Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2009, 23:34   #10
Grytek1
 
Grytek1's Avatar
 
Reputacja: 1 Grytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie coś
- Severze… jeśli jedna bitwa potrafi tak bardzo zachwiać twoje ideały… to może lepiej odejdź… może nie jesteś gotów… pamiętaj, że Rosa też zaczęła wątpić. Musisz być silny jeśli chcesz dojść do końca tej podróży.

Delikatny kobiecy głos Luny wyrwał Severa krwawych wizji zemsty przyciągając ku bardziej przyziemnym sprawom. Popatrzył jej w oczy, ale nie był pewny co ma odpowiedzieć. Rozmowa tête a tête zaskoczyła młodzieńca lecz mimo to był jej wdzięczny. Samotność źle na niego działała a towarzystwo Luny było w niepokojący sposób kojące




- Jeśli nie będę gotów teraz to pewnie nigdy nie będę...Rosa zawiodła lecz ja muszę....

Na pięknej twarzy aasimara pojawił się grymas złości

-...chcę się zemścić na tych przeklętych heretykach. Nie spocznę nim moje ostrze nie będzie pokryte krwią sharytów aż do rękojeści...

Po chwili konsternacji głos sferotkniętego złagodniał

- Przepraszam nie powinienem był tego mówić na głos...

Tylko dzięki niej przeżył starcia w Rath i głupio mu było że obarcza ją swoimi problemami. Był jej dłużnikiem i wydawało mu się że z każdą chwilą zaciąga kolejne zobowiązania.
Poczucie bezsilności podsycała słabość ogarniająca prawą dłoń która potrafiła pojawić się w najmniej oczekiwanym momencie. Wzburzenie na myśl o zemście wywołało atak bólu objawiający się trzęsieniem kontuzjowanej kończyny które ukrył przed wzrokiem kronikarki w obszernych fałdach płaszcza. Paladyn obawiał się że towarzysze uznają go za zbędny balast i wykluczą jego udział w działaniach mających mieć miejsce w Melvaunt. Pozostała mu nadzieja że nikt nie zwróci uwagi na niemoc która go ogarniała.


(***)


W trakcie nocnych odpoczynków karawany Sever często przesiadywał na krańcach obozowiska gdzie pielęgnował swój miecz osełką. Wiedział że magiczne ostrze nie potrzebuje ostrzenia lecz wykonując proste wojskowe czynności miał czas tylko dla siebie i swoich planów na przyszłość. Miecz ochrzczony mianem Bladej Sprawiedliwości pozbawiony był jakichkolwiek ozdób lecz niezłomnie służył mu już od czasów akademii. Klinga ku ogromnemu żalowi właściciela nie przejawiała oznak inteligencji lecz młodzieniec przekonywał sam siebie że ostrze lubi, gdy poświęca mu się uwagę.

Dandys i fircyk - Wakash był pod ciągłą obserwacją Blake'a. Złotowłosy nie chciał by skrzywdził córkę kupca w pogoni za podbojami. Spojrzenie jakie mu posłał zaraz po opuszczeniu Vaasy chyba nie zostało prawidłowo odczytane. Głaszcząc głownię miecza zastanawiał się dlaczego jeszcze toleruje obecność tego południowca w swoim otoczeniu. Wyłącznie silna wola trenowana latami sprawiła że porywcza natura nie wzięła góry nad jego zachowaniem.

Bagna Thar nie obfitowały w rozrywki których zresztą paladyn nie poszukiwał. Ku jego niememu rozczarowaniu podróż przebiegła nadzwyczaj spokojnie i szybko stanęli przed wrotami Melvaunt.
Przypominając sobie lekcje o regionie morza Księżycowego doszedł do wniosku że najprawdopodobniej miasto jest oligarchią którą włada niepodzielnie "Rada Lordów"

Wyprzedzając nieco kupców ujrzał miasto w swojej całej wątpliwej krasie. Stojąc na wzgórzu ocenił je na około czterdzieści tysięcy lecz wątpił by jego przypuszczenia okazały się trafne. Osada pękała w szwach od wszelakiej maści podróżnych i żebraków którzy nie posiadali własnego majątku i domu.
Melvaunt wyglądało gorzej niźli "Żebracze Gniazdo" w Neverwinter po ulicach którego zdarzyło mu się wielokrotnie przechodzić.


- Proponuje, żebyście pochowali symbole waszych patronów, nie są oni tam mile widziani - Odezwał się do jadącego obok konno Severa Greg, kupiec mający wóz pełen różnorodnych tkanin.Który zauważył nieklasyfikowaną minę Severa

- Wątpie panie czy jest to możliwe. Poza tym nie wstydzę się mojej wiary nawet jeśli będzie to niosło ogólną pogardę w tym "uroczym" mieście to nie lękam się o swoje bezpieczeństwo.

Neverwinterczyk wprost chciał by ktoś spróbował go napaść...rwał się do walki a to nie wróżyło dobrze nikomu kto stawi mu czoła.

- Mimo wszystko dziękuję za troskę i niech Waukeen wam sprzyja dobry człowieku.

