Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-08-2009, 19:14   #4
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Lepiej być żywym bohaterem, czy martwym?
Teoretycznie odpowiedź na to pytanie była łatwa i prosta. Co martwemu przyjdzie z jego bohaterstwa...
Ileż jednak razy można widzieć wbity w siebie wzrok i odczytywać niezadane na głos pytanie 'Dlaczego ty żyjesz?'
Z naciskiem na TY.


Cmentarzyk w Rath znacznie powiększył swój stan posiadania.
Ci, którzy tam spoczęli, zasługiwali na miano bohaterów co najmniej tak samo, jak Yon. Jednak żaden z nich nie o takim pomniku marzył.
Nie wypowiadaj życzeń...
Kto nie chciałby widzieć na pomniku swego imienia i napisu BOHATER.
Ale kto chciałby, by linijkę niżej wpisano słowo ZGINĄŁ?


Cóż można powiedzieć dziewczynie, która odeszła?

Yon w milczeniu wpatrywał się w szarą płytę, z wyrytą rękawicą z symbolem oka i literami składającymi się na imię i nazwisko.
Mara Bersk.

- Żegnaj, kochana - wyszeptał w końcu.

Pół godziny później śnieg zaczął zasypał ślady.
I samotną różę, leżącą u stóp nagrobka.



Zdecydowanie nie stanowili dobranego grona.
Luna, Milo, Sever, Wakash.
I on.
Bohaterowie Rath.
Ponury uśmiech losu...
Żaden z nich nie wyszedł z Rath bez straty fizycznej lub psychicznej, i chyba tylko to ich łączyło. I może jeszcze pragnienie zdobycia odpowiedzi na parę pytań.


W gruncie rzeczy Milo był w o wiele lepszej sytuacji. Wiedział przynajmniej, komu odpłacić za śmierć Aner.
A on? Na kim miał się zemścić za to, że już nigdy nie ujrzy Mary? Na sobie samym? Czy istniał ktoś bardziej odpowiedzialny za śmierć paladynki?
Nie zrobił tego własnoręcznie... Nie zepchnął w przepaść, nie przebił rapierem. Ale złamał jej serce i dopuścił do tego, że wpadła w ręce barona i jego popleczników.
Co z tego, że chciał ją chronić przed samym sobą, że chciał dla niej jak najlepiej... Dobrymi chęciami ponoć wybrukowane są wszystkie poziomy piekieł.
Słuchał rozsądku, a nie serca i zapłacili za to oboje.
Czy to, że umarła trzymając go za rękę zmieniło cokolwiek? To, że odeszła z jego imieniem na ustach? Ze świadomością, że tyle dla niego znaczy?



Glister było ostatnim przystankiem na drodze do Melvaunt. Między jedną i drugą miejscowością rozpościerały się tylko mokradła, gdzie nie było żadnych

- Jedziecie do Melvaunt? - wysoki, nietypowo jak na karczmarza chudy mężczyzna, podsunął Yonowi miskę pełną kaszy. - Możecie zabrać się z nimi. - Skinieniem głowy wskazał dość liczne towarzystwo, siedzące przy wielkim stole, pod oknem.

- Im większa grupa jedzie przez moczary, tym bezpieczniej - kontynuował karczmarz. - Ale bywało, że nie tylko małe grupki nie docierały na miejsce.

Tak działo się na znanym całym świecie i każdy, nie tylko Yon, o tym wiedział.

- Potwory? Bandyci? - spytał. Tradycyjne pytanie, zadane raczej dla zasady.

- Są tu i orki, i ogry... Powiadają, że gdzieś tu jest ukryty... - podrapał się po głowie - ... młot jakowyś, nazwa z głowy mi wypadła. To oręż pierwszego króla Thar, jak powiadają. Bajka, jak każda inna legenda o magicznej broni władcy sprzed wieków, ale one w to wierzą - wzruszył ramionami.

