Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2009, 13:57   #3
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Karczma „Dalekie Spojrzenie” miała dla Sabrii w nazwie coś prawdziwego: jedno spojrzenie i człowiek chciał znaleźć się daleko stąd. Najlepiej w innej karczmie. Co prawda sam przybytek był niczego sobie - w miarę czysty, niezłe jedzenie i napitki; no i ciągły przepływ podróżnych zapewniał względną anonimowość. Jednak w "Spojrzeniu" wojowniczka nie mogła znieść obsługi - rosłych półorków, którzy fachowym okiem oceniali przybyłych. Z reguły nie miała nic przeciwko mieszańcom - biedne stworzenia nie mogły przecież nic poradzić na to, jak je spłodzono - jednak zbyt wiele czasu spędziła walcząc z orczym pomiotem, by spokojnie patrzeć na stojące przy drzwiach rosłe postacie. Odwróciła wzrok nie chcąc przyciągać kłopotów i skupiła się na słowach agenta Marchii oraz na zebranych przez niego najemnikach. Kilka razy brała już udział w mniej lub bardziej tajnych, czy politycznych misjach i ten agent wydał jej się nieco dziwny. Normalnie agenci - mający wyrobione kontakty i znający strukturę miast, w których pracowali - załatwiali logistyczną część zadania i najemnikom pozostawało jedynie odeskortowanie zleconego pakunku lub osoby na miejsce. Tu natomiast kazano współpracować obcym osobom - a zapewne nie ona jedna pochodziła z rejonu innego niż Miasto Wspaniałości - zrzucając na nich całą odpowiedzialność za powierzone zadanie. Dla wojowniczki wyglądało to bardziej, jak gdyby ktoś nie chciał dostarczyć ładunku do Silverymoon niż na odwrót.

Póki co jednak odegrała wraz z pozostałymi oburzoną szopkę i opuściła „Dalekie Spojrzenie” - tym śpieszniej, że niedługo zamykano na noc bramy. Pomimo, że Sabrie pochodziła z niewiele mniejszego miasta zawsze zadziwiało ją, że Waterdeep żyje w nocy tak samo intensywnie jak w dzień. Teraz, podążając za innymi portową dzielnicą rozglądała się uważnie na boki - strzegąc się zarówno przed drobnymi złodziejaszkami, jak i ewentualnym szpiegiem, który mógł podążać za nimi od drzwi gospody. Jednak w ciemnych zaułkach trudno było kogoś dostrzec - a może nikogo nie było - dotarli więc umówione miejsce przez nikogo nie niepokojeni. Hasło - odzew i znaleźli się w obszernym magazynie - a może stajni... Dziewczyna rozejrzała się na boki szukając innych wejść, po czym jej wzrok skupił się na zleceniodawcach. Niestety człowiek, który otworzył im drzwi nie miał wiele do powiedzenia - wyglądało na to, że kapłani nie mają pojęcia jak wydostać się z miasta. Ciekawiło ją, jak do tej pory udało im się ukryć wykonanie - czy też wwiezienie do miasta - tak dużego ładunku.

Sabrie rozejrzała się po obecnych, starając się ocenić ich profesję, umiejętności, oraz wyłapać ewentualnego naturalnego przywódcę. Wszyscy jednak milczeli, przyglądając się sobie nawzajem oraz kapłanom. W przedłużającej się ciszy wojowniczka odezwała się w końcu pewnym głosem, skłaniając się lekko.

- Witaj pani. Nazywam się Sabrie...
- tu dziewczyna zacięła się lekko, dziwiąc samej sobie. Od dawna wołano ją Sabrie od Miecza, lub Srebrna Sabrie i teraz ni rusz nie mogła sobie przypomnieć własnego nazwiska, choć z pewnością w zakonie jakieś jej nadano. Zamrugała i szybko podjęła przerwany wątek - ... i będę Wam służyć mieczem, oraz wszelaką pomocą podczas tej podróży - rozmyślnie zignorowała sugestię o alkoholu sądząc, że lepiej planować cokolwiek z gnomką, która jest trzeźwa.

