Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2009, 18:38   #7
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Nie spał. Miast tego snuł skryte plany leżąc w bezruchu na niewygodnej pryczy. Przez całą noc rozważał dostępne mu możliwości rozwiązania problemu. Tych posiadał całkiem sporo. Okazjonalnie przejawiając objawy nieznacznej paranoi, wychodził ze swojego pokoju na korytarz, aby upewnić się, czy nikt nie zakłóca snu innych gości klasztoru. Nic takiego się jednak nie zdarzyło. Gdy tylko słońce zaczęło przełamywać ciemność, ujął w dłoń swój święty symbol, rozpoczynając tym samym żarliwą modlitwę. Kiedy po godzinie skończył szeptać modły, ponownie sprawdził czy ma ze sobą wszystko co potrzebne. Dokładnie zabezpieczył plecak i zwrócił się w stronę zakrytego płachtami podkomendnego.
- Aby nie wywoływać większego… zainteresowania naszymi osobami, zdecydowałem, że zostaniesz w pokoju. Na straży. Dołączysz do mnie dopiero po zakończeniu śniadania, kiedy to wraz z innymi opuszczę salę jadalną. Czy to jasne?
Ku zadowoleniu swego stworzyciela, nieproporcjonalna karykatura przytaknęła głową bez słowa, czy jakiegokolwiek sprzeciwu. Aeron przerzucił skórzany przedmiot przez ramię, po czym wyszedł, zamykając za sobą drzwi do pomieszczenia.

Zatroszczywszy się o najważniejsze sprawy, wędrowiec zszedł na śniadanie. Nie miał co prawda w planach spożywania czegokolwiek, jednak przegapienie istotnych informacji nie wchodziło w rachubę. Ci którzy zdecydowali się zwrócić uwagę w kierunku wejścia zauważyli, że ubiór osobnika nieco różnił się od wczorajszego. Główne różnice stanowiły kolor przywdzianej szaty, jak i maski zakrywającej twarz. Ta pierwsza była biała jak śnieg, druga zaś oferowała dość mocny kontrast, ziejąc czernią. Mężczyzna usiadł spokojnie przy stole, nieopodal małej, elfiej pannicy. Zajął miejsce, po czym skrupulatnie wygładził swój ubiór. Więcej czasu i zainteresowania poświęcał czynnościom ludzi wokół niż stojącym przed nim, prostym daniom. Dwa jadeitowe ogniki buzowały za woalką ciemności i śledziły zachowanie mnichów, uparcie szukając czegoś oderwanego od szarej codzienności. Drżenia rąk, rozbieganego spojrzenia, niepewnej mimiki malującej się na czyjejś facjacie. Jednak, pomimo wnikliwej obserwacji, nic takiego nie odnotował.


Kiedy tylko śniadanie dobiegło końca, poszukiwacze enigmatycznego mordercy zostali zabrani na poziom katakumb, gdzie po raz pierwszy mieli szansę zobaczyć pozostałości mistrza Koryniona. Otępiały służący persony w bieli dołączył do reszty w trakcie owego pochodu. Wszyscy stanęli przed miejscem spoczynku. Urna nie zdołała wywrzeć na mężczyźnie w masce większego wrażenia. Owszem, była majestatyczna i bogato zdobiona, jednak wobec pozostałości osoby które się w niej znajdowały, nie stanowiła niczego więcej jak zwyczajnego naczynia. Po chwili ciszy nastąpiła lawina słów. Ślepiec, podczas swej przemowy, zaoferował kilka informacji, które mogły okazać się pomocne w rozwikłaniu sprawy. Następnie, jakby nigdy nic, opuścił grupę. Śledczy zostali pozostawieni samym sobie, zaś okazjonalne przebłyski zieleni z ciemności otworów ocznych skupiły się na grawerowanym pojemniku. Aeron zastanawiał się czy to co widzi naprawdę jest pozostałościami człowieka, którego do niedawna uważał za niemożliwego do pokonania, a co dopiero do zabicia. Czy też może nowoprzybyli stali się pionkami w jakiejś niezwykle podstępnej grze. Niezależnie od zawiłości całego szachrajstwa, nie ulegało wątpliwości, że antagonista który je wykreował był kimś więcej niżeli zwykłą płotką. Należało więc sprawdzić, jak daleko sięgają jego wpływy i umiejętności. Uniósłszy w górę swój święty symbol, wyszeptał krótką formułę. Pozostałości ciała (jak i sam rzucający czar) zostały otulone nimbusem skrzącego, złotego światła, które to zdawało się zalewać wszystko i wszystkich wokół. Złoto pośpiesznie przekształciło się w błękit, którego ciasne smugi poczęły falować po powierzchni naczynia, chcąc zrekonstruować znajdujące się w nim szczątki.

