Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-08-2009, 00:44   #2
darlar
Banned
 
Reputacja: 1 darlar nie jest za bardzo znany
Jego nozdrza rozchylały się tak jak gdyby w powietrzu unosił się trujący gaz. Smród małpich ciał drażnił jego zmysły do tego stopnia, że wolał siedzieć na uboczu. Uszy nie były w stanie wychwycić praktycznie niczego, łomot gitar, perkusji i sunącego niczym dłoń po walonej gruszce wokalu, totalnie zakłócały jeden z jego zmysłów... raz za razem, łupnięcie za łupnięciem wbijały się głęboko w jego czaszkę. Chciał porozmawiać z Leną na spokojnie, troszkę lepiej ją poznać... jednak dziewczyna wyraźnie lubiła taką atmosferę, i najwyraźniej, wiedząc iż sam nie jest pierwszym, lepszym ściągniętym z ulicy żulem, sądziła, że i jemu spodoba się panujący w knajpie klimat. Owszem, spodobałbym mu się... gdyby teraz stał na scenie, byłby w stanie pluć, krzyczeć i oddawać tłumowi swoją agresję... Czuł, że powinien warować przy gnatożujce... Miał ochotę wcisnąć się gdzieś w kąt, jednak co bardziej nachalni klienci, co chwilę się o niego ocierali. Mało tego, kiedy ukradliem usiłował wysunąć z kieszeni "samarkę" z haszyszem...



Nagle, jeden ze skaczących mężczyzn, wyjątkowo mocno uderzył o niego swoim barkiem. Rufin w spowolnionym tempie obserwował jak wypełniona plasteliną folijka upada na podłogę, a następnie zostaje rozdeptana przez bandę szalejących wokół małolatów. Nie posiadał pieniędzy na uzupełnienie swoich zapasów...przynajmniej przy sobie. Po wieloletnich melanżach nauczył się by nie nosić przy sobie portfela, jego karta leżała gdzieś w odmętach jego mieszkania a w kieszeni pobrzękiwała gotówka mogąca starczyć co najwyrzej na szlugi... Dając suce do zrozumienia, że chce się "wyszaleć" ruszył w tłum. Nie skakał na ślepo... co to, to nie... przeskakiwał pomiędzy szalejącymi, gówniarzami, poszukiwał tego, który sprowokował go do wejścia w tłum.... A kiedy już zauważył jak tamten skacze w koło, wdzięcząc się do grupki ludzkich suk, zbliżył się do niego, i dając susa obok niego, zdzielił go wierzchem swojej dłoni po pysku. Nie spodziewał się by tamtem w ogólnie panującym chaosie zorientował się skąd padł cios. Rufin, nieco ospale zaczął oddalać się od miejsca spotkania. Z uniesionymi do góry rękoma, swobodnie odbijał od ciebie co wyżej skaczących delikwentów i starał się wrócić w okolicę z której wystartował...

Po drodze coś przestało mu pasować... oiowiec leżący na ziemi nie wróżył nic dobrego. Kto mógłby mu wpierdolić? Może ostro się schlał...bardziej niż był w stanie... Rufin dał susa w bok, widząc jak chłopiec podnosi się przy pomocy innych imprezowiczów, nie chciał stwarzać dodatkowej awantury. Zresztą, deptanie przypadkowych ludzi nie leżało w jego naturze...

Rozpędzony Rufin zatrzymał się jakieś trzy metry od miejsca w którym zostawił Lenę. Obijający się o niego ludzie coraz bardziej go irytowali...a on coraz bardziej żałował, że dał wyciągnąć się na tego typu imprezę. W jego sercu zaczynała gościć lekka rozpacz, w ramionach zaś instynktowna agresja przejawiająca się odpychanie podsuwających się zbyt blisko ludzi. Rozejrzał się dokładniej... starając się wyciszyć swój słuch i skupić się na pozostałych zmysłach. Nie szło to mu najlepiej... Po tym jak dzisiejszego dnia sam spalił conajmniej gram haszyszu wszystko wydawało się nienaturalne. Pomimo panującego półmroku, świat zewnętrzny wydawał mu się przejaskrawiony. Sam pozostawał otoczony bańką, niewidzialną ścianą, która oddzielała wszystko co znajdowało się dziesięć centymetrów od jego ciała...od reszty rzeczywistości. Obrazy spoza bariery wydawały się filmem, który był wyświetlany na żywo przed jego skromną personą...zupełnie tak, jak gdyby sam, bóg założył mu na głowę kask i kazał mu testować najnowszą wersję wirtualnej rzeczywistości. Barwy docierające do jego oczu zdawały się być tak intensywne, jakby część tła, a nawet niektóre z poruszający się postaci były wprost zaczerpnięte z filmu animowanego o przemistrzowskiej kresce. Twarze migające przed jego oczami nie dały się porównać z żadnym anime, jakie kiedykolwiek oglądał. Ich szczegółowość była tak potężna... że na twarzy Rufina zagościł na chwilę błogi uśmiech, był szczęśliwy z faktu iż nektar zwyczajnej rośliny, kreśli przed nim tak piękne obrazy, tak słodko kolorując szare, prostackie, gęby zgromadzonych wokół niego punkowców...