- Więc orki i ogry są takie niebezpieczne? - powiedział Yon. Nie tylko i wyłącznie dla podtrzymania rozmowy. Ostrożność i rozwaga, przyćmione nieco osobistą tragedią, powoli zaczynały się budzić.

Karczmarz pokręcił głową.

- Gdzież tam. Ludzie gadają, że są tu mantikory i takie wielkie jaszczurki. Z karawany jednej opowiadali, że potwór ich zaatakował, co dźwiękiem zabijał. A i bard jeden prawił, ale kto by bardowi wierzył... - karczmarz znów się po głowie podrapał. - No więc bard ten powiadał, a trzeźwy był i za opowieść nawet wina nie chciał, co do bardów niepodobne...

Yon czekał cierpliwie, nawet okiem nie mrugnąwszy na znak, że odchodzenie od tematu zaczyna go powoli denerwować.

- Bard ten mówił zatem - karczmarz do rzeczy wreszcie przeszedł - że potwora, co cały w pancerzu biegał też widział. Płyty i łuski miał, co w różnych odcieniach zieleni były, a pysk do rekiniego był podobny. Pod ziemię nawet chować się umiał, niczym robal jakiś. Lądowym rekinem go bard ów nazwał. Ale kto go tam wie, czy historyi z książki jakowejś, czy opowieści gdzieś usłyszanej za swoją nie przedawał - karczmarz wzruszył ramionami.

- Ale - karczmarz temat częściowo zmienił - pogadajcie z mistrzem Korgiem, kupcem głównym owej karawany. W kupie raźniej zawsze, a że paladyn z wami jedzie, to i sprzeciwów żadnych mieć nie będzie. W kupie, jak powiadają, raźniej zawsze.

- Dziękuję za radę - powiedział Yon uprzejmie - w imieniu własnym i towarzyszy moich. Skorzystamy z pewnością.




Niezbyt wysoki, rudowłosy mężczyzna uniósł się w siodle i rozejrzał dokoła.
Nigdy nie przepadał za takim terenami. Prowadzące przez nie szlaki nigdy nie były zbyt pewne, zaś opowieści karczmarza, jeśli choć cień prawdy zawierały, nie nastrajały optymistycznie.

- Cóż to, panie Yonie? Potworów wypatrujecie? - głos Galana, kupca, co na wozie przy koniu Yona jechał, do uszu łotrzyka dotarł.

- Jeśli bajd karczmarz nie opowiadał, to i warto czasem dokoła się rozejrzeć, na strażników się nie oglądając.

- A powiadał prawdę, powiadał - Galan głową pokiwał. - Gdym młodszy był nieco, jechaliśmy też przez Thar, z karawaną, z ojcem moim. I wtedy mantikora nas zaatakowała. Cud jakiś, że paladynów dwóch się zjawiło, by z opresji nas zratować. Stąd i do paladynów mam sentyment, choć to często ludzie zarozumiali, których lubić się nie da.
- Chociaż ten wasz - dodał - nie jest taki zły...

- A zatem byliście w Melvaunt, panie Galan? - Yon nie podjął, zbyt jeszcze dla niego bolesnego, tematu paladynów. - Możecie coś o tym opowiedzieć?

Galan zamyślił się.

- Melvaunt to miasto kupców i kowali, ale... Mieszkańcy Melvaunt są nieufni, nieprzyjaźni i bezwzględni.

- Kowale... Może uda się zrobić coś z rapierem...

- To miasto intryg - kontynuował kupiec. - Trzy najważniejsze frakcje kupią się wokół rodów szlacheckich - Leiyraghonów, Nantherów i Bruilów. Oni wszyscy za wszelką cenę chcą kontrolować Radę Lordów, co łączy się ze zdominowaniem handlu i produkcji. Starcia między poplecznikami każdej frakcji są na porządku dziennym...
- Powiadają też że można tu kupić i sprzedać wszystko, nawet niewolników...
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 09-08-2009 o 19:24.
Kerm jest offline