Klavier zaklął pod nosem, gdy usłyszał głosy dwóch zakazujących wyjścia agentów bezpieki. Naprawdę mu się śpieszyło, a bliskie spotkanie z jakimś nadętym tajniakiem nie było przewidziane w jego najbliższych planach. Dlatego, gdy tylko agenci weszli do jego wagonu, natychmiast zaczął biec w ich kierunku wymachując zdrową ręką.
- Oni uciekli! Krzyczeli coś o Prometeuszu! Gońcie ich, przecież nie można tak tego zostawi! Jeszcze ich widać, Wy z pewnością ich złapiecie, byli w trójkę! Jeden taki duży, jedna taka mała i jedna taka średnia! O tam...
Po czym wiedząc dobrze, iż drugi klucz jest dobrze zaszyty w jego grubej, pokrytej wieloma łatami kurtce dobiegł do jednego z funkcjonariuszy i łapiąc go za nienaganny uniform zaczął potrząsać nim na tyle, ile było to możliwe jedną ręką.
- Jak ja się boje, ja wiem, wiem że nas system uratuje, ale co to będzie. Ratujcie! Na stare lata, cały czas wierny... a tu się tak dzieje. Dobrze, że Wy tu jesteście... O tak się cieszę...
Jednocześnie roniąc kilka łez, które bezlitośnie rozmazały się na stroju agenta myślał, iż już dawno nie musiał odgrywać takiej farsy, no ale przecież tu chodziło o inne, ważniejsze cele.
__________________ "Niektórzy patrzą na świat i pytają: Dlaczego?
Inni patrzą na swoje marzenia i pytają: Dlaczego nie?"
George Bernard Shaw |