- Co do transportu, to wszystko zależy, o pani, jakimi środkami finansowymi dysponujecie. Wywiezienie bezpiecznie tak dużego pakunku wymagać będzie od nas nie lada zabiegów. Najprostszym sposobem oczywiście było by okrycie go magiczną iluzją, załatwienie papierów i przetransportowanie przez bramy. Nieco tańszym zapewne, ale i bardziej ryzykownym, przekupienie strażnika i wywóz pod osłoną nocy - Sabrie nie dodała, że zapewne najtaniej wyszło by im schowanie kłopotliwego towaru na wozie z sianem - tylko kto wywozi siano z miasta?

- Trzecia opcja to wynajęcie solidnej barki w porcie i popłynięcie w górę Dessarie w pobliże Yartar, a potem ruszenie traktem do Silverymoon. Dokerów i portową straż ponoć łatwo przekupić, a i ich milczenie opłacić też można.

- I ostatnia, najszybsza ale i najbardziej kosztowna droga: wynajęcie powietrznych wierzchowców, np. od lorda Gundwynda. Taki ładunek powinny zapewne udźwignąć cztery dorosłe pegazy lub gryfy. No, może sześć... Oczywiście należy też doliczyć drugą gondolę dla Pani i nas samych oraz ewentualną obstawę, jeśli obecni tu państwo nie czują się pewnie walcząc w siodle. Koszta będą duże, jednak w Silverymoon znajdziemy się w przeciągu dwóch-trzech dni, a nie dwudziestu. Tu także potrzebna będzie moc iluzji - powietrzne karawany zawsze przyciągają uwagę - jednak sądzę, że możemy wykorzystać to na naszą korzyść. Wystarczy zamienić ładunek w coś efektownego; może nie wypchanego smoka - zażartowała - jednak coś, co usprawiedliwiałoby kosztowny transport. By nie wzbudzać dodatkowych podejrzeń moglibyśmy nająć swoje wierzchowce kilka dni wcześniej, wyjechać z miasta pojedynczo, w różnych odstępach czasu, i dołączyć do karawany kilkanaście mil dalej. Nie sądzę, żeby osoby zainteresowane tajnym ładunkiem szukały nas na środku placu Białego Byka. Zresztą gdy puściły mrozy coraz więcej ludzi wybiera się w świat i szybki transport cieszy się dużym popytem. A napady w powietrzu są rzadsze niż na ziemi czy morzu.

Sabrie umilkła czekając na reakcję kapłanów i nowych towarzyszy. Miała nadzieję, że gnomy nie podzielają niechęci krasnoludów do latania. Nie wiedziała też jak zareagują obecni w drużynie magowie - niektórzy czarodzieje z pogardą i złością reagowali na traktowanie magii jako remedium na wszystko, i miała nadzieję, że najemnicy nie należą do owej grupy. Była zresztą przygotowana na wycedzone dumnym, afektowanym tonem: "Magia to nie zabawa", i wykład na temat braku szacunku ciemnego ludu do potęgi. Ukradkiem spojrzała na mężczyznę, którego szaty wskazywały magiczną profesję, a kamienna twarz - jak na elfa przystało - nie wyrażała nic. U jego stóp leżał spokojnie nieznanej jej rasy pies. Drugim - prawdopodobnie - magiem, była wyniosła kobieta ubrana w... coś... z koronek, tasiemek i falbanek - suknię ekstrawagancką nawet jak na Waterdeep. Siateczkowe pończochy i fikuśny kapelusz dopełniały dzieła, a całość przyciągała uwagę tak, że Sabrie była zdumiona przebyciem portowych alejek bez przeszkód.
Jej własny strój był prosty, mocny i praktyczny: wysokie, skórzane buty, wpuszczone w nie wąskie spodnie z paskiem, biała, lniana koszula i porządna kurta z ciemnej skóry. Tylko schowany pod koszulą wisiorek, pierścień i symbol Helma wiszący (wraz z mieczem) u pasa, oraz rozpuszczone włosy nadawały jej wyglądowi nieco cech kobiecości. Jak większość mieszkańców północy i ona była dość wysoka, a blond włosy ładnie pasowały do resztek zeszłorocznej opalenizny i niebieskich oczu.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 01-09-2009 o 14:10.
Sayane jest offline