Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-08-2009, 13:54   #4
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Dante wracał ze spotkania z Nielotem w dość podłym nastroju. Miał złe przeczucia i zupełnie nie ufał swemu informatorowi. Nie znaczy to, że wątpił w prawdziwość słów Nielota, o wiele bardziej trapiły go intencje kruka. Niemniej długo go nie trapiły, szybko dotarł do zaparkowanego auta. Maluch, zielony. Dante siadł do samochodu, zaklną z cicha kiedy zawieszenie lekko opadło. Najgorsze było ro, że maluszek nie chciał odpalić. Dławił się, buchał parą z rury, rzemiecha ale za nic nie pragnął ruszyć



-Týsiacznyj... Nedóbre, Nedóbre...

Pokręcił głową przyglądając się z zewnątrz samochodowi. Zdławił w sobie szczerą chęć przygniecenia z buta w maskę. Ostatni raz kiedy to zrobił musiał tłumaczyć się w warsztacie czy aby stłuczki nie miał. Odetchnął, przespacerował się wkoło i raz jeszcze spróbował pojechać. O dziwo samochód jakby się przestraszył bo wyrwał narwanie wciskając Dantego w fotel. Pojechał w rytm głośnego „terk terk rek” jakby podróżował traktorem.

Przy wejściu na koncert dało się znajome „a w mordę nie chcesz?” przyprawione wschodnim akcentem. Po chwilowym zamieszaniu dało się zauważyć wybiegającego do toalety człowieka, całkiem bladego. Po chwili tłum się rozstąpił. Czyżby zawitała rosyjska mafia?
Dante wyszedł z zgrupowania wywalczywszy sobie wstęp potwornym smrodem. Nosił sportowe buty, spodnie z dresu i szara koszulkę, a właściwie to prawie czarną. Strugi potu galopowały po jego waży i wsiąkały w ciemne plamy na ubraniu. Dobrze zbudowany, pobrzeżnej postury miał twarz... Bynajmniej nie bandycką jak po dresie można byłoby się spodziewać. Paskudny, nalana twarz, małe oczy niczym świderki i czerwony nos-kartofel odwracały uwagę od szachtowego owłosienia. Białe włosy nawet teraz podczas drogi wypadały, na łysinie można było dojrzeć masę wysepek zbitych w przetłuszczone kołtuny. Bluzkę dekował przy tym łupież i włosy, zaś całe ciało, obficie dłonie, mniej obficie twarz – blizny. Cześć po pazurach, jako wyraźne ich ślady, inne starsze i mniej widoczne przypominały robotę ostrych narzędzi. Sam ubiór przypominał znaleziony na śmietniku.
Dante kroczył spokojnie, nawet nie obijał ię o ludzi a tylko zwyczajnie ich mijał. Oni też go mijali zatykając nosy. Ostatecznie metys dotarł do największego zgrupowania ludzi. Wtedy wszyscy mogli w całości poczuć jego odór. Dantego otaczała aura smrodu, przenikliwej woni która pochodziła wprost z innej rzeczywistości. Mówiąc prościej: capiło od niego nieziemsko. Rozejrzał się – gdzie oni mogli się podziać? Skrzywił się nieznacznie, wygrzebał z kieszeni telefon. Model bojowy „cegła”. Zastanawiał się do kogo zadzwonić. Ostatecznie wybrał Lenę, wolał rozmawiać z kimś rozsądniejszym.

-Spadaj...

Burknął nie do kogo innego jak do do telefonu właśnie który na złość musiał się rozładować. Srebrny Kieł warknął w prawie dosłownym tego słowa znaczeniu, przetarł czoło z włosów wymierzanych z potem i wyszedł z terenu koncertu w niewesołym nastroju. Niemrawo wsiadł do wysłużonego malucha. Samochód zatrejkotał, a Dante pojechał nim do pierwszego z kartki dostanej od Nielota.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest teraz online