Wątek: Łaska wyboru
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2009, 08:14   #8
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
W imieniu Oktawiusa, nie dał rady sam wrzucić posta przed wyjazdem
__________________________________________________ ___________________

Nadziewanie człowieka na pal... i to przez tyłek...
Sposób dosyć nietypowy, jednak skuteczny, by stłamsić chęć ucieczki wśród niewolników-pracowników. Przynajmniej na jakiś czas. Skurcze, popuszczenie w spodnie, krew, drgawki, krzyki, nie specjalnie poruszały Kurta. Stał on zawsze trochę dalej, dzięki pokaźnym rozmiarom wybijał się ponad tłum, więc nie przeszkadzała mu odległość w obserwacji, a wzrok miał dobry. Na uboczu mógł dokładnie obserwować "ceremonię" oraz reakcję innych. Niektórzy zaciskali pięści i pod nosem rzucali mięsem i groźbami nie wiadomo czy do strażników , czy do samego skazańca, który za życia jeszcze mógł naskrobać sobie wrogów, inni nie mogąc patrzeć odwracali wzrok i wyrzucali z siebie śniadanie. Tacy po chwili się oddalali, by w samotności jakoś to przetrawić. Jeszcze inni patrzyli się na to z kamienną twarzą chowając pod nią emocje i uczucia. Na siłę chcieli być twardzi i niezłomni. No i byli też tacy jak gladiator. Patrzył się z obojętnością na to. Sam nie raz i nie dwa i nie trzydzieści widział podobne sceny. No nie mówię tutaj o wbijaniu komuś pala w dupę, ale rozczłonkowane ciało, powolne zabijanie, wielka plama krwi na około ciała i druga taka na Twojej tunice. Zbrukany krwią dwurak, szukający po arenie kolejnego przeciwnika. Albo po prostu chłopca do ... zabicia.

Takie i inne widoki były mu już znane, te w kopalni dawały mu namiastkę dawnego życia. Które chociaż też było niewolnicze, ale lubił je. Był dobry w tym co robił, dzięki czemu mógł w miarę normalnie żyć. Tutaj? Tak się niestety nie da. W kopalni spędził już trochę czasu. Nie wiedział dokładnie ile, bo kiepski był w liczeniu, a zaprzątać sobie tym głowę też specjalnie nie chciał. Zdążył trzy razy pokaźną bródkę ściąć, więc raczej trochę już zleciało na dłubaniu kilofem w skałach. No ale nad czym tu się rozwodzić? Jakoś sobie radził, szybko załapał że lepiej trzymać się z ubocza i robić co trzeba, żeby przypadkiem nie dostać kosy pod żebra. Oj nie żeby bał się konfrontacji z kimś, ale tutaj siłą nie wiele zdziałasz. Żeby ustawić się wyżej w hierarchii trzeba być cwaniakiem albo skazańcem. Niewolnicy? Ciężko mają, a Kurt był jednym z nich. Dostawali zawsze bardziej po dupie, byli tymi na których się wyżywało, na nich ćwiczyło się nowe pałki i spluwało przy byle okazji. No ale co zrobisz? Postawisz się? Można, oczywiście że tak, ale potem jesteś celem. A jednostka w tłumie ma przesrane.

Gladiator ma na szczęście coś w zanadrzu. No w sumie nie w zanadrzu bo to od razu widać, a mowa o jego gabarytach. Ponad dwa metry mięśni, na twardym szkielecie, który naprawdę ciężko złamać. W szerokości pomieścił by spokojnie półtora przeciętnego chłopa, a biceps wielkości uda 15 letniego chłopaka, nadawał jego pięści druzgoczącej siły. Duża ilość blizn pokrywająca jego tors, ręce , uda , oraz twarz, nie dodawały mu specjalnie uroku, a mina mówiąca "odpierdol się" , wcale nie pomagała. Mało kiedy się uśmiechał, rzadko kiedy się odzywał. Raz czy dwa, strzelił w mordę takiego co próbował przykozaczyć, to nauczyli się że jego zaczepiać w mniej niż dwójkę się nie opłaca. Można powiedzieć że nawet miał spokój w tej kopalni. Jedni go szanowali, bo robił to co do niego należy, co prawda w milczeniu i tak trochę w gęstej atmosferze, ale robił. Inni widzieli w nim zagrożenie, więc starali się pozbyć, albo namówić na dołączenie się do jakiejś grupy. No a takich grup tutaj było naprawdę sporo. Każda próbowała zrzesić w sobie jak najwięcej osób, które potrafiły przypierdolić, albo miały kontakty. Mówią że w grupie żyje się lepiej, ale dla Kurta to się jakoś nie widzi. Nie miał ochoty na czyjeś zlecenie mordy obić dla jakiejś kobiety czy dzieciaka. Wolał być samemu i na własną rękę przeżyć, chociaż ostatnio w kopalni da się wyczuć że komuś mordę obiją. A po przydzieleniu go do grupy skazańców, wiedział że duże szanse są że tym kimś, może być on....

* * *

Zabrał swoje rzeczy i jak zawsze w milczeniu ruszył na Start Platz, gdzie grupy się spotykały i rozchodziły do roboty. Kurt liczył tylko na jedno. Żeby nie zaczepiali. Dawno już nie miał okazji do wyżycia się, a uderzaniem kilofem o skał, już nie wystarczało tak jak kiedyś. Korciły go pięści, oj chętnie by rozruszał się by przypomnieć sobie dawne czasy. No ale takie wygibasy w grupie złożonej tylko z skazańców, może się skończyć karcerem, albo nawet pójściem w ślady tego kolesia od pala i tyłka. No to trzeba się powstrzymać. Westchnął raz jeszcze, czochrając swoje przydługie włosy.