Ocknąwszy się z zamyślenia Kwiat odgonił od siebie najbliższą osobę. Okazała się nią drogna niewiasta, która pchnięta jego ręką wylała sporą część niesionego przez siebie piwa. Chwilę później jego przepełniony kolorami wzrok dostrzegł Lenę. Przez chwilę walczył z obłokami, które pojawiały się obok niej, zwalczając w swoim mózgu mylne wrażenie, wziął głębszy oddech. Wmawiał swoim zmysłom, że nie potrafi widzieć dźwięków, mimo to z ust każdego z rozmawiających w pobliżu człowieka wydobywał się zielony obłoczek, momentami przemieszany z żółcią, czerwienią, a nawet fioletem bijącym od lekko uchylonych drzwi, przy których stała ochrona. Zupełnie jakby szumiący wiaterek również domagał się od jego mózgu, porządnej wizualizacji. A kolory muzyki? Kiedy spojrzał w stronę sceny nie ujrzał nic...białe rozbłyski ogarnęły jego przewrażliwione na jakiekolwiek światło źrenice. Zdał sobie sprawę, że spojrzał wprost na żarówkę. Momentalnie odwrócił wzrok i powrócił nim do Leny. Zauważył, że ktoś stoi obok niej... a skoro nie był to on, to... nie był to on. Starając się odegnać od siebie psychodeliczne myśli i paranoje, analizował otoczenie. Rufin w pełni zdawał sobie sprawę, że interpretuje swoje "fazy" w zależności od potrzeb, jednak widział co działo się na jego oczach. Halucynacja związana z sunącymi niczym fale barw powoli ustępowała, a Lena rozmawiała z jakimś obcym skurwysynem... Nie znał go, może i był jednym z miejscowych garou, jednak mógł nim równie dobrzenie być. Poza tym, nie był zaproszony na tą imprezę... Teraz watahą był tylko Rufin i Lena... a skoro nie było obok nich nikogo konkretnego, nikogo, kto mógłby coś zrobić, on musiał zadziałać, nie jak mężczyzna, nie jak ćpun, ale jak samiec. W obecnej sytuacji, z braku innych samców to on był alfą.... a skoro on był alfą, on decydował o tym jak powinien wyglądać otaczający go świat. Przez chwilę jego umysłem zarządziły adrenalina i testosteron. Jednak zaciągnąwszy się LM'em Lightem, którego wyrwał od przechodzącej obok osoby, szybko otrzeźwiał. Oddał "pożyczonego" papierosa, zalecając wyposażonemu w dready koledze, aby wypierdalał, po czym ruszył na przód. Nikt nie miał prawa ruszać jego suki... jego siostry... nikt nie miał prawa nawet na nią spojrzeć bez jego zgody... W jego mniemaniu Lena była bez wątpienia była zagrożona. Przed wejściem do klubu nie informowała go o tym, że wybiera się na podryw, więc jasnym zdawał się fakt, że jej rozmówca jest natrętem.

W miarę jak Rufin się do niego zbliżał, nabrał rozpędu i po kilku metrach oderwał swoje stopy od podłoża. Zamierzał wykonać atak łokciem z wyskoku... tak jak uczyli go Ahrouni... Z całej siły wykonał zamach, tak by trafić nim w tył głowy swojej ofiary. O ile ta by się nie przewróciła i by się nie przewróciła, miał zamiar złapać ją za lewy bark, przewrócić ją swoim ciężarem na brzuch, i kiedy natręt leżałby na ziemi wykonać bolesną serię ciosów kolanem, wymierzonych na jej plecy, a w razie oporów, przytrzymać go i przy pomocy prawych sierpów wymierzanych w tył głowy, nakłonić go, aby się położył.
 

Ostatnio edytowane przez darlar : 08-08-2009 o 12:27.
darlar jest offline