Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2009, 16:39   #32
Ren
 
Ren's Avatar
 
Reputacja: 0 Ren nie jest zbyt sławny w tych okolicachRen nie jest zbyt sławny w tych okolicach
Zajęłam jeden z pokoi, tak jak większość przybyłych, ale nie mogłam spać. W schronie, razem z Jackiem i resztą czułam się bezpiecznie i nie miałam problemów ze snem. Ale tutaj, każdy dźwięk mógł być zwiastunem niebezpieczeństwa, więc jedyne na czym mogłam się skupić to nasłuchiwanie.
W końcu znudziło mi się nadstawianie uszu i zeszłam do holu. Siedziało tam kilku ludzi, najwyraźniej również cierpiących na bezsenność. Jakaś kobieta opowiadała z wypiekami na twarzy, jak to jakiś snajper uratował jej życie. Nagle usłyszałam ciche skrzypnięcie klamki. Drzwi oczywiście były zabarykadowane od wewnątrz, ale jakoś nie wyobrażałam sobie, żeby zombie byli tak subtelni. Chwilę potem słychać było dźwięk odpalanego samochodu i warkot silnika.
- Matko boska, ktoś kradnie nasz konwój! - krzyknął jakiś mężczyzna i runął do drzwi. Zanim ktokolwiek zdążył się ruszyć już był na zewnątrz, a do środka wpakowali się bezceremonialnie dwaj uzbrojeni po zęby żołnierze. Kobieta, która przed chwilą opowiadała ową niesamowitą historię zalała się łzami.
- To wybawcy ! Dzięki Bogu za ratunek!
Twarze, które do tej pory wyrażały niepokój lub strach, nagle się rozjaśniły. Pośpieszono z gratulacjami i wyrazami uznania.
- Niestety przyszliśmy tutaj uratować tylko jedną osobę.- powiedział jeden z nich, z dość dziwnym akcentem.
- Czy znacie Państwo Dianę Lotojko? - spytał ten sam żołnierz. Przez zgromadzonych przeszedł cichy szmer. W końcu z tłumu wystąpiła kobieta. Kojarzyłam ją z widzenia, prawie ciągle szlochała i mówiła coś o swoich dzieciach.
- Tak. Nie żyje. Byłam jej opiekunką. Zginęła gdy bawiliśmy się w podchody. Dorwały ją... - powiedziała i zaczęła pochlipywać.
Nastała głucha cisza....
Szkoda. Przebyli taką drogę tylko po jakąś dziewczynę i wrócą z niczym. Albo raczej nie wrócą, bo szczerze wątpiłam, że im się uda. Mieli broń, byli wyszkoleni, ale Polska to już zamknięta puszka. Nikt stąd nie wyjdzie.
Nagle dało się słyszeć szczęk zgaszanego silnika i po chwili wrócił mężczyzna, który tak szaleńczo wybiegł z hotelu ratować konwój przed domniemaną kradzieżą. Drugi z żołnierzy na powrót zabarykadował za nim drzwi.
- Dziś zostaniemy z Wami, jeśli pozwolicie. - po grupie przeszło mruknięcie aprobaty.
Zdecydowałam, że jednak wrócę do pokoju. Nowi żołnierze pewnie dogadają się z "kozakiem". A mi może uda się w końcu zdrzemnąć. Przyłożyłam głowę do poduszki i ledwo przymknęłam powieki, zasnęłam. Obudził mnie hałas. Nie taki jak zwykle, ale inny, groźniejszy. Poderwałam się na równe nogi gdy ktoś z hukiem otworzył drzwi.
- Get the fuck out! Get the fuck out! - słyszałam odgłosy uderzeń i trzaski, które bardzo mi się nie podobały. - Fire! Fire! Szipko, kuwa, szipko! - podbiegł do mnie wysoki na dwa metry blondyn, trzymający w dłoniach gaśnicę i ciągnął mnie za rękę w stronę drzwi.
- Someone set the fire a floor above us! - wyjaśnił już nieco wyraźniej, choć na jednym oddechu - Move, we gotta go!
Dym i panika. To właściwie jedyne rzeczy, których byłam świadoma. Czułam jak blondyn szarpie mnie w jakąś stronę, ale nie wiedziałam dokładnie gdzie. Okropnie kręciło mi się w głowie i chciałam, żeby to wszystko już się skończyło.
- Nie dość, że zewsząd atakują nas zombie rodem z horrorów to jeszcze sami podpalamy sobie kurwa dupę! - powiedziałam kaszląc niemiłosiernie. Blondyn pewnie mnie nie zrozumiał, ale to była ostatnia rzecz o jaką się martwiłam.
 
Ren jest offline