Ventruil czekał aż Salazar wydłubie z trupa bełt, przyglądając się jego poczynaniom. Co pewien czas zerkał też na Wiedźmę, która w pewnym oddaleniu kreśliła na piasku jakieś znaki. "Pewnie jakieś czary". Pomyślał. "Zapewne po to aby ukryć nasze ślady".
Salazar skończył dłubać w martwym człowieku i schował bełt. Ventruil chwycił trupa pod ramiona i postępując zgodnie ze wskazówkami Saroynen, pociągnął go w stronę wydm. Po kilkunastu metrach zatrzymał się i znalezionym w pobliżu kawałkiem drewna zaczął drążyć w sypkim podłożu dołek. Gdy wgłębienie było wystarczająco głębokie wepchnął do niego zwłoki i przysypał je piaskiem. "Na długo się to nie ukryje, ale przecież za kilka dni będziemy już daleko".
Wrócił nad brzeg morza, gdzie Salazar uporał się z drugim zabitym. Podobnie jak Ventruil, zakopał go. Teraz stanął przed wiedźmą i spytał o wioskę. Mimo iż pytanie było skierowane do elfiej wiedźmy, Ventruil nie bacząc na konsekwencje, nie wytrzymał i odpowiedział. - Tak, to przedni pomysł. Tylko po to zakopujemy tu te marne zwłoki, żeby zaraz potem utopić jakąś gównianą osadę we krwi. Brawo Salazar. Dozkonały pomysł. A jak już się uporamy z wieśniakami, to wszystkich zakopiemy na plaży. Domy spalimy, a popioły wsypiemy do morza. I nikt nie będzie wiedział, że tu byliśmy. Chyba należy Ci przypomnieć, że nasza misja wymaga dyskrecji. Na razie. A masakrowanie ludzkiej osady raczej zbyt dyskretne nie jest. Zgodzisz się ze mną, Pani? - zakończył swój wywód, odwracając się od elfa, do którego mówił, w stronę wiedźmy. |