Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-08-2009, 23:27   #8
Qumi
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Po bitwie o Rath Luna czuła dumę, dumę, że pokonali wroga, lecz i smutek, że stracili tak wielu. Mimo to wiatr, a przez niego jej bóg, dawali jej nadzieję. Wygłosiła, więc swoje małe przemówienie, starała się być silna… ale to co się później zdarzyło… sprawiło, że rany nie mogły się już zagoić. Wydawało się, że teraz są w miarę bezpieczni, że wielki wróg zginął, a jego słudzy będą się chować w mroku opatrując rany… nic bardziej mylnego.

Zora, Elhan, Mara, Aner… nawet Rosa. Tylu jeszcze zginęło, tak tragicznie, tak bezcelowo. Liah gdzieś zniknęła i to ją podejrzewali o część morderstw. Chcieli wierzyć, że nie jest tak zła, aby zamordować byłych towarzyszy. Wiedzieli kim była, wyczuli to, ale mimo wszystko… bardzo chcieli wierzyć… Ciągle popełniali te same błędy – najpierw zaufali Rosie, potem Liah… wiedzieli, że mają skazy, że to ryzyko. Wszystko szło świetnie, pomagali im walczyć w imię Rath, były czasem momenty wahania, ale w końcu byli ich towarzyszami, razem walczyli, razem bronili się nawzajem. Gdyby tylko zadziałali wcześniej, gdyby nie byli tak ufni… tych pięcioro mogłoby dzisiaj jeszcze żyć. Rosa co prawda w lochach, ale kiedyś wyszłaby na wolność, skruszona i odmieniona.

Luna nigdy nie przepadała za lochami i więzieniami – to tylko izolowało i deprawowało bardziej ludzi, sądziła kiedyś. Teraz… nadal tak sądziła, ale uważała jednocześnie, że niektórzy zasługują na taką karę, ci którzy zagrażają jej bliskim.


Stała nad grobami tych, którzy zginęli. Cmentarz w Rath musiał zostać mocno rozbudowany i był teraz niemal tak wielki jak połowa miasta. Część zmarłych w bitwie była tak mocno poparzona, a ich ciało zmasakrowane, że nie było sposobu na rozpoznanie kim byli. Wielu spoczęło w bezimiennych grupowych grobowcach. Argumentowano, że koszty będą niższe, a Rath mocno ucierpiało gospodarczo na tej bitwie. Innym argumentem było, że jako towarzysze broni wszyscy razem chcieli by spocząć w mogile. Luna się temu sprzeciwiała, żądała, aby każdy otrzymał swój własny pochówek, z wszystkimi rytuałami i honorami. Nie mogła jednak do końca przekonać burmistrza, który w ramach kompromisu kazał wybudować pomnik poległym a Lunie odprawić rytuały dla każdego z osobna, oczywiście za darmo. Całe dnie Luna spędzała na cmentarzu odprawiając modły i rytuały dla każdej z osób, które miała na liście jako martwych, poległych podczas obrony Rath.

Z początku płakała po każdym dniu, szlochając w ciszy swojego pokoju, aby nikt jej nie widział, aby myśleli, że jest silna, ale prawda była taka, że ciężko sobie z tym radziła. Z czasem wydawało się jej, że wypłakała już wszystkie łzy, stojąc czytała kolejne imiona na pergaminie, odmawiając modły do Shaundakula i prosząc o łaskę Kelemvora dla nieboszczyka. Na jej twarzy zaczęła się jawić maska obojętności przechodzącej w melancholię, która skrywała zmęczenie i smutek. Nie było ono fizycznym, choć była wyczerpana, ale psychicznym zmęczeniem. Czytając każde imię, tylu martwych, tyle straconych żyć już nigdy nie będzie miało szansy uśmiechnąć się do bliskich, ten ból, ta świadomość była dla niej wielkim ciężarem. Nocami zdarzało się jej przez sen wymówić jedno dwa imiona zmarłych, wszystkich pamiętała, ale zaczęła nawet wątpić w swą doskonałą pamięć. Od tej pory pergaminy z listami zmarłych trzymała zawsze przy sobie, aby nigdy nie zapomnieć, aby nigdy nie popełnić tych samych błędów. Burmistrz Rath widząc jej poświęcenie i czując ukłucia sumienia podarował Lunie środki do poświęcenia cmentarza. Ziemia cmentarza była odtąd święta, żaden nieumarły nie mógł powstać z grobu, a dodatkowo każdy kto przychodził na teren cmentarza odczuwał jakieś ciepło, pocieszenie, które rozpalało się wewnątrz jego serca.


