Początek znajomości rozpoczął się zwyczajnie. Od wymiany pomysłów, imion uprzejmości i czasami nieuprzejmości. Dwójka kapłanów niespecjalnie ingerowała w dyskusję najemników wychodząc z założenia, że płacą im za myślenie i ochronę. Co prawda, płacił im ktoś inny. Ale był to szczegół niewarty w uwagi według: zarówno
Kastusa jak i
Dru.
No to test "Ilu z nas potrafi wyszykować ogniste kule w jedną modlitwę?" został przeprowadzony.
Dru uśmiechnęła się pod nosem. Chociaż ten "czaromiot" to była już lekka przesada. Gnomica na wiadomość o "gościu" łyknęła resztkę z butelki.
-
Kaktusiku, podejdź no tu na chwilę. - powiedziała do kapłana, kiedy Roger skończył go przesłuchiwać. -
No jeszcze bliżej. Kastus niepewnie zrobił jeszcze kilka kroków.
- No chodź, chodź. Przecież ja nie gryzę. - uśmiech Dru sugerował coś zupełnie odwrotnego.
- Nachyl się.
Kiedy kapłan pochylił się w stronę gnomicy, w jej dłoni pojawił się nagle papierowy wachlarz po czym płynnie wylądował na głowie
Kastusa.
- Za co? - odsunął się raptownie i rozcierał siniaka na głowie.
- Za "ogniomiota". - "Broń" zniknęła w czeluściach jej rękawa.
By
AlisaChristopher on deviantART
-
W świątyni już niczego was nie uczą? Szanuj tych, którzy będą ci skórę chronić. - westchnęła. -
Widzę, że będę ci musiała dać kilka lekcji dobrego wychowania.
Wstała, otrzepała spodnie i ponownie się przeciągnęła.
Kastus ze stoickim spokojem przyjął zarówno cios jak i burę od gnomki. Mruknął tylko.-
Wybacz pani. - Dobrze trzeba się spieszyć. Kaktus przelej alkohol ze szklanek do butelki, najlepiej tej, którą schowałam w siedzeniu woźnicy. - mrugnęła do podwładnego.
- Potem sprawdzimy, czy Dziecinka dobrze jest przymocowana do wozu i jak się sam wóz miewa. - wydając polecenia drapała się po nosku.
- Decyzję, jaką drogą wynosimy się z miasta pozostawiam wam. Pierwszy raz jestem na kontynencie, a wypadałoby wybrać coś najbardziej optymalnego.
Kastus pośpiesznie przelewał zawartość szklanek do butelki.
Dru czekała aż podwładny się uwinie, zaplotła ramiona i tupała rytmicznie butem.
- Zgodzę się na wszystko, byle byście mi jej nie zniszczyli i nie rozmontowali na kawałki. - powiedziała po namyśle patrząc w stronę
Rogera.
- Pudełka, sarkofagi, girlandy kwiatów, nadbudowa stoiska z trunkami czy oranżadą, jakoś to przeżyję... my. - uśmiechnęła się, podbierając
Kastusowi ostatnią szklankę i wypijając ją duszkiem. -
Już, Kaktusiku? - Tak pani.- odparł usłużnie kapłan, nie zwracając uwagi na notorycznie przekręcane imię.
Ruszyła w stronę wozu. Rozmowy kto jest lepszy w bitewne klocki jej nie bawiły. Zresztą jak na razie była jedyną osobą na kontynencie, która potrafiła obsługiwać Dziecinkę. Chociaż nie,
Kaktus też to teoretycznie umiał.
- Tak pani. Kastus już był za nią.
- No dobrze, to sprawdźmy, czy wszystkie więzy trzymają i tak dalej. - pogładziła armatę dłonią, jakby pieściła sierść kota.
- A, zapomniałabym. Czy ktoś z was potrafi powozić? - odwróciła się na pięcie do towarzystwa bohaterów.
Byli pomysłowi i widać było, że każdy z tej grupki potrafi coś więcej niż machać mieczykiem ewentualnie różdżką. Żeby jeszcze byli w stanie opracować jeden wspólny plan i dojść do zgody. Kapłanka wszak słabo znała miasto jak i Faerun, więc nie mogła by podjąć odpowiedniej decyzji. A
Kastus...wpatrzony w kapłankę z Lantanu niczym w świętą relikwię, z entuzjazmem poparłby dowolny pomysł
Dru. Nieważne jak głupi i szalony.
Tymczasem od strony magazynowych drzwi rozległo się pukanie.-
Otwierać, straż miejska Waterdeep! - Idę, idę...- krzyknął
Kastus i otworzył drzwi do magazynu. Przed magazynem stał, gruby mężczyzna w czarnym wdzianku i z mieczem przy pasie. A kubek w jego drugiej dłoni, świadczył że oderwano go od posiłku.
Sylphia spojrzała na grubasa, stwierdzając iż nosi on oficjalny strój urzędnika miejskiego. Ale twarzy nie rozpoznawała.
Towarzyszyło mu czterech mężczyzn uzbrojonych w ciężkie pałki, miecze. Ubranych w szaty w barwach miastach.
Straż miejska Waterdeep.
- O co chodzi?- spytał
Kastus. A grubas burknął pod nosem. –
Zalegacie z czynszem za wynajem magazynu.
Kapłan westchnął i spytał.-
Pani, czy opłaciłaś czynsz , tak jak cię prosiłem? Dru zrobiła jakąś dziwną minę. Poprawiła okularki, podrapała się po nosie. Zaczęła coś przeliczać po cichu na palcach. Spojrzała ukradkowo na pustawy mieszek. Chrząknęła.
- Istnieje szansa, że nie. - uśmiechnęła się szeroko. Kapłan obrzucił gnomkę załamanym spojrzeniem i rzekł.-
Zapewniam, że jurto z rana ureguluję osobiście zaległości z naszej strony. - Za późno. Do czasu zapłacenia czynszu, wszystko co znajduje się w magazynie przechodzi na własność miasta. A osoby w nim przebywające mają go opuścić w trybie natychmiastowym. –zarządził urzędnik, a
Kastus wybąkał.-
Że...co? Dru powoli cofnęła się w stronę Armaty.
- Kaktusiku, to gdzie schowałeś łańcuch? - rzuciła się w stronę jego torby, leżącej na siedzeniu woźnicy. Kapłan zbladł pojmując zamiary swej przełożonej.-
Pani, to nie jest dobry pomysł...Przykuwanie się do armaty niczego nie poprawi w tej sytuacji. - Ja nie pytam, co ty o tym myślisz, tylko gdzie masz łańcuch... Aha! - przemieściła się koło bombardiery, łańcuch umieściła między szprychami koła i dokoła lufy. Możliwe, że zanim przykuła swoją rękę, rzuciła pod nosem "wybacz, słonko".
- No dobrze, to teraz niech się dzieje co chce. – radośnie usiadła na armacie okrakiem.