Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-09-2009, 21:21   #20
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wojna i negocjacje są tym samym. Różnią się tylko używanymi w nich środkami.
Armia atakowana z wielu stron jednocześnie narażona jest na chaos i panikę. Urzędnik być może armią nie był, ale „atakowany” ze wszystkich stron przez zgromadzonych ludzi popadał powoli w panikę.
Najpierw „atak” rozpoczął Morgan, potem czarodziejka...
Kolejne natarcia przypuszczał Logain al Mandragoran, kreując się na dobrotliwego przedsiębiorcę. - Panowie pozwolą, że się przedstawię. Logain al Verte. Służę świątyni Gonda w Everlundzie, jako pośrednik. Jestem człowiekiem interesu, i rozumiem, jak drogi jest czas. Również czas Wasz, panowie. Ile zatem jesteśmy winni miastu Wspaniałości? – na jego twarzy zagościł skruszony uśmiech, a dłonią potrząsnął wypchaną kiesą, którą wyciągnął z kieszeni płaszcza.
Sugestia była dośc wyraźna...nie tylko deklarował zapłacenie wspomnianej sumy. Ale nawet dorzucenie coś „ekstra”. Było więc dziwne że mimo tej przynęty urzędnik trwał w swym uporze mówiąc.- Nie...jak już wspomniałem nie jestem osobą przeznaczoną do zbierania pieniędzy. Ja mam tylko zapieczętować magazyn.
Kolejny atak przypuścił Castiel kierując się zasadą: nie piórem go to mieczem. Zaczął go straszyć tajemniczymi konszachtami między świątyniami. I niezbyt dobrym pomysłem mieszania się w te konszachty. Zrobiło to wrażenie na urzędniku, jak i na przysłuchującej się temu straży. Wszyscy oni zbledli, zaś sam grubasowi nogi drżały.
Jedna nawet ten podstęp nie stępił uporu urzędasa. Gdyż drżącym głosem rzekł.- Mało mnie obchodzą wasze sprawy! –
i nerwowym drżącym głosem dodał.- Pommyłki to wywy se wyjaśniajjcie z urzędem mmmiasta. Ja mmam prostete rozzkazy do wykonania. Zabezpiepieczyć towar w magazynie i zapieczęttować magazyzyn. A resszta nie jest moim zmart..wieniem.

Tymczasem kapłan i gnomka zajęli się czymś innym. Dru pochyliła się do przodu i starała się dosięgnąć szaty Kastusa. Kapłan bowiem, stojąc przy armacie kontemplował łańcuchy. I obmyślał sposoby ich rozerwania. Przecież nie mógł zostawić swej przełożonej na lufie. Nawet nie zwrócił uwagi na machającą mu nad głową rączkę Dru. Która nie mogła dosięgnąć szat.
- Psyt, psyt. – Dru dyskretnie zwróciła jego uwagę na siebie. A gdy się zbliżył, chwyciła go za kaptur szaty i przyciągnęła do siebie.
- Daj pokrowiec. No już, już bez dyskusji. – rzekła mu prosto w oczy.
- Pani, jak mogłaś zapomnieć zapłacić. –rzekł z wyraźnym wyrzutem w głosie kapłan posłusznie zasłaniając i armatę i siedzącą na niej kapłankę.
- JA tylko powiedziałam, że nie jestem pewna czy zapłaciłam. Jak mnie wysłałeś zapłacić, to mijałam kasyno, ale jestem zupełnie pewna, że odpowiednia ilość sztuk złota została w mieszku. Ale nie wiem czy dotarłam do ratusza. Głowa mnie boli, w takich warunkach źle się myśli.- zaczęła usprawiedliwiać się Dru.
- Pani, mówiłem żebyś tyle nie piła wczoraj.- westchnął Kastus.
- To przez waterdeepski klimat Kaktusiku. Zwykle piję więcej i nic mi nie jest. –spod pokrowca wydobył się cichy głosik kapłanki.
- Jak wygląda stan "nic mi nie jest"?- wątpliwości w głosie kapłana były aż nadto wyrażne.
- O poranku jestem w stanie odmówić modlitwę do Gonda i przynajmniej nie zawodzę jak ty.- ironiczny głosik Dru wyraźnie świadczył, że wie o czym mówi.
- Śpiewać to jakby dwa razy się modlić. –odparł urażony kapłan.
- Zarzynać pieśni religijne to wkładać palec w oko bogu. –syknęła spod pokrowca Dru. A Kastus odparł.- Liczą się intencje.
- Talent też.-
gnomka była nadal nie przekonana. Jednak Kastus zwrócił uwagę na coś innego. Na czarodziejkę mamroczącą coś pod nosem...choć głównie to zwrócił uwagę na jej dekolt mocno podkreślany przez wyzywający krój koszuli, czy gorsetu...czy czymkolwiek był ten skrawek materiału więcej odkrywający niż zakrywający.

Użycie sztuki nie zawiodło Sylphii...Uparty urzędnik chwycił za mieszek oferowany przez czarodziejkę i bezbarwnym tonem głosu rzekł. –Zapłata uregulowana, wracam do swoich zajęć.
- Cymain, co ty robisz?-
rzekł jeden ze strażników.- Znasz rozkazy szefa.
Ale strażnik obok położył dłoń na ramieniu kumpla dodając.- Daj spokój Gregor, sprawa spalona. Wynosimy się stąd, póki jeszcze możemy.
I strażnicy na czele z opętanym przez magię czarodziejki urzędnikiem, zaczęli się wycofywać w kierunku uliczek miasta.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 11-09-2009 o 10:45.
abishai jest offline