Znalazł swoją grupę i od razu ruszyli. Od razu rzucił mu się w oczy wielki niby-blondyn. Podobnej wielkości co Kurt, sztywne ruchy... na pewno wojskowy, albo coś w tym rodzaju. Patrząc na resztę grupy... jeden się wyróżniał, też widać że miał do czynienia z mieczem, no i pozostała 3. Jakieś oprychy.
"No ładnie, ładnie... już widzę co dziś czeka mnie. Przygotowali porządną ekipę żeby mi kości przeliczyć" W myślach skwitował całą tą zgraję, wiedząc już co się stanie prędzej czy później. Wielki blondyn nawet spróbował się przedstawić, jednak w obecnej sytuacji... niech się wali. Za 2 godziny będzie próbował go pewnie powalić, a teraz szuka kolegów. Widać jednak że młody jeszcze. Co to będzie z tego?

Robota szła jak zawsze. Nie mozolnie, niezbyt prędko, ale do przodu. Kurt nie opieprzał się, nie narzekał , czyli pracował normalnie. Co jakiś czas mieli prawo do odpoczynku, by zwilżyć usta i przepłukać pył z gęby. Do pary trafił mu się ów młody osiłek. Blondyn znowu zagaił parę razy, ale rozmowa podczas tak przesranej i pyłopędnej roboty, nie jest ni w cholere wskazana. A tym bardziej nie w takim towarzystwie. Nie wiadomo czy to ma uśpić jego czujność, czy naprawdę młody nic z obiciem mordy dla Kurta nie ma wspólnego. Zobaczymy potem co z tego wyjdzie...
Minęła kolejna godzina pracy, potem jeszcze jedna i nastała upragniona przerwa. Usiadł na jakiejś skałce, oparł łeb o ścianę i zatopił usta w bukłaku. Orzeźwiająca woda naprawdę pomaga. No, ale sielanka trwać zbyt długo nie może....

- Cały dzień się opierdalasz a teraz jeszcze żłopiesz naszą wodę. Jak chce ci się pić to pij nasze szczyny.- Zakrzyknął Gunter. To ten koleś co wyróżniał się z tamtej czwórki. Sytuacja dobrze znana. Głupia prowokacja i na nieszczęście, obok siedzi właśnie młody. Kurt zdziwił się widząc że blondyn staje w jego obronie, a potem naprawdę wstaje ze skałki i przygotowuje się do obrony. Kącik warg Kurta wykrzywił się w dziwnym grymasie. Tak, to był uśmiech.
Rzuciło się na niego trzech z czterech. Pewna decyzja i zamiast stać i się bronić, zaatakował. Opróżniając pierwszego sypnął mu pyłem w mordę, jednocześnie zasłaniając bok od uderzenia. Widząc lukę w obronie trzeciego kolesia, potężnym ciosem pozdrowił jego podbrzusze. Koleś zgiął się w pół i na trochę miał go Kurt z głowy. Kolejnego uderzania gladiator nie zdążył sparować. Kopnięcie dobrze wymierzone w łydkę, zachwiało kolosem i zmartwiło go to że obsypany piachem koleś już idzie na niego, ale blondyn w tym momencie zwalił go na ziemię i został tylko ten Gunter "od kopniaka". Kurt przyjął na siebie jeszcze jeden cios, ale tym razem kontrolowany. Złagodził maksymalnie obrażenia, jednak wykorzystując to do kontry. Nie musiał bić szybko, byle by mocno i celnie. Żadna garda nie powstrzyma jego pierdolnięcia. Najpierw pocisk w splot Guntera. Typek starał się zasłonić, jednak cios był na tyle mocny że przeszedł przez ręce i trafił tam gdzie miał. Potem kolejny, celując w bok. Widać jak dla przeciwnika oczy wyszły na wierzch. Podjarało to Kurta i kolejne ciosy padały to na twarz, to na tors. Starał się bić od dołu, żeby Gunter siłą impetu jeszcze stał na nogach. Nie chciał szybko rezygnować ze swojej zabawki. Jednak z czasem coraz bardziej słaniał się na nogach, a nieprzytomna mina zdradzały że mało w nim chęci do bitki zostało. Miał oddać jeszcze jeden, ostatni cios, kiedy jego ramię coś zablokowało. Szybko się odwrócił gotów zaatakować, ale zrezygnował widząc że to blondyn. Opuścił pięści, rozluźniając mięśnie. Wiedział teraz że faktycznie, chłopak nie chciał szukać w nim wroga, jedynie kontaktu. Wyciągnął tym razem Kurt rękę do niego, grymasząc mordę w uśmiechu, jednak chłopak patrząc na nieprzytomnego i zalanego krwią Guntera, podał rękę niechętnie i wolał jednak odejść z tego miejsca.

Rycerz powstrzymał go w ostatniej chwili przed kompletnym zdewastowaniem najemnika. Mimo to jego mina wyraźnie wskazywała na fakt niezadowolenia.

- Dzięki. Krótkie acz niezwykle treściwe słowa gladiatora wyrażały wszystko. Albert skinął głową, nic nie odrzekłszy. Jestem Kurt.

- Zapamiętam.
Mruknął rycerz na zakończenie ich dialogu. Po chwili zwrócił się do reszty brygady. Weźcie Guntera i jakoś go ogarnijcie. Będziemy musieli w piątkę zrobić to co powinniśmy w szóstkę. Najważniejsze, żeby na koniec szychty, na liczeniu ruszał się o własnych siłach. Nie potrzebna nam z tego większa awantura.

Za odpowiedź musiały mu wystarczyć tylko spojrzenia pełne gróźb mówiących to nie koniec. Zajęli się Gunterem i po chwili ich odcinek robót wypełniał już miarowy łomot oskardów i młotów.
 
baltazar jest offline