Megapolis - 125 rok Nowej Ery, pierwszy kwartał, dzień szesnasty; stacja Agora 4 Salvatore Folwer Salvatore ruszył w pogoń za zamachowcami. Pod pachą trzymał dowód obciążający zamachowców. Gdy otwierał drzwi wagonu tknęła go myśl czy dobrze postąpił zabierając go. Po pierwsze mógł zatrzeć w ten sposób odciski palców, poza tym znajdowała się w nim bomba. Dreszcz przeszedł mu po plecach.
- Czyżbym popełnił błąd? - pomyślał.
Było jednak za późno na zastanawianie się nad ewentualnymi konsekwencjami błędu. Teraz jedynym sposobem zmazania win było złapanie zamachowców.
Dzięki informacją uzyskanym od gorliwego prola wiedział w którą stronę oni pobiegli.
Dawno nie zdażyło się by musiał gonić przestępcę. Na szczęście nie opuszczał obowiązkowych ćwiczeń fizycznych, więc był w formie.
Zeskoczył z kolejki na torowisko i ruszył w kierunku kolumny. Dookoła panował chaos i zamieszanie. Ludzie musieli naprawdę się przerazić skoro aż tak reagują. Nie widział nigdzie rannych czy zabitych, ale ogólna panika wśród obywateli była ogromna. Krzyki i piski przerażonych kobiet i dzieci. Wycie syren jednostek alarmowych. Salvatore nie pamiętał, by kiedykolwiek coś takiego miało miejsce w Megapolis.
Agent wbiegł za kolumnę i ze zdziwieniem stwierdził, że trójka poszukiwanych stoi za kolumną i jakby czekała na niego.
- Stać Służba Bezpieczeństwa! Ręce do góry!
- Spokojnie psie – rzekł młody mężczyzna, najwyraźniej przywódca grupy – nie uciekniemy ci. Jesteśmy tu by ci pokazać, że istnieją jeszcze ludzie wolni, tacy którzy nie boją się waszej tyranii. Ty też możesz zrzucić kajdany.
- Milczeć! Twarzą do ziemi i ręce na kark!
Cała trójka bez słowa sprzeciwu położyła się na ziemi.
- Zapamiętaj agencie moja słowa, nadchodzi rewolucja nad którą ani ty, czy Służba Bezpieczeństwa ani nawet sam Wielki Ojciec nie zapanuje. Nadchodzi kres waszej tyranii.
- Milcz powiedziałem!
- Nie powstrzymasz krzyku wolnych ludzi! Salvatore nie wytrzymał i już chciał uciszyć zatrzymanego siłą, gdy usłyszał za plecami:
- Wystarczy agencie – Folwer odwrócił się i ujrzał podchodzącego do niego kapitana – my już ich przejmujemy.
- O jest i oficer – powiedział leżący na ziemi zamachowiec – Słuchaj uważnie przesłania jakie ma dla was Prometeusz. Żyjecie w łudzi i iluzji, obudźcie się niewolnicy. Koniec tyranii już się zbliża. My jesteśmy tylko pierwszymi promykami słońca wolności. Pierwszymi wolnymi ludźmi. Pierwszymi którzy zrzucili kajdany i stanęli twarzą w twarz z prawdą. Przejrzyjcie na oczy sługusy systemu, a dostrzeżecie że jesteście niewolnikami.
- Dosyć tej waszej chorej propagandy – przerwał w końcu oficer.
- O nie to dopiero początek kapitanie. Nic już nie uciszy słów prawdy. Spójrz jak wolni ludzie wybierają śmierć. Giniemy z własnej woli w imię wolności, w imieniu milionów niewolników. Śmierć tyranii!!! Niech żyje wolność!!!
Krzyknął mężczyzna, a już po chwili z jego ust zaczęła wypływać biała piana a jego ciałem targały spazmy i skurcze. Podobnie działo się z dwiema kobietami, które były zamieszane w zamach.
- Kurwa! - burknął oficer. Klavier i Carrie Fornset
W pociągu dość szybko pojawili się kolejni agenci. Uspokoili oni obywateli, że sytuacja jest już opanowana a winni zostaną szybko złapani. Dowódca poprosił tylko wszystkich o udzielenie agentom wszelkich niezbędnych informacji niezbędnych do schwytania przestępców i zdrajców systemu:
- Tylko jedność i solidarność pozwoli nam obronić się przez tymi babrarzyńcami. Klavier zgłosił się jako pierwszy do przesłuchania. Dobrze widział, że i tak go to nie ominie a zależało mu na czasie. I tak obawiał się że nie zdąży na umówione spotkanie.