Miasto okazało się być jeszcze gorsze niż jakiekolwiek domysły podróżnika.


Uryny spływające w rynsztoku wraz z odpadkami powodowały wprost niewyobrażalny smród zaś kakofonia dźwięków wydawanych przez koopulujących,handlujących i przekrzykujących się na ulicach mieszkańców powodowała niemal ogłuszający efekt. Nie mogące się przedrzeć przez tłum wierzchowce podróżników tratowały przedstawicieli wszelkich ras Faerunu wywołując groźby i sarkania poszkodowanych.
Każdy widząc uzbrojenie jeźdźców schodził z drogi nie mając chęci na prawdziwą walkę. Aasimar cmoknął z niezadowolenia po czym dał sygnał dla Goliatha do przyspieszenia.
Idealna nora dla Shar i jej sługusów. Idealny cmentarz dla konspiratorów odpowiadających za Rath. Z okrutnym uśmiechem ruszył ulicami miasta.

(***)

- My jedziemy na targowisko, nasze drogi się więc chyba rozchodzą - Korg znów spojrzał w stronę Wakasha, tym razem z wyraźną ulgą - Bogowie więc z wami śmiałkowie, obyście cieszyli się dostatnim życiem jak najdłużej!.

- Szerokiej drogi Panie !! Oby Waukeen spojrzała na was przychylnym okiem za wszelkie dobro któreście nam z szlachetnego ducha uczynili.

Zbliżając się do kupca dodał

- Wybaczcie moje zachowanie w podróży. W Vaasie pochowaliśmy wielu zacnych druchów których nam wielce brakuje w kopanii.

Zdradził kupcowi miejsce z którego wyruszyli ale nie obawiał się zdrady. Za dobrze mu z oczu patrzyło.

- Jeśli mogę coś sugerować to radzę jak najszybciej zakończyć interesy i opuścić miasto...wkrótce się tu porządnie zakotłuje...

(***)

Jakiś czas jeszcze po rozstaniu z karawaną podróżnicy podążali naprzód pokrzykując na pieszych by zeszli spod kopyt, ci jednak nie kwapili się, a co bardziej hardzi odpowiadali nawet groźbami
- Za to zginiesz świnio - wychrypiał przepitym głosem półork potrącony przez Severa. Blondyn uniósł brew w drwiącej minie wyraźnie kpiącej. Dla ostudzenia zaś zapałów poturbowanego humanoida odsłonił połę płaszcza pod którą skrywał miecz. Aluzja pomimo niezbyt rozbudowanej inteligencji przeciwnika została odczytana prawidłowo
- Nie sądzę...warhole...

Zakończyło sie na kilku siarczystych przekleństwach wymruczanych półgębkiem które spłynęły po aasimarze niczym woda po kaczce.Wlekli się więc niemiłosiernie brnąc pośród marginesu społeczeństwa całego Torilu

(***)

Tymczasem czerń ludzka gęstniała wokół drużyny, a dalej było jeszcze gorzej.
Prócz wielu plag dnia codziennego w mieście: chorób, rabusiów i ludzkiej chciwości, były też trzy znacznie groźniejsze pochodzących wprost z zimnych pustkowi chaosu. Nikt nie próbował opanować rozwydrzonego tłumu.Walcząc z naporem tłuszczy nozdrza Paladyna podrażnił jeszcze gorszy smród. Źródłem okazała się melina oznakowana szyldem przedstawiającym białego kuca stojącego na dwóch kopytach.

- Trafiliśmy do chlewa więc o to i barłóg wszystkich tych prosiaków.

Zwilżając wargi językiem wkroczył do środka. Wnętrze obfitowało w popijających z brudnych kufli miejscowych.
Umeblowanie stanowiły starsze i nowsze zydle i stoliki pośród których były takie które opierały się wyłącznie na 3 nogach zapewne niemi świadkowie niezliczonych burd wywołanych z byle powodu przez podochoconych bywalców. Karczma skąpiła luksusów toteż młodzieniec domyślał się że nikt by nie płakał gdyby poszła z dymem. Klimat świetnie pasujący do parszywego nastroju sługi Tyra którego bracia w wierze zapewne takie speluny mijali szerokim łukiem jako nie odpowiednie dla osób piastujących ich stanowiska.

Podążając do szynkwasu przedzierał się przez tłum torując drogę towarzyszom. Górował nad tłumem niemal o głowę toteż nie zbaczał ni na chwilę.

- Są wolne pokoje ?

- 2 wolne 5 złotych monet za jeden - słowa karczmarza wyprzedził jego oddech który śmiało mógł konkurować z tchnieniem czarnego smoka.

Zdzierstwo w biały dzień ale czego było się spodziewać po Melvaunt.

Rzucając ostentacyjne spojrzenie ruszył do stolika nie składając zamówienia. Widząc brudne łapska właściciela wolał nie ryzykować zarażenia jakimś paskudztwem.

Nim bard skończył swój występ rozgorzała najprawdziwsza burda.
 

Ostatnio edytowane przez Grytek1 : 19-08-2009 o 21:26. Powód: Dodałem troche tekstu :)
Grytek1 jest offline