Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-08-2009, 19:08   #3
MigdaelETher
 
MigdaelETher's Avatar
 
Reputacja: 1 MigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwu
Lena rzuciła ostatnie spojrzenie za Rufinem, który po chwili zniknął gdzieś w kotłowaninie rąk, nóg i glanów pod sceną, po czym skoncentrowała się na wykrzywiającym twarz w dzikich grymasach wokaliście.
Po chwili poczuła jego obecność, stał tuż koło niej z piwem w ręku. Uśmiechał się czarująco. Pewnie dziewięćdziesięciu dziewięciu procentom dziewcząt obecnych na tej imprezie od samego tego uśmiechu zrobiłoby się mokro, ale nie Lenie. No może, gdyby nie otaczająca go aura. Jej ciało pokryła gęsia skórka, a serce zaczęło bić szybciej, tłocząc arteriami adrenalinę. To nie był zwykły Fomor, tego wilczyca była pewna. Z jednej strony czuła lęk, a z drugiej ekscytację, kiedy udając niczego nie świadomą podjęła jego grę i dała się namówić na piwo.
Rozmowa przy barze zaczęła się rozkręcać. Skażony Żmijem mężczyzna widząc promienny uśmiech na twarzy swojej atrakcyjnej towarzyszki postanowił przejść na wyższy poziom podrywu. Niby oglądając tkwiący w brwi dziewczyny maleńki kolczyk w kształcie kryształowej wisienki zaczął delikatnie pieścić jej twarz. W tym momencie Lena była już pewna, że połknął haczyk i w ciągu najbliższych dziesięciu minut padnie sakramentalne pytanie: "U mnie, u ciebie, a może kiblu?" Opcja pierwsza była zbyt niebezpieczna, druga odpadała. W końcu Lena była Gnatożujem. Może od czasu do czasu wracającym do czegoś, co można nazwać domem, a co przestało nim być, kiedy zmarła jej matka, a ojciec zaczął pić. I jako porządna Gnatożujka wolała uważać się za osobę bezdomną. Kibel też nie wydawał się najlepszą opcją. Landryna myślała gorączkowo, wdzięcząc się do cuchnącego Żmijem adoratora. Nagle jakby z pod ziemi wyrósł przy nich Rufin, a w zasadzie coś coś, co jeszcze niedawno było nim. Obnażone zęby nienaturalnej wielkości, czysta żądza mordu w oczach, chłopak niesiony szałem powoli się zmieniał. Trzeba było działać i to szybko, bo za chwilę Kwiatek był gotowy rozwalić całą tą podrzędną tancbudę. Zanim jednak myśl ta przebrzmiała w głowie Leny, młody Fiana zdążył sprzedać jej towarzyszowi solidną plombę w pysk. Dziewczyna zeskoczyła z wysokiego barowego stołka, złapała przygotowaną do kolejnego ciosu rękę wilkołaka i już po chwili biegli pogrążonymi w mroku ulicami krakowskiego starego miasta. W pierwszej chwili chłopak chciał się jej wyrwać. Warknął głucho, dopiero kiedy jego przekrwione ślepia napotkały stanowcze spojrzenie wielkich, ciemnych oczu dziewczyny, uspokoił się nieco i dał się wciągnąć w labirynt wąskich, brukowanych uliczek i starych, pamiętających jeszcze panowanie Jagiellonów, kamienic.



Biegli przed siebie. W mroźnym, nocnym powietrzu unosiły się białe obłoczki ich przyśpieszonych oddechów. Nagle Lena skręciła gwałtownie w bramę, która wynurzyła się z ciemności tuż koło nich. Wilczyca pchnęła Kwiatka w mrok, a sama, przyczajona tuż za osłoną ceglanego muru, bacznie obserwowała okolicę. Po chwili rozluźniła się, oparła o zimną, pokrytą grafitti ścianę i wyzywająco spojrzała na mężczyznę, który odzyskał już panowanie nad sobą.




- Co Ty kurwa wyprawiasz!? – warknęła, odbiła się od muru i już po chwili stała przy nim, dźgając go metodycznie palcem w klatkę piersiową.

- Ja wiem, że facet na kilometr jebał Żmijem, ale zbudowany był całkiem nieźle, więc wisisz mi numerek Kwiatuszku. – dodała po chwili z zalotnym uśmiechem, widząc konsternację na twarzy towarzysza.

Zmęczony szaleńczą gonitwą Rufin oddychał ciężko. Kiedy Lena znalazła się blisko niego, w otaczającej go gamie zapachów, które do tej pory zdominowane były przez dym tytoniowy, kwaśny zapach rozlanego piwa i delikatny, acz wyrazisty odór uryny, zaszła subtelna zmiana. Powietrze stało się ciężkie, od słodko-gorzkawego zapachu jaki wydziela ciało mającej ochotę na zbliżenie samicy. Popatrzył na nią, też była lekko zasapana, miarowo wciągała lodowate, zimowe powietrze przez lekko rozchylone usta. Miała rozszerzone z podniecenia źrenice, przez co jej oczy zdawały się jeszcze większe.