Wraz z innymi, niedługo po zakończeniu ponurej pracy przez Lunę, postanowiono udać się do Melvaunt, gdzie podobno kult Shar i jego knowania, które wciągnęły Rath w odmęty smutku, są żywe i szykują się do kolejnego ataku. Przed wyjazdem postanowiła coś zmienić w sobie. Coś na znak buntu, pamięci – ścięła włosy. Uznała, że będą jej tylko przeszkadzać podczas walki i zbyt wiele czasu musi poświęcać na ich pielęgnację. Odkładając nożyczki na stolik koło łóżka spojrzała na swoją dłoń. Nadal nie wiedziała co oznaczał symbol wypalony na jej dłoni, mimo studiów i badań na jego temat. Nie mogła też teraz wrócić do domu by spytać wysokich kapłanów – nie mogła zostawić sprawy kultu Shar niedokończonej. Musiała być teraz silna, niewzruszona, mniej ufna – bardziej podejrzliwa. Tragedia nie może się powtórzyć – powtarzała sobie. Od czasu do czasu nadal płakała w nocy, starała się jednak zmienić to w siłę. Zbierała łzy do małych flakoników, potem je poświęcając. Wierzyła, że w ten sposób nie tylko błogosławieństwo Shaundakula napełni wodę, ale i pamięć, gniew, nadzieja zabitych za Rath.


Nie tylko ona się zmieniła – wszyscy, może z wyjątkiem Wakash – się zmienili. Milo nie był już radosnym żartownisiem, którego rozmowy czule wspominała Luna, lecz ponurym, cierpiącym kochankiem, który najwidoczniej szukał zemsty. Czasami zastanawiała się jak go pocieszyć – lecz wiedziała, że tylko serce Liah byłoby wstanie to zrobić. Sama zbyt wiele wycierpiała by wierzyć w inny sposób. Yon również cierpiał, wydawał się mieć żal do samego siebie, za sposób w jaki traktował Marę. I choć wstydziła się to powiedzieć głośno to Luna też tak czuła. Tragedia Mary i Rosy zaczęła się właśnie od Yona. Gdyby nie ta zaciętość, nie podkradanie miłości, szyderstwa i ból odrzucenia – mogłyby żyć, Rosa mogłaby nie zdradzić, Mara mogłaby nie dostać się do niewoli. Tyle dla niego poświęciła, tyle dla niego ryzykowała… cierpiał, Luna wiedziała o tym. Nie była pewna tylko czemu, dlatego, że Mara zginęła czy dlatego, że była to jego wina. Jeśli to drugie mógł sobie nawet nie zdawać sprawy jak bardzo egoistyczny jest w swym cierpieniu– chciał mieć po prostu czyste sumienie, a nie żywą Marę. Luna nie spytała go o to jednak, wolała go trzymać na lekki dystans, mimo wszystko on nie zdradził… nie jak Liah. Podła wampirzyca, zdrajczyni. Elhan… Elhan mógł również zginąć za jej sprawą… dopiero po jego śmierci Luna zdała sobie sprawę, że cząstka jej kochała go.

Najbardziej jednak martwiła się o Severa. On zdecydowanie najbardziej się zmienił. Stał się bardziej ponury, mniej pewny swoich wartości. Luna nie mogła oprzeć się wrażeniu, że przypominał jej teraz Rosę. Myśl ta bardzo ją dręczyła.

- Severze… jeśli jedna bitwa potrafi tak bardzo zachwiać twoje ideały… to może lepiej odejdź… może nie jesteś gotów… pamiętaj, że Rosa też zaczęła wątpić. Musisz być silny jeśli chcesz dojść do końca tej podróży. – pewnego dnia, kiedy byli już w drodze do Melvaunt powiedziała mu Luna w twarz, z melancholijną miną, która od jakiegoś czasu rzadko znikała z jej twarzy.

Podróż trwała, a co miało przyjść mogło wbić w serce Luny jeszcze więcej sztyletów, musi więc uodpornić swoje serce na stal, sprawić, aby było twardsze, może nawet twarde jak kamień – choć ta myśl również przerażała kronikarkę. Yon zaczął rozmawiać z niejakim Galanem, najwyraźniej kupcem, Wakash również zbliżył się do rozmawiających chcąc wziąć udział w dyskusji. Luna czując, że może to być ważne, również się zbliżył do rozmawiających.

-Mantikory? – powtórzyła z średnim zainteresowaniem – Trochę to nietypowe dla moczarów, może to jakiś podgatunek? Słyszałam kiedyś o mantikorze arktycznej, która zamiast zużywać energię na odrastanie kolców potrafiła wykorzystywać do tego wodę wokół niej jako produkt zastępczy… - na twarzy Luny pojawił się delikatny melancholijny uśmiech. Już od jakiegoś czasu nie dała się wciągnąć w pseudonaukowe dyskusje, westchnęła tylko – Cóż jeśli rzeczywiście są tu mantikory to powinniśmy uważać – zakończyła porzucając wątek arktycznej mantikory i słuchając tylko o mieście Melvaunt, nie komentując oczywistych faktów – było to idealne miejsce dla kultu Shar.
 
Qumi jest offline