnęło Yajwina, gdy ogromny ból ustąpił.
- Co u licha? – Pomyślał traper.
- Umiem zdecydowanie więcej. – Odrzekł jakiś głos po prawej.
- Co u licha? – Powtórzył Yajwin i spojrzał w zarośniętą trawę. Leżał tam wilk. Bardzo duże wilczysko. Wojownik sięgnął za pazuchę po drugi miecz i wyciągnął go. Ten poszybował w powietrze jak pierwszy. Zawisł na chwilę skierowany ostrzem w stronę Yajwina. Traper zamarł w bezruchu.
- Nie za bardzo lubię broń ludzi. Zwłaszcza miecze. – Poinformował Wilk. Jego pysk nie poruszał się, kiedy zwierzę przemawiało. Czy na pewno to było zwierzę? Klinga odleciała, prosto w drzewo wbijając się w korę.
- Kim ty do cholery jesteś? – Wykrzyczał, Yajwin.
- Staruch – jak go nazywasz – mnie przysłał. Źle skierowałeś swoje kroki. Jeszcze kilka metrów i znalazłbyś się w centrum lasu. Tam energia jest tak gęsta, że wysadza żyły śmiertelników. – Ziewną wilk.
Yajwin trochę się uspokoił. Przez moment myślał, że dopadła go bestia, przed która przestrzegał go staruszek. Wilczysko wyglądało naprawdę przerażająco. Dość powiedzieć, że był chyba dwa razy większy od normalnego wilka. Jego sierść była trzy kolorowa. Na nosie i między oczami była rudawa, a reszta była przedzielona pół na pół. Prawa strona sierści była biała, a lewa czarna.
- Więc jestem winny ci życie. Wielkie dzięki wilku. – Podziękował Yajwin.
- Zwą mnie Wolant. – Odparł wilk przez telepatyczną więź. – Teraz zawróćmy by wyjść z lasu i zabierzmy się za poszukiwania adepta dla mojego mistrza…



Wolant
 

Ostatnio edytowane przez Lotar : 07-08-2009 o 22:05.
Lotar jest offline