Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2009, 17:42   #5
Kokesz
 
Kokesz's Avatar
 
Reputacja: 1 Kokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputację
Guilherme Cramer De Noronha

Słońce było coraz wyżej. Zbliżało się południe. Mimo orzeźwiającego napoju czuł, że długo nie wytrzyma tutejszego upału. W jego rodzinnej Estalii – zwłaszcza na południu – także bywało gorąco. Aczkolwiek tutaj powietrze było dużo bardziej wysuszone i upał był bardziej dokuczliwy. Było tak tym bardziej, że Estalijczyk omijał ulice zapełnione kramami. Te zaś były najczęściej dobrze osłonione przed słońcem prowizorycznymi dachami straganów zrobionych najczęściej z szytych kawałków materiałów. W ulicach w których nie było wielu kupców cień zapewniały tylko budynki. Nie każde były jednak dość wysokie by uchronić przed dokuczliwymi promieniami wysoko na niebie wiszącego słońca.

Kupiec polecił szermierzowi kilka przybytków w których mógł się zatrzymać. Przy okazji wymienił wiele plusów i minusów każdego z osobna. W jednej z karczm było jedzenie tak obrzydliwe, że i wielbłąd by go nie zjadł, ale z drugiej strony łóżka były doskonałe. W inna zaś była blisko łaźni miejskich, lecz słono było trzeba za te sąsiedztwo płacić, dlatego też zatrzymywali się ta goście o głębokiej kieszeni. Była też karczma o intrygującej nazwie „Pod okiem kurtyzany”. Znana wielu mieszkańcom Lumino, głównie ze względu na legendę związaną z jej nazwą. Oczywiście gadatliwy kupiec nie omieszkał opowiedzieć o tym, że ponoć właścicielką karczmy jest właśnie kobieta lekkich obyczajów. Opowiadając o tym widać było, że sam ma ochotę na poznanie całej prawdy o właścicielce gospody.

Ostatecznie Guilherme postanowił udać się do karczmy „Pod okiem kurtyzany”. Nie znając miasta dotarcie do celu zajęło mu trochę czasu. Słońce zdążyło już wdrapać się na najwyższy punkt na niebie. Sama karczma nie wyglądał specjalnie. Przypominała wiele innych, które szermierz widywał w swoim życiu. Nad szerokimi, drewnianymi drzwiami wisiał drewniany szyld. Na szyldzie wypalona była nazwa karczmy i oko, przypominające oko kobiety.
Tuż przy drzwiach siedział na niskim stołku człowiek. Wyglądał na tubylca. Miał ciemną skórę przeoraną zmarszczkami od wieku i słońca. Miał kilkunastocentymetrową, siwą brodę. Nie wyglądała ona okazale, gdyż włosy były rzadkie i nie wyczesane. Na sobie miał typową dla Arabów długą szatę w szaro-białe pionowe pasy zwaną diszdaszą. Diszdasza starca była w nie najlepszym stanie. Zmechacona, wielokrotnie cerowana i brudna od piasku oraz pyłu. Na głowie miał niechlujnie zawiązany turban.

- Miłościwy Panie, wspomóż starca drobną monetą – mężczyzna odezwał się do De Noronha, gdy ten podszedł do drzwi gospody. – Nie jestem Arabem, Panie. Wspomóż więc rodaka ze Starego Świata.

Ostatnie sowa żebraka sprawiły, że Estalijczyk zatrzymał się na chwilę, by przyjrzeć się dokładniej staruszkowi. Nie było słychać w jego mowie tutejszego akcentu, a do tego mówił płynnym staroświatowym. Wyglądał jak Arab, ale przecież strój o niczym nie świadczy. Ciemna karnacja mogła być równie dobrze wynikiem długiego przesiadywania na palącym arabskim słońcu.

Gerhart „Bitz” Bishof

Mnich stał milcząc, gdy Gerhard narzekał marne owoce jego poszukiwań. Na podziękowania za wodę także nie zareagował w żaden sposób. Stał jak słup soli przy stole i wpatrywał się w oczy medyka, gdy ten mówił. Kiedy Bishof przerwał by odnieść jedną z książek na miejsce ten tylko wzruszył ramionami, jakby chciał pokazać, że nie wiele go obchodzi to jakie efekty przyniosły poszukiwania. Jednakże z twarzy nie wyglądał, jakby obecność w bibliotece medyka mu przeszkadzała. Nie uśmiechał się, lecz miał wysoko podniesione brwi, co mogło świadczyć, że jest w pogodnym nastroju.

- Nie wiem Panie, czy faktycznie metoda prób i błędów jest odpowiednia w tej sytuacji. – Zauważył po chwili, gdy Gerhart stanął przed nim. – Nie znasz Panie tych ziem. Zauważyłeś pewnie, że roślin jest tu nie wiele. Znaleźć je można głównie w oazach. Miejscach gdzie jakimś cudem tym rozgrzanym niczym piec chlebowy kraju utrzymuje się woda. Albo też przy brzegach rzek. Oczywiście tych, które nie wysychają. Wokół innych roślinność jest skąpa, a jesienią, według kalendarza Imperium , nie ma jej w cale. – Przerwał na chwilę by nalać obie kubek wody. Gdy wypił kilka łyków, kontynuował. – Żeby dotrzeć do tych oaz, trzeba przedrzeć się przez pustynię. Może mieś Panie okazję podróżować przez kislevskie bezdroża zimą? – zapytał. – Na pustyni jest podobnie. Tylko zamiast zimna, tu zabija upał.
- Nasza biblioteka jest skromna. Zakon od jakiegoś czasu zajmuje się głównie rozwojem handlu. Fundusze na rozwój naszych zbiorów maleją. W stolicy Arabii, w mieście Lashiek, znajduje się chyba największa biblioteka w tym kraju. Arabowie wbrew pozorom cenią sobie naukę. Dlatego też myślę, że znajdziesz Panie tak to czego szukasz.
- A jeśli chcesz błąkać się po Arabii w poszukiwaniu nieznanych Ci roślin, Panie, to nie wiem czy będę mógł Ci pomóc. Nie znam żadnej kompanii, z którą mógłbyś się zabrać. Nie opuszczam z byt często przybytków zakonnych. Jedyne co mogę poradzić, to byś znalazł jakąś karczmę. Z pewnością znajdziesz tam kogoś kto ci pomoże.

Gerard d’Argent herbu Ancelin

- Woda wystarczy. – Arab uśmiechnął się lekko najpierw do Gerarda, a następnie do służącej.

Rozsiadł się wygodnie i poprawił szatę. Do póki kobieta nie przyniosła wody wpatrywali się w siebie nawzajem z zainteresowaniem. Patrzyli na siebie jakby chcieli dzięki temu odczytać myśli drugiej osoby.

- Za każdym razem, gdy przychodzę to takie przybytku zadziwia mnie jego architektura. – Mussa odprowadził wzrokiem służącą, gdy ta przyniosła wodę. – To zadziwiające jak różnie można patrzeć na te same rzeczy. – Ciągnął dalej. – Przykładowo dach. My, Arabowie, stawiamy płaskie dachy. Jest to związane z klimatem w naszym umiłowanym przez Ormazda kraju. Wy stawiacie pochyłe dachy. Nawet gdy tu przybyliście nie zmieniliście tego zwyczaju, choć deszcz nie nawiedza tych okolic zbyt często. Nie uważasz Panie, że to interesujące?

- Dawno przybył Pan do Lumino?
 
__________________
Nic nie zostanie zapomniane,

Nic nie zostanie wybaczone.
Księga Żalu I,1
Kokesz jest offline