- I co wtedy? - pomyślał – Nikt nie mówił o takiej ewentualności.Klavier nie czuł się dobrze w takich sytuacjach. Co prawda w szkole uczyli go że wskazanie winnych i udzielanie informacjj agentom Służby Bezpieczeństwa to pierwsze prawo i obowiązek każdego obywatela Megapolis. Życie jednak pokazało mu, że w rzeczywistości wygląda to troszkę inaczej. Agenci działali w taki sposób, że każde nieopacznie wypowiedziane słowo mogło posłużyć jako dowód obciążający zeznającego.
Dlatego Klavier udzielił tylko ogólnikowych informacji o zamachowcach i starał się jak najprościej odpowiadać na pytania agenta.
Gdy przesłuchanie się skończyło i prol usłyszał zbawienną formułkę „może pan odejść” było już grubo po siódmej.
- Pierwsza zmiana już się zaczęła. Człowiek z którym miałem się spotkać albo właśnie pracuje w fabryce albo dawno poszedł. Niedobrze.
Noszenie ze sobą dwóch Kluczy pociągało za sobą spore ryzyko. Każda kontrola mogła okazać się ostatnią. Klavier miał tylko dwa wyjścia: spróbować skontaktować się Armandem, zaprzyjaźnionym handlarzem który niejako zlecił mu to zadanie, albo spróbować pojawić się pod bramą fabryki na zakończenie pierwszej zmiany. Carrie także zależało na czasie więc i ona jako jedna z pierwszych zgłosiła się do agentów Służby Bezpieczeństwa. Opowiedziała szczerze o wszystkich wydarzenia jakie miały miejsce w wagonie. Wspomniała także o dziwnym zachowaniu jednorękiego mężczyzny. Agent skrupulatnie zapisał jej słowa i podziękował za współpracę. Na koniec życzył powodzenia w rozmowie w ministerstwie. Carrie podziękowała i wsiadła w pierwszą pociąg który już bez żadnych przygód zawiózł ją pod gmach Ministerstwa Bezpieczeństwa.
Gdy weszła do środka poczuła dumę i radość. Budynek prezentował się wspaniale. Był monumentalny i czuło się promieniująca od niego siłę. Po tym jak zamledowałą się w recepcji życzliwy urzędnik wskazał jej drogę:
- Musi pani pojechać tą windą na dziesiąte piętro, potem korytarzem w prawo i tam znajdzie panie gabinet naczelnika.
- Dziękuję – odpowiedziała i ruszyła do windy.
Naczelnik przywitał ją bardzo serdecznie i wskazał miejsce by usiadła.
- Witam -zaczął naczelnik – Nazywam się Frank Unter i jestem Naczelnikiem Bezpieczeństwa pion edukacyjny. Pani nauczyciel zauważył u pani liczne talenty i postanowił nas o tym poinformować. Nasi informatycy przejrzeli się pani osiągnią i biografii. Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem.
- Dziękuję panie naczelniku – Carrie zawstydzona spuściła wzrok.
Przywykła co prawda do pochwał, ale to byli tylko nauczyciel. A tutaj docenił ją sam Naczelnik Ministerstwa Bezpieczeństwa.
- Nie potrzebnie się pani wstydzi. Wielu ludzi wróży panie świetlaną przyszłość i wspaniałą karierę. Panie dane przekazałem samemu Ministrowi. I musi pani wiedzieć, że to on podjął tą decyzję.
- Jaką decyzję? - spytała poddenerwowana.
- Otóż minister uważa, że przyda się pani w naszym ministerstwie.
- Ale...
- Tak wiem, nie było jeszcze egzaminów. Nie szkodzi. Pani zadania będą inne. Mamy informację, że w pani szkole szerzy się wywrotowa propaganda. Mamy co prawda świetnie wyszkoloną kadrę nauczycielską, ale oni nie są w stanie przeniknąć do prywatnego życia uczniów. Dlatego potrzebujemy kogoś kto informował by nas o wszelkich niebezpicznych i zbrodniczych zachowaniach wśród uczniów.
- Rozumiem.
- To świetnie. Narazie otrzymałą by pani tylko status współpracownika. Dopiero po egazminie dostała by pani oficjalny etat agenta. Co pani na to?
__________________ Konto usunięte na prośbę użytkownika. |