Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2009, 23:11   #522
Blacker
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Choć organizm Uzjela, czy może raczej to co go teraz zastąpiło chwilę wcześniej zdawałoby się wyczerpanie, to po chwili znów było w pełni sił. Tempo regeneracji rycerza zaskakiwało nawet jego. Czuł, jakby siła napływała do niego z zewnątrz, z jakiegoś potężnego, ale jednocześnie przyjaznego mu źródła. Zdawał sobie sprawę, skąd pochodzi ta siła, jednak akceptował ją. Nie mógł w końcu odrzucać czegoś, co dawało mu możliwość przeżycia w tym wrogim dla niego otoczeniu. Zdawał sobie przecież sprawę, że skoro nie może liczyć na innych to musi się zdać na siebie. Jeśli demon miał kaprys dać mu siłę, to Uzjel zamierzał wziąć jej jak najwięcej. Myliłby się jednak ten, kto sądził że razem z mocą akceptuje także zwierzchnictwo Pana Zbroi. Rycerz miał po prostu zamiar wykorzystać dar demona do własnych celów, jednocześnie nie poddając się pod jego władzę. W końcu był wystarczająco silny, by tego dokonać...

A przynajmniej tak mu się wydawało

Coś się jednak zmieniło w otaczającym go świecie. Nie potrafił wychwycić, co jest nie tak do momentu, w którym usłyszał szepty. Znajdowały się one jednak na granicy realności i nie miał pojęcia, czy słyszy coś naprawdę czy to złudzenie wywołane zmęczeniem. Zignorował to i czerpał moc dalej, jednak zjawisko nasiliło się. Początkowo przypominało to bardziej szelest, jakby przesuwania tkaniny po podłodze, jednak narastało w miarę jak uzupełniał swoją moc. Po chwili dało się już wyłowić pojedyncze słowa

... of us ... much more ... we once were. ... you .. feel ... your soul .. as long as ... one of us ... we are…

Zanim jednak szepty zdołały przybrać bardziej zrozumiałą formę wszystko ucichło. Rycerz ruszył na poszukiwanie areny, jednak nie mógł pozbyć się dręczącego go przeczucia, że coś jest nie tak. Miał wrażenie, że wystarczyłoby jedno słowo, a stałoby się coś dobrego. Wrażenie było nieuchwytne, nie potrafił dokładnie zidentyfikować o co może chodzić, jednak to przeczucie krążyło na granicach jego podświadomości niczym drażniący owad.

Nagle zrozumiał, jakie to było słowo.

I wtedy zapadła ciemność

***

Radość ze zwycięstwa może być tylko wtedy, gdy pokonany przeciwnik żyje. Nie można stanąć ponad stygnącym już trupem i oznajmić ,,oto zwyciężyłem!". By naprawdę mieć świadomość zwycięstwa, ktoś musi mieć świadomość porażki. Pokonany przeciwnik musi wiedzieć, że przegrał, poznać to całą istotą swojego jestestwa, by naprawdę można było nazwać się zwycięzcą. Ostatni żywy na polu bitwy tak naprawdę jest przegranym

A on po prostu nie przepadał za przegrywaniem

Tak to już bywa, że każdy czegoś nie lubi. Jedni nie przepadają za jedzeniem mięsa, inni za piątkami trzynastego a jeszcze inni za myciem się (ci ostatni byli najgorsi). Można było nie lubić duchownych, polityków lub własnej rodziny. On natomiast po prostu nie lubił przegrywać. Choć w ostatecznym rozrachunku zawsze wychodził zwycięsko, to jednak świadomość że nie wszystko poszło po jego myśli potrafiła być deprymująca. Najpierw, jedynymi którzy mogli oglądać jego triumf były ciała dawnych towarzyszy i opętana przez tchórzliwego demona chimera. Później, jeden z tych których sobie wybrał zdecydował się odejść w ognistym fajerwerku prosto pod skrzydła białego światła. Dlatego tym razem postanowił dokładniej dopilnować swoich interesów. Tak dokładnie, jak tylko się dało... A okoliczności zdawały się mu sprzyjać bardziej niż zwykle. Zabawnie się złożyło, że kolejny obiekt który wybrał podróżował razem z początkowo dwójką, teraz już tylko jedynym z tych, którzy dawniej towarzyszyli jemu. Tym ciekawsze wydawało mu się teraz jak ta cała sytuacja się rozwinie. Jednak zwykłe, bezczynne oczekiwanie było nużące, dlatego postanowił że drobna interwencja będzie jak najbardziej na miejscu

***

Zamiast areny Uzjel odnalazł uliczny klub walki. To się jeszcze lepiej składało, gdyż na arenie obowiązywały jednak pewne zasady. Tutaj mógł sobie pozwolić na... więcej. Miał zamiar nieco się rozerwać i odstresować przed następnym miejscem. Ciemne zaułki każdego miasta oferowały podobne rozrywki, jednak Uzjel korzystał z nich po raz pierwszy. Prawdę mówiąc dawniej niewiele przebywał w miastach, a jeśli już to zwykle trzymał się lepszych dzielnic. Teraz... teraz sytuacja się zmieniła. W końcu już nie był tą samą osobą, co kiedyś

Zbliżył się do grupki walczących osób, gdy ktoś zwrócił się do niego informując że walka odbywa się bez bestii. Uzjel zwrócił stalową maskę w jego stronę, gdy wykidajło kontynuował prosząc o zdjęcie zbroi. Tego rycerz nie przewidział... Nie mógł się pozbyć przecież własnego ciała! Rozważał już czy nie udać korzystając z iluzji, że zdjął zbroję, gdy strażnik wyciągnął w jego stronę ręce prosząc o broń. Uzjel zmierzył ponowie jego sylwetkę od stóp do głów i odpowiedział

- Z łapami to pod świątynię, datki zbierać. Dajcie tego dużego, zabawimy się.

Wszedł do kręgu, przygotowując się do walki. Uzjel miał natomiast zamiar pobawić się, dlatego oddał swoją halabardę Flafie. W końcu od czegoś miał ostro zakończone palce w pancernych rękawicach, a nie miał okazji potrenować zapasów już od dłuższego czasu. Flafie miała go tylko uleczyć jeśli oberwie poważniejsze obrażenia, zdolne zagrozić jego materialnej formie
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline