Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2009, 12:40   #529
Fabiano
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Miasto było zaprawdę wielkie. Wielkie i pełne różnej maści ludzi, drowów, Tauernów. Chińczyki też pewnie mają swój stadion handlowy. Wszystko wskazywało, że jest to metropolia z jak, Kall'eh, nie miał jeszcze do czynienia. Zaułki, uliczki, targi, domy kupieckie, gildie. Wszystko co dusza zapragnie, z jednym wyjątkiem. W całym mieście była jedna karczma! Czy to nie przerażająca perspektywa jak dla krasnoluda?

Przeciskał się w tłumie idąc gdzieś gdzie uważał, że może znaleźć alchemika, gdy nagle spostrzegł, że ktoś się do niego przedziera. Ten ktoś szedł właśnie przepychając się do Karła. I ten ktoś też był właśnie Karłem. Kall'eh zatrzymał się.

- Nom wreszcie cię dogonił! – sapnął. – Tharkûn jestem, poskramiaczu taurenów! – podał ci prawicę. – Byłem świadkiem twojego udanego występu w karczmie. Czy mogę liczyć na bisy? Bo stado krów samemu pędzić z miasta mi się nie widzi – wyznał. – Widzisz, trzech byków takich skorzystało z okazji, byłem trochę wiesz no, znaczy przerwali mi posiłek, o! Świsnęli mi sakwę! Nie wiem, czy nie przepuścili już wszystkiego co w niej było, ale na Moradine`a, dziada i pradziada, nie będzie krowa z moją sakwą latać! – splunął. – Tyle, ze ich trzech, a ja sam. Moja drużyna wybyła do jakiegoś wie licho Miejsca, kiedy ja byłem... no wiesz, trochę zajęty w karczmie. A ty pomyślałem i zabawić się chcesz i zarobić, co?

- Jam Kall'eh. Zabawić, zarobić? Oczwiście. Dwarf we potrzebie tło ni łodmówie. Cło konkretnie?

- Nalać i zabrać co moje!

- A mus łodrazu? Bo widzisz, jam w poważnej klontwie się tarzał. I teraz muszem wyleczyć. - złapał się za lewę ramie i pomachał nią bezwiednie.

- Hmmm ciężka sprawa. a kiedy to zamierzasz wyleczyć? mi się spieszy na tyle żeby nie wydali wszystkiego choć prawdę mówiąc nie wiem czy już nie wydali... ale topór mnie swędzi...

- Móżemy pierwiej do siakiegoś alchemika czy zielaża? A móże siakiś Mag Runów jest we mieście?

- Mag runów? ha! A czego ci trzeba? Masz jednego przed sobą! Ano prowadź do alchemika zatem.

Mag runów. Stał przed nim mag runów. Tylko słyszał o nich opowieści. Nie widział nigdy. Całe życie spędził na powierzchni w odkrywkowej kopalni wuja Wio. A potem w lasach jako nietypowy ale skuteczny myśliwy. Ale Jest mag, mag runów. Wujo opowiadał wiele rzeczy o nich.
Długo jednak nie wspominał Wuja i jego opowieści gdyż w niedalekiej odległości pojawiła się znajoma twarz z jednym okiem. Zielonym okiem. Nizzre wydawała się tak samo zaszokowana jak on sam. Tak, zaskoczenie i zdziwienie malowało się niewyraźnie na jej twarzy.
http://www.cooperativegallery.com/im.../Green_Eye.jpg

- yuhhhuu..! Nizzre, hejka, cło tam łu Ciebia? - Zawołał Kall'eh.

Uśmiechnęła się, drapieżnie jakoś, ale po chwili już przyjaźnie. brodacz nie był jej wrogiem. Przynajmniej jak dotąd.
- A dobrze, dobrze - odparła, powoli i ostrożnie podchodząc bliżej. Nie lubiła rozmawiać na odległość w tłumie.

- Gdzie sie podziadywałaś, he?

- A tu i tam... Wiesz jak to mówią, raz na drowie, raz pod drowem... Ciekawe miasto, nieprawdaż? A gdzie reszta...?Uzjel, Satem...? - wymienila tylko tę dwójkę.

Krasnolud rozejrzał się bezradnie z rozłożonymi rękoma.
- Każduśki polazł we swoiom droge. Sathem, chyba przycapnął gdziaś na chwile. Uzjel... - wzruszył ramionami. Spojrzał na swojego krewnego. Uśmiechnął się.
- Tera krewniakowi pomagam. A gdzie ten.. no ..tego... Tygrysiciel? - Pomyślał chwilę - A gdzie wyśta byli?

- Tygrys szuka leku na klątwę - powiedziała. - Czy to ma takie wielkie znaczenie, gdzie byliśmy? - spytała, lekko zniecierpliwiona. - Wcześniej jakoś mało co was obchodziłam, podobnie jak to, gdzie chadzam...

Kall'eh ponownie wzruszył tylko ramionami.
- Ze cikawości. Znaczynia ni ma, chyba. Tylko chadzałaś nie we porę. Wtydy kiedym my bitke mieli albo cóś.

- neverwinter-nevermind - rzuciła po elficku. - Z ciekawości: odstawiłam do gniazda te dwa pisklęta wywerny, które taszczyłam ze sobą kiedy ostatni raz mnie widzieliście - szczerze wątpiła,a że pamiętał, ale nie była złośliwa.

Machnął ręką. Prawą ręką.
- Klątwa prawie każdygo dopadła.

Uśmiechnęła się krzywo i z pewną satysfakcją.
- Wiem - powiedziała z przekąsem.

- No ale, komuj we kopalnie tymu czas. Potrzebujesz czegoś to wal...

Zachichotała na ten pomysł.
- Nie, niczego nie potrzebuję, Kall`ehu. Zakładam, że wy też nie - dała twardo do zrozumienia, że nie ma zamiaru dużej bawić się w kobiecinę-która-udaje-herosa i jest wiecznie odrzucana przez tych, których usiłowała wspierać ze szczerością. - Mimo wszystko dobrze cie było zobaczyć, Kall`eh. Mam nadzieję, że szybko z tego wyjdziesz - skinęła na jego lewą rękę. - Powodzenia i bywaj.

Krasnolud machnął do krewniaka i ruszył z wolna. Zastanawiał się o co chodzi dokładnie Nizzre. Przecież pomagali im jak tylko była okazja. Pamiętał jeszcze jak biegł mostem w towarzystwie Isendira. Elfa, którego uważał za stwórce. Którego chciał związać, ale i tego, z którym walczył ramię w ramie. Tam, na moście ona zatrzymała się walczyć z drowem. Który zapewne niechybnie się odrodził i zaprzysiągł zemstę - bo drowy tak mają, prawda? - Tam też stawiła czołą agresorowi. Czemu odmienny stosunek ma do reszty? Dlaczego ona mogła zabić drowa, a oni robiąc to w jaskini robiąc to zostali za to potępieni? Niezbadane są ścieszki Elfów. Złaszcza jedno okich.
Kall'eh wiedział, że kiedyś poruszy to z nią. Wiedział też, że może to być niebezpieczna rozmowa. Ale i koniwczna.

Szli z wolna, chwilowo nie rozmawiając. Najwyraźniej Tharkûn był w stanie zrozumieć sytuację, bo nie odezwał się pierwszy. Rozkmina była krótka ale intensywna i Kall'eh mało nie wpadł na kogoś idącego w przeciwnym kierunku. Wtedy dopiero się rozchmurzył.

- to cło robi mag runóf we takim miejscu? - rozejrzał się dookoła i zobaczył machającego Szamila.
- Hej! Kall'eh! Sprawa jest...
Kall'eh spojrzał na Szamila zaskoczony:
- Witojcie! - uśmiechnął się - Długich dni i przyjemnych nocy. Co trza?[...]

I potoczyła się rozmowa traktująca o sprawach bardziej i mniej ważny. Konsekwencją jej był nóż w rękach Szamila i karta z przepisami w dłoniach Kall'eha. Do tego jeszcze wieści na temat alchemika i całego tego przepisu nie były obiektywne. Może pierw warto było zajrzeć do tych od sakiewki Thakûna? Z Szamile mogą se dać radę. A jak nie? Wiedział, że klątwa dopadła go za nierozważny atak na coś co było bękartem ducha z modliszką.

- Mości krewniaku a móże Ty wisz cło mam poczonć ze tym łapskiem? Tsza mienia na to lekarstwo zanim łudamy się na tych zbujów. Móże znasz jakieś runowe sztuczki na tło? A móże wisz kto by miał te o składniki, tanio. Bo tyn chemik tło ze nas zedrze ile tyko sie da. Idźmy się tam jednakowoż rozejrzmy. Aaa... Czy Szamil móże iść ze nami?

Kall'eh szuka składników na lek. W pierwszej kolejności Alchemik.
[-Szamilu zostań na zywnątrz - powie do elfa jak tam dojdą - zobaczmy cło mienia rzeknie.] Jak powie to samo co Szamilowi, to udadzą się do zielarza. No chyba, że Thakûna będzie wiedział lepiej co na to poradzić.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline