i ja witam wszystkich współgraczy i mistrzów tej opowieści...
Albert był wysokim i bardzo dobrze zbudowanym młodzieńcem. Prawie dwumetrowe, umięśnione ciało nie pozostawia złudzeń, co do drzemiącej w nim siły. Pomimo, iż sylwetka wzbudza respekt to jego łagodna, jeszcze młodzieńcza twarz raczej nie. Jasne włosy, brązowe lecz nieco wypłowiałe na słońcu. Pogodne oczy i wczesny zarost bezbłędnie wskazują na młody wiek. Obecnie jego wygląd daleki jest od normalnego. Siniaki i zadrapania na twarzy oraz reszcie jego ciała. Lniana koszula, która już nawet nie przypomina jasnej. Dobrze, że pomimo tego, iż jest potargana i poplamiona krwią w kilku miejscach przypomina jeszcze koszulę, a nie worek na rzepę. Jedynie, co przetrwało przygodę w gospodzie, jego krótki pobyt w areszcie i ostatnie czasy w kopalni to spodnie i buty. Te były solidne.
Albert pomimo tych wszystkich kłopotów był dość pogodny. Owszem miał problemy z dyscypliną i podporządkowaniem się, ale w stosunku do współwięźniów zachowywał się w porządku. Może podpadał jakimś brutalom, bo raz czy dwa przeszkodził im w znęcaniu się. Ale tak, to nikogo się nie czepiał. Pomimo tego, iż był rycerzem i każdy, z kim rozmawiał o tym wiedział, potrafił się świetnie dogadywać ze zwykłymi zjadaczami kopalnianego chleba. Nie wywyższał się. Jak mógł to pomagał. A swoim usposobieniem dodawał wiary i otuchy innym. Sam nie wiedział skąd ma na to siły, ale on chyba nie umiał być inny.