Wątek: [D&D] Początek
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2009, 22:52   #2
Khemi
 
Khemi's Avatar
 
Reputacja: 1 Khemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znany
Khemorin przeklinał raz po raz. Miał serdecznie dosyć tanich zamówień. Był właśnie w połowie zamówienia a nadal pluł sobie w brodę, że w ogóle je przyjął. Trzydzieści krótkich lecz szerokich mieczy z brązu dla straży ulicznej. Gordi chyba robił mu na złość. Choć może i nie. Z pewnością dowódca gwardii nie zaprzątałby sobie głowy tym komu i jakie zlecenia się wydaje. Pewnie wydał polecenie, by zamówić wykucie mieczy a reszta go nie obchodziła.
Pracował od rana. Szesnasty miecz, jaki już miał na ukończeniu pękł wzdłuż niczym źdźbło trawy, wypełniając izbę tysiącem iskier. Khemorin przetarł czoło i rzucił stalową klingę na palenisko. – Diabli to nadali! Nawet na własnej straży oszczędzają, jakby nic nie znaczyli! – Chociaż to w zasadzie była prawda. Straż uliczna to w większości starsi, zapijaczeni weterani, którzy tak chcieli dorobić na kolejną flaszkę i dziewki w karczmie.
Węgiel, który mu dostarczono był odpowiedni – ba – nawet całkiem dobrej jakości a dawał żar do nawet lepszej roboty niż brąz. Do wytopu nadawał się doskonale. Materiały na brąz jednakże – były tak kruche, że krasnolud musiał zastosować specjalne sposoby wytopu, by w ogóle brąz nadawał się na broń. Wytapiał materiały sam w miarę swych umiejętności. Mało kto miał okazję uczyć się u najznamienitszych kowalskich mistrzów a jeszcze mniej mogło powiedzieć, że tym mistrzem był ich ojciec. Te wspomnienia odrywały Khemorina od pracy niejednokrotnie.

Po wielu dniach materiał był gotowy a wykuwanie samych ostrzy okazało się już o wiele prostsze. Piętnaście krótkich mieczy, które ukończone już, oparte stały na stojaku w przedsionku nie były wyśmienitą bronią, bo i taką nie musiały być. Jednakże Krasnolud włożył cały swój talent w tą robotę, by zadbać o swoją opinię. Każdy kowal potrafi wykuć dobrą broń, gdy ma dobre materiały do dyspozycji – nie każdy jednak potrafił tego dokonać z badziewiem, jakie mu dostarczono. Najwidoczniej Gordiemu zależało na czasie, a nie na jakości. Zarobek też z tego wielki nie miał być – ot zwykła opłata no i reszta rudy i węgla. – Niewiele z tego zostanie dla mnie – mruczał czasem pod nosem krasnolud.
Po zniszczeniu szesnastego miecza Khemorina tknęło, jak ulepszyć stop brązu. Po południu nie wykuł już żadnego miecza – nie miało sensu kontynuowanie, gdy materiał rozpadał się na kawałki. Wziął niewielki kawałek przetopionego już brązu i trzaskał go bez opamiętania młotem aż ten spłaszczył się do rozmiaru cienkiej płytki. Kowal chciał sprawdzić maksymalną wytrzymałość. Nie zdziwił się, gdy raz po raz odpadały małe kawałki. Przestał dopiero, gdy w szczypcach został tylko mały kawałek blachy. Przyglądał się jej raz po raz gładząc powyginane obrzeża i obmyślając nowy sposób na zwiększenie wytrzymałości materiału.

Khemorin był tak zajęty, że nawet nie spostrzegł, że na dworze już się ściemniło. Nie spostrzegł też ani nie usłyszał nawet, że do jego pracowni wszedł strażnik. – Krasnoludzie! – wrzasnął zmęczony i zasapany strażnik. Khemorin odwrócił się z zadziwiającą prędkością, zaciskając wielkie jak bochny chleba dłonie. – Czego!? Zamówienie jeszcze nie skończone – Odburknął, jakby wściekły, że go popędzają. – Spokojnie – odrzekł wystraszonym tonem głosu krasnoluda strażnik i odsunął się o krok. – potrzebujemy wszelkiej broni, jaką masz teraz. Każda ilość się przyda. A i Twoja pomoc może się przydać. Bandy goblinoidów Sunom na miasto. Każdy zdolny trzymać broń się przyda – Wykrzyczał to niby jednym Tchem, jakby miał się rozpęknąć, gdyby szybko tego z siebie nie wyrzucił. Krasnolud był zdziwiony ale nie obce były mu tego rodzaju „pobudki”, gdy obozował nieraz w obozach najemników na pograniczu. – Wszystko stoi w korytarzu – rzucił szybko i machnął opancerzonym ramieniem w stronę holu do tylnego wejścia. Na ten sam czas, jakby znikąd do izby wbiegło dwóch strażników I na rozkaz pierwszego pobiegli do korytarza z bronią.
Strażnicy krzątali się przez chwilę, wynosząc broń. W tym czasie Kowal odłożył młot i szczypce na półkę, obok paleniska i sięgnął po topór oparty o kamienną ławę przy zacienionej ścianie pracowni. Podrzucił go lekko w górę i wprawnym ruchem łapiąc za koniec trzonka zakręcił nim lekko, niczym piórkiem kilka kółek. Kochał tę broń, jak nic innego. Sam wykuł tę broń poczynając od wytopienia materiału po najdrobniejszy szlif na ostrzu. Podpiął topór do pasa i nie oglądając się na nic ruszył w kierunku drzwi.
Gdy tylko przeszedł próg owionął go lekki chłód wieczoru a wiatr potargał mu i tak nieco skłębioną brodę. – Może to już tej nocy – szepnął sam do siebie i ruszył w kierunku bramy głównej miasta.
 
__________________
Projektant wie, że osiągnął doskonałość nie wtedy, gdy nie ma już nic więcej do dodania, lecz wówczas, gdy nie ma już nic więcej do odjęcia...
Khemi jest offline