Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-08-2009, 16:32   #7
katai
 
katai's Avatar
 
Reputacja: 1 katai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputację
Liev potarł wierzchem dłoni twarz porośniętą kilkudniowym zarostem.
Poprawił się na zydlu i nabił fajkę.
Czerwonawy blask rozświetlił na chwilę ponure oblicze kislevity. Pociągnął solidnego bucha
i znów roztarł policzek. Blizna zawsze "ciągnęła" na zmiany. Pogody lub losu.
Tytoń dawał chwilę odprężenia. Niestety gorzałka skończyła się już dawno a piwo,
choć niezgorsze, nie gasiło pragnienia w ten sam sposób.

Minęły dwa tygodnie odkąd przybył do wioski wraz z obstawą karawany i kontyngentu uchodźców
migrujących w poszukiwaniu jakiejkolwiek stabilizacji czy możliwości zarobku.
Choć do Middenheim został jeszcze kawał drogi, karawaniarz, niech go piekło pochłonie,
pozbył się nadwyżkowej ochrony gdy tylko wkroczyli na bezpieczniejsze tereny Imperium.
Cóż było robić? Gdy tylko trafił do gospody w Behemsdorfie dogadał się z karczmarzem.
Za wikt i miejsce do spania wyręczał gospodarza przy mniej przyjemnych obowiązkach pilnowania spokoju.
Ot, czasem przestawił nos jakiemuś nadgorliwemu wieśniakowi, któremu alkohol dodał animuszu
czy rozprawił się z agresywnym awanturnikiem. Rola wykidajły nie była mu obca. Parał się wieloma
"profesjami" mniej lub bardziej chlubnymi. Czasem duma musi ustąpić pustej sakiewce.
To co zarobił na eskorcie karawany jak i bieżące zajęcie nie przedstawiały zbyt szerokich perspektyw.
Trzeba było zacząć rozglądać się za czymś poważniejszym.

Ze swojego kąta miał dobry widok na izbę i goszczącą wewnątrz gawiedź. Jak co dzień, jedli,
pili i hałasowali. Tłumek składał sie głownie z miejscowych i kilku przyjezdnych.
Nie interesował się zbytnio tym co działo się w izbie. Od czasu do czasu zerkał po gębach i wyłapywał
urywki konwersacji. Uwagę kislevity zwrócił dopiero głos krasoluda wspominający kopalnię.
Rozmawiał z niziołkiem i miejscowym staruszkiem.

Od kilku dni na ustach gości ów zacnego lokalu przewijał się temat zaginionego jakiś czas temu czarodzieja.
Ponoć szukał starej krasnoludzkiej kopalni i tego co mogło się w niej znajdować.
Zapewne odnalazł więcej niż się spodziewał.

A nuże coś z tego wyniknie i rozprostuje kości w podróży. -pomyślał.
Miał naturę wędrowca. Siedzenie na tyłku w tej zapyziałej wiosce i rachowanie kości wieśniakom
zaczynało przyprawiać go o ból głowy.
Odchrząknął, pociągnął z fajki, nadstawił uszu i skupił uwagę na rozmowie.
 
katai jest offline