Gdy Aeron dokończył inkantację, moc potężnego zaklęcia spłynęła na kapłana, a gdy ten skoncentrował się na martwym celu, poczuł niesamowite uczucia, których nigdy wcześniej nie zaznał. Jego duch opuścił ciało, a mimo to, zachowywał ciągłą świadomość. Widział, jak jego cielesna powłoka upada na brudną posadzkę kamiennego korytarza w katakumbach. Widział reagujących na sytuację kompanów. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżył, mimo iż czar Wskrzeszenia nie był mu obcy. Miał dziwną świadomość, że podróżuje tą drogą, którą pokonała dusza Koryniona. Świadomość maga, przeniknęła przez sufit, znajdując się w holu głównego budynku klasztoru, na tym jednak się nie skończyło. Duch mężczyzny wciąż się unosił pokonując kolejne piętra budynku, aż w końcu opuścił go zupełnie. Wznosząca się świadomość widziała prędko oddalającą się ziemię, którą po chwili zasłoniły śnieżnobiałe chmury. Niedługo potem, dostrzegł ogromne połacie Torilu, a po kilku chwilach także i ziemie mocno oddalone od świata Krasnoludów, Ludzi i Elfów. Nagle zapadła kompletna cisza. I zapadł oszałamiający blask. Gdy ten zniknął dusza odzianego w biel dostrzegła wszechobecną, doskonałą czerń. Na jej tle mieniły się miliardy gwiazd.


Jego esencja poczuła silne zawirowanie i dziwne wrażenie, jakby gdzieś ją zassało. Obraz w mgnieniu oka rozmył się, a centrum galaktyki, którą było widać z dala drastycznie się przybliżył, a po chwili czarodziej znalazł się nieopodal olbrzymiej, złotej kuli, wokół której wirowały dziesiątki mniejszych kolorowych planet. Aeron chciał z całych sił spytać, chociażby i samego siebie gdzie jest, co się dzieje, jednak jedyne co słyszał to swoje myśli i doskonałą ciszę. Nieopodal olbrzymiej gwiazdy pojawiło się światło. Pierwej było wielkości innych oddalonych gwiazd. Po kilku chwilach zaczęło się rozrastać do zauważalnych wymiarów. Z jego wnętrza wydobywały się różne odcienie kolorów, od zielonego, po jasnoróżowy na ciemnoszarym kończąc. Obraz znów się zamazał, jak wcześniej a świadomość kapłana, błyskawicznie zbliżyła się do światłości i nagle pojawił się ogromny ból. Ubrany w biel usłyszał swój zdezorientowany jęk, a gdy otwarł oczy spostrzegł, że leży na ziemi obok urny i pochylających się nad nim towarzyszy w śledztwie.


Mimo, że wciąż miał w pamięci ten zapierający w piersiach obraz, natychmiast poderwał się do góry, odzyskując równowagę. Zarówno tą psychiczną, jak i fizyczną. Odchrząknął i przemówił do reszty, chcąc podzielić się tym, czego sam stał się mimowolnym świadkiem.
- Gdziekolwiek przebywa teraz dusza Koryniona, nie jest to żadna z szerzej znanych, boskich domen. Jego duch zdaje się pozostawać poza naszym zasięgiem. Najzwyczajniej w świecie nie chce wrócić na plan materialny, lub też nie posiada takiej możliwości. Teraz wybaczcie mi, ale muszę natychmiast… coś sprawdzić.
Jeszcze raz przywoławszy do porządku swą nieco skołataną percepcję, ruszył w drogę powrotną. Jednakże jego kroki natychmiast ustały i zamaskowany ponownie zabrał głos.
- Mała Aelie, byłbym wdzięczny gdybyś zechciała mi towarzyszyć. Twoja pomoc może okazać się pomocna, zaś wszyscy wiedzą, że percepcję dziecka oszukać jest najtrudniej.
Elfka, która do tej pory spoglądała na urnę z mieszaniną ponurego zamyślenia i chęci uzewnętrznienia czyichś wnętrzności, obróciła się na pięcie i spojrzała na wzywającego jej imię na daremno z wyrazem szczerego niezadowolenia. Efekt ten potęgowało księżniczkowe złapanie się za boki i wykrzywienie buzi w dzióbek. Najwyraźniej mimo zostania skomplementowaną, pannicę rozdrażniło nazwanie ją dzieckiem, w dodatku-małym! I chociaż jej aparycja pozwalała płynnie przechodzić z postawy "jestem wciąż dzieckiem, ojej" w "jestem już młodą damą" by korzystać z zalet obu stanów rzeczy i unikać ich wad, teraz była z tego faktu bardzo naburmuszona. Dlaczego? Może dlatego, że nazwanie jej dzieckiem przed szczątkami jej idola sprawiło, że poczuła się...malutka. A bardzo tego nie lubiła. Ale mimo wszystko, pochwała spełniła swoje zadanie i egoistyczna przyjemność płynąca z faktu bycia potrzebną i zaakceptowaną jako taka przez otoczenie zwyciężyła. Chociaż z zadartym noskiem, dołączyła do lubiącego zmieniać swoją garderobę detektywa.
 
Highlander jest offline