Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-08-2009, 22:57   #5
Kaworu
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Raison jechał obok Vanessy.

Ta kobieta znaczyła dla niego dużo, bardzo dużo. Była jego największym skarbem, nie tylko jako człowiek. Stanowiła ucieleśnienie idei, pewien symbol, wartość, którą obiecał sobie chronić za wszelką cenę. Jego postawa względem niej była mieszanką troski, jaką druidzi otaczali ginące gatunki, szacunku dla osoby, którą uznawał za swoją przełożoną, jak i oddania dla swej wybawicielki. Czasem sam nie wiedział, co czuł do Vanessy Marre, ale uczucia te, jakiekolwiek by nie były, nadawały jego życiu cel i czyniły je wznośniejszym.

Tak, celem życia Raisona była ochrona i służba bardce.

Kiedyś wszystko było inne, prostsze. Nie troszczył się o innych, nie dbał o nich. Jedynym prawem było prawo siły, jedynym wyznacznikiem udanego życia pełna sakiewka i alkohol przyjemnie szumiący w głowie. Zanim genasi poznał Vanessę, był innym człowiekiem. Głupim, pysznym, zapatrzonym w siebie i oddanym swym własnym chuciom. Czasami nawet gangi półorków reprezentowały sobą szlachetniejsze postawy.

Pewnego dnia przeholował. Zbyt wiele napojów wyskokowych, zbyt cięty język, zbyt wiele wściekłych osób przy stoliku obok. Pobili go, ograbili i zostawili w rynsztoku, niczym jakiegoś bezdomnego, bezpańskiego kundla, by zdechł jak zwierzę. Rozbita głowa, połamane żebra i zimna woda miały być jego ostatnimi towarzyszami.

Ale wtedy znalazł się ktoś, kto ulitował się nad bezpańskim kundlem. Vanessa Marre, bardka, półelfka, szlachcianka i wybawicielka Raisona.

Mężczyzna obudził się w ciepłym, wygodnym łóżku. Jego rany zostały zabandażowane, resztki ekwipunku leżały na stoliku obok, a ciepły, troskliwy wyraz twarzy kobiety nie opuszczał go nawet na krok. Nie pytała o nic, nie osądzała, nie wygoniła z domu jak tylko się obudził. Wręcz przeciwnie, pozwoliła zostać u siebie tak długo, jak tylko zechce. I, na bogów, został.

Zmienił się diametralnie. Z niechlujnego nicponia stał się honorowym wojownikiem i obrońcą honoru swej panienki. Nauczył się walczyć tak, by atakować wrogów i nie narażać Vanessy na odniesienie obrażeń w czasie potencjalnego napadu. Wstąpił w szeregi wiernych Helma, rozumiejąc, jak ważne w życiu jest chronienie tego, co uważa się za najcenniejsze. Pokornie służył swej pani, pomimo tego, iż ta nie oczekiwała tego. Chcąc nie chcąc, zyskała najwierniejszego ze wszystkich sług.

I to właśnie Raisona zabrała ze sobą, gdy postanowiła wyruszyć w podróż po świecie, by zwiedzić go, poznać ludzi i napisać o nich ballady.

- To był naprawdę stuknięty Troll- stwierdziła, brzękając na swej mandolinie. Genasi tylko kiwnął głową, nie przeszkadzając kobiecie w marudzeniu, które było nawet przyjemne, jeśli się do niego przyzwyczaić. Owszem, Troll był skutnięty- ciężkim młotem ochroniarza Vanessy, gdy tylko śmiał jej stanąć na drodze. Raison nie dobił go tylko po to,m by oszczędzić panience widoku i smrodu krwi potwora.

- Głodna jestem... wykąpałabym się... tyłek mnie od siodła boli... daleko jeszcze?. I tak dalej...

Mężczyzna zamyślił się, wydając z siebie tylko krótkie „hmmm”. Vanessa przyjrzała mu się, oczekując. Jako genasi ziemi, Raison nie zwykł działać pochopnie. Promienie jesiennego słońca odbijały się od jego czarnych, metalowych włosów, gdy powoli w swej głowie rozważał rozwiązanie problemu panienki Vanessy.

- Panienko...- zaczął niepewnie, nie do końca wiedząc jak zostanie przyjęta jego propozycja- Gdybyś zechciała zsiąść z konia i mi pozwoliła na to samo, mógłbym ponieść Twe zmęczone ciało w swych ramionach.

Obrońca tylko minimalnie się zarumienił, przemawiając. Był w ciężkiej, pełnopłytowej zbroi, ale mógł ją zdjąć, by wrażliwa skóra Vanessy nie doznała otarć, nie był jednak pewien, czy takie zachowanie przystoi damie i jej kawalerowi. Paladyni często nieśli tak swe wybranki w pieśniach, które Marre tak lubiła, lecz on nie był paladynem. Miał przede wszystkim chronić kobietę, lecz czynił tak ze względu na wielki szacunek i cześć względem niej. Było jasne, że cokolwiek chce zrobić, czyni to tylko i wyłącznie dla jej dobra, komfortu i bezpieczeństwa. Obydwoje o tym wiedzieli.

Czemu więc czuł się tak niezręcznie?
 
Kaworu jest offline