Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-08-2009, 22:29   #6
Cosm0
 
Cosm0's Avatar
 
Reputacja: 1 Cosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputację
Gdyby ktoś zadał Wakashowi pytanie co u licha trzyma go z tą bandą, zapewne wzruszyłby ramionami i rozłożył szeroko ręce w geście niewiedzy. Nawet się przy nich nie dorobił za dużo... chyba żeby w poczet przychodów zaliczyć siniaki, zadrapania, skaleczenia, poparzenia, stłuczenia, ukłucia, zadry w psychice i wiele, wiele innych równie nieciekawych form doświadczeń. Być może to właśnie te zadry w psychice spowodowały, że mający i tak już w pewnym sensie nierówno pod kopułą, łotrzyk powlókł się za pozostałościami Obrońców Rath wprost w paszczę kolejnych kłopotów, które opisywało jedno słowo - Melvaunt, kwintesencja nieuprzejmości, bandyctwa i łotrostwa w najczarniejszej postaci, ale również niezłych biznesowych perspektyw. Tak oto przy akompaniamencie wygwizdywanym przez łotrzyka zostawiali za sobą Rath, Glister i całą tą zatęchłą Vaasę posuwając się powoli w stronę Morza Księżycowego. Nie wszyscy najwyraźniej podzielali w miarę dobry nastrój łotrzyka z powodu zostawienia za sobą tych jakże bolesnych chwil co drużynowy 'picuś glancuś' w osobie Severa, śmiałego błyszczącego rycerza z bajki, obrońcy dam, pięści Tyra i życiowego kaznodziei, i kręgosłupa moralnego drużyny podkreślał spojrzeniem, gdyż gapił się na południowca niczym bazyliszek to też Wakashowi pozostało jedynie dziękować losowi za to, iż paladyn nie posiada rasowych umiejętności rzeczonego stwora. Wakash podejrzewał, że Sever to iście 'złoty człowiek' jednak miał na tyle wyczucia, aby nie wystawiać na próbę cierpliwości kompana to też po chwili przestał pogwizdywać (gdy tylko dokończył rozpoczętą melodię rzecz jasna). Dalszą podróż jak umiał sobie jak tyko można było, a jako że jego dotychczasowi towarzysze nie pałali chęcią do prowadzenia jakichkolwiek rozmów rozpamiętując wciąż minione wydarzenia, łotrzyk postanowił pomęczyć swoją obecnością dostawcę całkiem niezłego ale, krasnoluda z krwi i kości oraz z iście krasnoludzką brodą - Archema.

- Nie dałbyś się prosić w kółko. Powiedziałbyś po prostu co takiego dodajesz do tego ale, że można je pić lirami i nigdy się nie nudzi... a ja zachowam tajemnicę, co by nikt nie robił podobnego - starał się wyciągnąć z krasnoluda choćby rąbek tajemnicy.
- Zarówno ja jak i moja sakiewka jesteśmy niezwykle radzi, że tak zasmakował ci nasz produkt - odpowiadał jedynie za każdym razem krasnolud.
- Wiesz... znałem kiedyś pewnego browarmistrza. Robił niesamowite ale. Zawsze mawiał, że kluczem do sukcesu jest... cholera nazwa wyleciałą mi z głowy... co to było - zastanawiał się na głos Wakash.
- Hehe widzę, że nie zamierzasz przestać co?
- Aaaa tak to był chmiel i.... ten no... mam to na końcu języka
- Nic z tego łachudro! - odparował krasnal przejżawszy zamiary rozmówcy.
- No ale... a co jak Ci się coś stanie i przepis przepadnie zamiast przetrwać dla pokoleń?

Wakash zadał trafne pytanie i Archem musiał się chwilę zastanowić kręcąc intensywnie czubkiem brody, jakby pomagało mu to w myśleniu i już miał wykoncypować jakąś ripostę, gdy nagle pomiędzy nich wcisnęło się niczym gazela ładne, zgrabne i powabne ciało Samanthy.

- Cześć chłopaki. Gadacie i gadacie jak przekupki na targu. Usta wam się nie zamykają.
- Widzisz... tak się składa, że aby usta były w pełni sprawne to trzeba je nieustannie trenować, żeby gdy zadzie potrzeba potrafiły stanąć na wysokości zadania - odparował Wakash uśmiechając się do dziewki, a kątem oka zerkając na jej ojca, który bądź co bądź mądrzejszy był od niej życiowo i STANOWCZO odradzał jej kontaktów z Wakashem.
- Ha! Jakiś ty pyskaty! No no... cóż cię zatem postrzymuje od zrobienia z ich użytku?
- Ojj wiedz, że jest to troska o własne życie - powiedział kierując wymownie wzrok w stronę przypatrującego im się uważnie ojca Samanthy.
- Ja was chyba zostawię samych - wycedził zaczerwieniony i uśmiechnięty od ucha do ucha Archem po czym zeskoczył z jadącego mozolnie powozu i powlókł się w swoją stronę.
- Nie przejmuj się nim! Jestem już dorosła, a poza tym on nie będzie zawsze patrzył prawda? - kontynuowała dziewczyna, jakby nie dosłyszawszy pożegnania krasnala.
- Baw się równie dobrze co i my byśmy się bawili, Archemie - wyszczerzył się Wakash do odchodzącego krasnoluda, po czym spojrzał ponownie na dziewczynę i na jej ojca - Wiesz kokoszko... niestety póki co patrzy uważniej niźli gnom obserwujący nowe dzieło techniki.

Dziewczyna rzuciła ojcu przelotne i niechętne spojrzenie robiąc przy tym odpowiednią minę, po czym zwróciła się na powrót do rozmówcy.

- Ta jego nadtroskliwość powoduje, że aż się we mnie gotuje... I to tak bardzo, że aż dosłownie robi mi się gorąco.

Mówiąc to dziewka zsunęła z siebie kurtkę mającą chronić ją przed srogim lokalnym klimatem ukazując przy tym dekolt. Wakash mógłby przysiąc, że gdyby zrobiło coś podobnego stojąc w zaspie, to cały śnieg z pewnością w sekundę by wyparował. Łotrzyk spojrzał zachwycony na przedziałek pomiędzy piersiami dziewczyny, a zobaczywszy kątem oka, że Korg najwyraźniej uznał, że tego jest już za dużo i kierował konia właśnie w ich stronę, przełknął głośno ślinę i powiedział:

- To ty porozmawiaj sobie z tatusiem, a ja tymczasem sprawdzę co porabia reszta wesołej gromady.

Za cel obrał sobie Yona, który rozprawiał o czymś z jadącym powolutku obok niego kupcem.

- Ejże! O czym tak rozprawiacie hmm?
 
__________________
Wisdom of all measure is the men's greatest treasure.

Ostatnio edytowane przez Cosm0 : 14-08-2009 o 14:28.
Cosm0 jest offline