- Przepraszam, poniosło mnie – burknął niewyraźnie, kopiąc puszkę po piwie, która z głuchym brzękiem poturlała się w głąb spowitego mrokiem podwórka.

- Naprawdę…głupio wyszło – przymknął oczy, nachylił się lekko i oparł czoło o jej głowę, jak pies, który wie, że zrobił coś złego, otarł się o nią delikatnie, szukając akceptacji i wybaczenia.

Gdzieś w podświadomości Rufin czuł, że to, co robi, prowadzi do czegoś bardzo złego. Otworzył oczy, chciał odejść… ale nie mógł. Patrzył na jej rozchylone wargi, na drżące z podniecenia ciało. Naparł na nią, przygniatając do muru. Nie broniła się. Wręcz przeciwnie, zauważył błysk zadowolenia w jej oczach. Oparł dłonie po obu jej stronach, tak jakby chciał jej uniemożliwić ucieczkę.

- Mówisz poważnie…? - przechylił lekko głowę, wciągając w nozdrza jej zapach.

- Jesteś tu nowy, więc musisz wiedzieć, że ja zawsze mówię śmiertelnie poważnie Kwiatuszku – jakby na potwierdzenie powagi swoich słów przywarła do niego i zaczepnie ugryzła go w ucho.

Lena przeżywała istne męki, jej ciało płonęło. Cała ta awantura w barze, ucieczka, poczucie zagrożenia to wszystko podniecało ją… Do tego nowy, miał w sobie coś, co sprawiało, że kolana jej miękły, miała ochotę skamleć i łasić się do niego, jak suka w rui.
Wszelkie hamulce puściły, Rufin odpowiedział na jej zaczepną pieszczotę, delikatne ugryzł ją w kark, jego język pieścił jej szyje, leniwie przesuwał się z dołu do góry. Ręce wilkołaka zsunęły się po chropowatej ścianie. Silne, męskie dłonie zacisnęły się na jej zgrabnych pośladkach. Lena jęknęła. Złapał ją i jednym gwałtownym szarpnięciem przyciągnął do siebie

- Trochę tu twardo… - zaśmiał się warkliwie wprost do jej ucha.

Jego wargi wędrowały dalej, w końcu dotarły do celu. Przywarł do jej ust, poczuła jego zęby wgryzające się w nie delikatnie, rozchyliła je nieco. On tylko na to czekał, w tej samej chwili jego język znalazł się w jej ustach. Ciałem Leny wstrząsnął dreszcz, zaczęła wić się z rozkoszy w objęciach Rufina. Jej słodki smak, namiętne westchnienia, piersi ocierające się o jego tors. Wilkołak nie mógł już dłużej odwlekać nieuniknionego. Wszystkie wahania, rozterki, zniknęły gdzieś za szkarłatną zasłoną żądzy. Kwiatek wypuścił z rąk pośladki dziewczyny i sięgnął pod króciutką, kraciastą spódniczkę. Nagle zatrzymał się i sam jęknął, kiedy zwinne palce rozpięły zamek rozporka i wślizgnęły się do spodni. Złapał ja w pół i uniósł do góry. Spojrzała na niego karcącym wzrokiem.

- Jeden metys na watahę to i tak za dużo – poszperała chwile w kieszeniach kurtki, by po chwili z tryumfalnym uśmiechem wyciągnąć niewielki, opakowany w kolorową folie przedmiot.




Kiedy ponownie spróbował ją podnieść, nie opierała się. Oplotła go nogami w pasie, całując namiętnie, na przemian ssąc i gryząc delikatnie jego język. Ręce wilkołaka wędrowały pod jej spódnicą, ciało Leny napięło się, kiedy wodził palcami po delikatnym, bawełnianym materiale jej bielizny. Kiedy odchylił ją nieco poczuł na palcach przyjemne, wilgotne ciepło. Dziewczyna wciągnęła gwałtownie powietrze, kiedy przycisnął ją do zimnej ściany. Czuła jak jego palce zaciskają się na jej pośladkach, by miarowo unosić ją i opuszczać. Ciałem dziewczyny wstrząsały kolejne spazmy, z ust wydobywał się stłumione jęki i westchnienia. Zacisnęła mocniej uda i wpiła się paznokciami w plecy Rufina. Coraz szybciej i mocniej dociskał ją do ściany. Jej zimno i chropowata struktura jeszcze bardziej potęgował intensywność doznawanej przez nią rozkoszy.
 
__________________
Zagrypiona...dogorywająca:(

Ostatnio edytowane przez Yarot : 11-08-2009 o 23:12.
MigdaelETher jest offline